27 marca 2015

Rozdział XXX Ciemność

Miałam wrażenie jakby droga powrotna była krótsza... Choć może to ja zbytnio pędziłam? Sama już nie wiedziałam. Byłam kłębkiem nerwów. Czułam wewnętrzny niepokój. A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od małego wypadku Jamiego... Jack stwierdził wtedy, że skoro nie potrafił uratować swojego przyjaciela to nie nadaję się na strażnika. I tymże sposobem wyrzekł się mocy, a kłopoty lawinowo narastały...


Wtem spostrzegłam, że byłam już u celu. Ostrożnie zniżyłam lot, aż w końcu miękko wylądowałam parę metrów przed jaskinią. Mróz szybko zeskoczył z mojego grzbietu, podczas gdy ja powróciłam do ludzkiej postaci. Poprawiłam grzywkę i zwróciłam się w stronę chłopaka.
- Myślisz, że jeszcze śpią? - zapytał brunet na co ja wzruszyłam ramionami.
- Oby - mruknęłam i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę groty. Nie miałam pojęcia czego mogłam się spodziewać w środku. W końcu pułapki to niemalże specjalność mojej drogiej przyjaciółeczki, Agey. Jack podążał za mną, słyszałam jego kroki.

Nagle zatrzymałam się i gwałtownie rozejrzałam wokół siebie. Niepokój wzrósł, gdy nikogo nie zobaczyłam.
- Co jest...? - zmrużyłam oczy. Wtem poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zapominając, że nie byłam tu sama, momentalnie odwróciłam się z zamiarem wykonania kopa z pół obrotu. Gdyby Mróz w porę się nie odsunął to zapewne leżałby teraz nieprzytomny na ziemi.
- Szukasz mnie? - dobiegł mnie przerażająco znajomy, męski głos.
- Nie... - szepnęłam z niedowierzaniem, patrząc na ogromny cień przede mną.
- Kim on jest? - spytał Jack.
- Kimś kogo miałam zamiar unikać do końca życia i jeszcze jeden dzień dłużej. - odrzekłam z nieukrywanym strachem.


~*~


Zbliżało się południe. Babcia właśnie zawołała mnie na obiad. Dość wcześnie jak dla mnie, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Zresztą nie miałem czasu. Zjadłem posiłek najszybciej jak to tylko było możliwe. Oczywiście zostałem podsumowany tym, że jedząc tak szybko najpewniej się udławię. Jednak jak zwykle się tym nie przejąłem.

Po obiedzie powiedziałem babci, że idę do kolegi i wrócę późno. Kocham ją, ale nie mogłem powiedzieć prawdy. Choć w sumie to zabawne jak słowa „do szkoły” działają przekonywająco na dorosłych. Pożegnałem się więc z nią i z plecakiem zaopatrzonym w najpotrzebniejsze przedmioty, wyszedłem z domu.

Jack wyjawił, że swoją laskę zostawił w starym Burgess. Żeby się tam dostać, powinienem najpierw odszukać staw i stamtąd odnaleźć ścieżkę prowadzącą do repliki miasta. Musiałem się wykazać i odzyskać laskę. Tylko tak udowodnię, że nie jestem do końca bezużyteczny...



~*~



Serce zaczęło bić mi mocniej ze strachu. Wydawałoby się jakby zaraz miało wyskoczyć z mej piersi. Bałam się, choć nie do końca rozumiałam czego. Kolejnego wyzwania, walki? Nie, przecież ja to kochałam. Więc czego się obawiałam?

- Czego chcesz?! - ryknęłam, zaciskając dłonie w pięści. Nerwowo rozejrzałam się wokół. On lubił atakować z zaskoczenia.
- Jesteś głupia, jeśli nie wiesz - odrzekł wciąż spokojnym głosem. W odwecie zaklęłam ostro pod nosem.
- Co zrobiłeś z Agey i Sorrowem? - wtrącił Mróz. Spojrzałam na niego zaskoczona, gdy chłopak zrównał się ze mną. Wydawał się być opanowany, lecz wyczuwałam jego wściekłość.
- Ja? - rzekł niewinnym tonem Pan Ciemności - Ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Ty... Gadaj! - warknęłam, gdy wtem znów poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Ann... - mruknął Jack - Musimy się wycofać póki jeszcze możemy... - dodał, gdy rozległ się głośny rechot.
- On ma rację, dziewczyno! - odrzekł melodyjnym głosem Mrok - Jednak pamiętaj, że ciemność przeszłości w końcu cię pochłonie! - zarechotał i wtem jego ogromny cień, który pojawiał się na każdej ze ścian jaskini, po prostu zniknął. Do wnętrza groty znów zaczęły wpadać nieśmiałe promienie słońca.


Nagle kolana się pode mną ugięły. Upadłam na podłogę i ostro przeklęłam, uderzając pięścią w skałę. Poczułam ostry ból, lecz zignorowałam go.
- Nic nie mogliśmy zrobić. - mruknął cicho Jack, schylając się ku mnie - To nie twoja wina. Nikt nie przewidziałby czegoś takiego...

Spojrzałam na niego, bezskutecznie próbując się ogarnąć. Mimo to przytaknęłam i przy niewielkiej asekuracji Mroza, powoli wstałam. Ręka, którą uderzyłam w ziemię bolała i chyba nawet krwawiła. Ale nie to było ważne. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą zaszło. I po jaką cholerę tak bardzo chciałam polecieć do Jamiego? Czy to było konieczne? Przez moją lekkomyślność i zlekceważenie wroga, Agey i Sorrow zostali schwytani!

Przygryzłam wargę, rozmyślając nad tym co powinnam teraz zrobić. Brunet w tym czasie wyciągnął mnie z jaskini na zewnątrz. Minęło parę minut zanim chłopak się odezwał do mnie ponownie.
- W porządku? - zapytał, patrząc na mnie z troską.
- Chyba tak... - odparłam, lecz nagle znów zakręciło mi się w głowie. W ostatniej chwili złapałam z powrotem równowagę - A może nie... Sama już nie wiem. To chyba przez tą sytuację...

Jack podniósł wzrok ku niebu, po czym znów się odezwał.
- Co robimy? Zawiadamiamy strażników czy wracamy do Jamiego? A może wrócimy do twojego i Agey domu? - zapytał cicho.
- Strażników nijak teraz możemy wezwać - skłamałam dość sprawnie tylko po to, aby ich nie spotkać - A gdy polecimy do Jamiego to znów będzie nas męczył o to by do nas dołączyć. Natomiast mój dom... jest teraz zbyt daleko. - wyjaśniłam szybko.

Jack wbił wzrok w ziemię, jakby nad czymś myślał.
- A Duch Księżyca? - spytał Mróz - On może nam pomóc...
- Masz racje - przyznałam - Jednak żeby go wezwać, musielibyśmy czekać do nocy.
- To nie ma sensu - westchnął Jack i przeczesał ręką włosy.
- Chodźmy stąd - poprosiłam nagle, patrząc w brązowe oczy chłopaka - Chcę odejść stąd tak daleko jak to tylko możliwe - dodałam.


Brunet przytaknął i wspólnie ruszyliśmy przed siebie. Szczerze to nawet nie orientowałam się w którą stronę czy nawet dokąd w ogóle szliśmy. Jack prowadził, ufałam mu. W końcu teraz to on był jedyną, trzeźwo myślącą osobą...


----------------
Od Autorki: No nie powiem, długo zwlekałam z napisaniem tego rozdziału :(  
Wybaczcie mi. Mam teraz sporo na głowie... Szkoła, treningi, przygotowanie do BOJ... Litości więc :c

Z uwagi też na tą sytuację, która prawdopodobniej uspokoi się dopiero z końcem roku szkolnego myślałam nad wprowadzeniem systemu publikacji jednego rozdziału na miesiąc. Taki rozdział byłby też dłuższy. Ustaliłabym wtedy jeden dogodny termin i jego się trzymała. Oczywiście, jeśli byłabym w stanie, bo akurat miałam więcej czasu to dodawałabym kolejne rozdziały poza określonym terminem. 
Jednak przez prawie cały kwiecień i maj jestem pochłonięta BOJ i porządkami w nowym domu, do którego niedługo się przeprowadzam. Zamieszanie jest, ale spokojnie. Nie zakończę przez to opowiadania. Szczególnie, że mam już przygotowany scenariusz do następnych 20-30 rozdziałów :)

Jak zwykle czekam na wasze opinie dotyczące tego długo wyczekiwanego rozdziału ^^ a sama się ewakuuję do spania. Jestem padnięta, ale teraz wreszcie się wyśpię c:

Do następnego!

Ann Varcon