31 lipca 2015

Rozdział XXXV Haker

Szatyn podniósł rękę i przybił piątkę ze starym przyjacielem.
- A może tak przedstawisz nas sobie? - spytał niebieskooki.
- No tak - zaśmiał się Jamie - To Jack. Chodzimy razem do jednej klasy. - skłamał. Mróz i Raphael uścisnęli sobie dłonie.
- A ona? - spytał jeszcze chłopak, patrząc prosto na mnie. Dreszcz przeszedł mi po ciele. Przełknęłam głośno ślinę. Przecież on w ogóle nie powinien mnie widzieć...
- Jestem Ann - wyjąkałam ledwo - Jestem... kuzynką Jamiego - wymyśliłam na szybko.
- Miło mi - uśmiechnął się przyjacielsko - Zapraszam, wejdźcie do środka - dodał, robiąc miejsce w przejściu. Wchodziłam jako ostatnia i czułam się strasznie nieswojo... Raphael zamknął prędko drzwi, wyprzedził nas i poprowadził do swojego pokoju.
- Nieźle - mruknął Jamie w progu. Pomieszczenie urządzone było nowocześnie i typowo dla nastolatka. Naprzeciwko jasnych, szarych drzwi, przez które weszliśmy znajdowało się duże dwuskrzydłowe okno. Czarne rolety dzień/noc były opuszczone do połowy. Łóżko stojące prostopadle do krótszej ściany było schludnie pościelone, ale już biurko stojące obok przed oknem zawalone było różnymi zeszytami, luźnymi kartkami, długopisami, ołówkami. Pod tym wszystkim wystawał lekko uchylony monitor laptopa. Nad tym wszystkim na ścianie były dwie półki. Po części zastawione książkami i komiksami, a po części puste. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się ogromna szafa i komoda. Po lewej stronie przed łóżkiem leżała ogromna pufa, wyglądająca jak piłka do nogi. Nad nią na wysięgniku był zamocowany całkiem spory jak na pokój telewizor. Wszystkie meble w pokoju były białe. Ściany w większości ciemno szare, ale czerwone dodatki nieco rozjaśniały pomieszczenie. Czarne obrotowe krzesło znajdowało się niemal na środku pokoju.

- Niedawno zmieniałem wystrój - odrzekł niebieskooki. Złapał jedną ręką krzesło, przysunął je i usiadł. - Lepiej powiedz w czym mam ci pomóc.
Jamie stanął jak wryty. Udało mu się jedynie posłać mi błagalne spojrzenie. Westchnęłam ciężko i postąpiłam krok do przodu. Zwróciłam tym uwagę niebieskookiego.
- Szukamy pewnej księgi - zaczęłam nieco niepewnie - Nie znamy jej autora, ale wiemy, że pisał o różnych istotach magicznych w tym także o tzw. strażnikach oraz bóstwie szerzej znanym jako Duch Księżyca. Ponoć księga ta nawiązuje to starych słowiańskich wierzeń - powiedziałam niemalże na jednym wydechu - Potrzebujemy twojej pomocy w odnalezieniu archiwum, które może posiadać taką księgę.


Raphael intensywnie się we mnie wpatrywał. Ten chłopak... był inny niż ludzie, z którymi miałam do tej pory do czynienia. Był jakiś dziwny, ale nie umiałam stwierdzić czemu tak mi się wydawało.
- Aha - odezwał się wreszcie niebieskooki - Jeszcze niezbyt ogarniam po co, ale z łatwością znajdę poszukiwane przez was miejsce - dodał - Trudniejsze rzeczy już robiłem... - uśmiechnął się.
- Działaj - mruknął Jamie. Raphael kiwnął głową, odwrócił się i dosunął krzesłem do biurka. Jednym ruchem ręki odgarnął niepotrzebne rzeczy i otworzył laptopa, jednocześnie go uruchamiając. W pokoju rozległ się stukot wciskanych na klawiaturze klawiszy. Spojrzałam na chłopaków.
- No to? - spytałam.
- W kuchni są napoje. W lodówce powinno być jeszcze trochę jedzenia. Częstujcie się - polecił Raphael, nie odrywając wzroku od komputera. Mając pozwolenie, od razu udałam się w odpowiednie miejsce. Panował tu niezły bałagan choć i tak to było nic w porównaniu z tym jak teraz wygląda kuchnia w dworku...
Jack i Jamie podążali za mną. Słyszałam ich kroki na panelach podłogowych, a później płytkach. Rozejrzałam się. Na blacie kuchennym dostrzegłam butelkę z sokiem jabłkowym. Pochwyciłam ją, a potem każde z nas nalało go sobie nieco do szklanek. Nie minęła chwila, a moja już była pusta. Z ciekawości zajrzałam do lodówki. Oblizałam się na widok mojego ulubionego batonika czekoladowego. Porwałam go nim chłopaki się zorientowali i skonsumowałam.  Jack i Jamie nie byli chyba zbytnio zadowoleni, ale później też znaleźli sobie jakąś przegryzkę.
- Jak myślicie, długo to mu zajmie? - zainteresował się brunet, przełykając ostatni kawałek cukierka.
- Jest specjalistą od takich rzeczy - odparł szatyn - Ale nie to mnie ciekawi... - mruknął, spoglądając na mnie.
- Do czego zmierzasz?
- Dlaczego cię widzi? - spytał Bennet - Ja widzę cię dlatego, że dużo przebywam z Jackiem, ale on…? Nie rozumiem tego.
- Ja też nie wiem - wzruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w podłogę - Może to przypadek, a może ma w swoim towarzystwie jakiegoś ukrytego Kaiju... Lepiej się nad tym nie zastanawiać. Póki nie wie kim tak naprawdę jestem wszystko będzie dobrze - dodałam.


Zapadła nieprzyjemna cisza. Podeszłam do blatu, złapałam nową szklankę i ponownie nalałam sobie soku, tym razem o smaku wiśniowym. Popatrzyłam w swoje odbicie w napoju, po czym wzięłam jeden, porządny łyk.
- Gotowe! - rozległ się nagle głos Raphaela. Szybko udaliśmy się z powrotem do jego pokoju. Niebieskooki wciąż siedział przy laptopie, ale tym razem nogi miał ułożone na biurku.
- Masz już namiary? - spytałam, spoglądając mu przez ramie.
- Tak i nawet nie spodziewałem się, że to będzie tak blisko.
- Do rzeczy - mruknął Jamie.
- Archiwum, które posiada w swoich zbiorach poszukiwaną przez was księgę ma miejsce tu w Polsce. Jak się okazuje to właśnie w tym kraju znajdują się największe zbiory dotyczące wierzeń słowiańskich. Jednak dokładniej, miejsce to jest gdzieś w centrum Łodzi. - odrzekł - Moje miasto rządzi! - uśmiechnął się szeroko w naszym kierunku.
- Ta, domyślamy się... - odezwał się Jack, który także zdawał się być już zniecierpliwiony.
- Daj dokładny adres - poprosiłam.
- Nie ma sprawy - Raphael nacisnął jakiś przycisk na klawiaturze, a drukarka stojąca na komodzie ruszyła. Trzeba przyznać, że chłopak potrafi się przygotować.
Nagle niebieskooki wstał i wziął kartkę z drukarki, która skończyła już pracę.
- Oto adres i plan dojazdu - powiedział, dając mi kartkę. Spojrzałam na mapkę. Niby była po angielsku, ale i tak w niczym mi raczej nie pomogła.
- Jamie - podałam szatynowi kartkę.
- Nie rozumiem... Gdzie to ma być? - pokręcił głową.
- Pokażę wam. To nie jest daleko - mruknął Raphael - Skombinuję tylko jakieś bilety do komunikacji miejskiej i możemy ruszać.
- Jeśli potrzebna jest kasa to mogę się dołożyć - zaproponował szybko Bennet.
- Tutaj twoje dolary nie mają żadnej wartości - zaśmiał się lekko niebieskooki - Tu używamy takiej waluty - dodał, łapiąc i pokazując nam pierwszą, przypadkowo złapaną monetę z biurka. Przyjrzałam się jej uważnie. Mogłabym przysiąść, że kiedyś już ją widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć... Agey pewnie by wiedziała...
- Polski złoty - wytłumaczył Raphael.
- Niech będzie - mruknęłam - Zaprowadź nas po prostu do tego archiwum. Chłopak znów się uśmiechnął, po czym znów podszedł do komody i z bocznej szafki wyjął mały plecak. Do niego zaczął pakować potrzebne rzeczy.

~*~


- Ale mi środek transportu - prychnęła Ann - Lepiej było by już...
- Daj spokój - mruknąłem, zakrywając dłonią jej usta. Ciekawe jak teraz postrzegają mnie normalni ludzie skoro ona jest niewidzialna... - Jeszcze inni dziwnie zaczną się nam przyglądać... - dodałem już ciszej i rozejrzałem się, ale chyba nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Co jak co, ale Ann ma racje - przyznał Jamie - Dziwny...
- A czego wy oczekiwaliście? - zdziwił się Raphael - To nie są Stany Zjednoczone - niebieskooki poklepał szatyna mocno po plecach.
- Nie przypominaj... - wymamrotał Bennet.
- A właśnie... - zamyślił się brunet - Czemu tu w ogóle przyjechaliście?
- Przyleciałem w odwiedziny do mojej kuzynki. No i pomyślałem, że przy okazji wpadnę też do ciebie - wytłumaczył szatyn.
- A on? - Raphael spojrzał na mnie. Przełknąłem głośno ślinę, myśląc nad dobrym kłamstwem.
- Chciałem po prostu... odwiedzić inny kraj - wytłumaczyłem. Niebieskooki pokiwał głową, po czym wyjrzał na zewnątrz.

- Chyba już dojeżdżamy... - mruknął pod nosem - Ta, na następnym wysiadamy.



---------------------
Od Autorki: Gomene, że musicie czekać ;_; Jakoś nie mogę się zebrać i napisać rozdział... Do tego ten jest krótszy, bo dopiero teraz zorientowałam się, że poprzedni zakończyłam za wcześnie... Niech to, ostatnio mi coś nie idzie...

Czekam jak zwykle na opinie. Następny powinien pojawić się 15 sierpnia, choć może tym razem zbiorę się w sobie i opublikuję rozdział wcześniej.

Do następnego!

Ann Varcon

16 lipca 2015

Rozdział XXXIV Bez wyjścia

Ciemność... Wokół mnie była tylko ona. Ocknęłam się w obcym sobie miejscu, a ostatnim co zapamiętałam była... zgraja wilków. Ann i Jacka nie było. Razem z Sorrowem próbowaliśmy walczyć, ale... Wrogów było zdecydowanie za dużo, a nasze siły nie były jeszcze do końca zregenerowane. Jedno ze stworzeń naskoczyło na mnie, przez co upadłam na ziemię, uderzając o nią głową. Straciłam wtedy przytomność...


Podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym pomacałam ręką wokół siebie, aż w końcu na coś trafiłam. Stworzenie miało skórę pokrytą łuskami.
- Sorrow? - wyszeptałam z nadzieją, że smok jest tak samo jak ja przytomny. Odetchnęłam z ulgą, gdy gad lekko się poruszył.
- Agey? - powiedział zamroczony - Gdzie my...? - chciał zapytać, lecz słowa ugrzęzły mu w gardle, gdy najprawdopodobniej drzwi od pomieszczenia otworzyły się z hukiem. Dźwięk był na tyle nieprzyjemny, że na chwile przysłoniłam uszy.
Do wypełnionego mrokiem pomieszczenia, wpadło oślepiające światło. W wejściu stanął chłopak o kruczoczarnych włosach i krwisto czerwonych oczach, które lekko świeciły w resztkach ciemności. Ale jakby tego było mało to miał on wilczy ogon i uszy! Z daleka wyczuwałam jego negatywne nastawienie... Zacisnęłam rękę w pięść. Nie chciałam okazywać narastającego we mnie strachu...
- Oh, widzę, że już się obudziliście. - rzekł chłodnym głosem z nutą arogancji jak i dumy ze swojej wyższości - Moje wilczki dobrze was traktowały?
Spojrzałam na niego wrogo, a on tylko uśmiechnął się złowieszczo.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Czego chce...? - powtórzył, przekrzywiając głowę. Z jego wilczymi uszami wyglądało to dość zabawnie. Chłopak natomiast wybuchnął śmiechem. Zgłupiałam. - Ależ to oczywiste! - uspokoił się, rozkładając ręce po bokach - I nie widzę powodu, dla którego miałbym ci to teraz tłumaczyć. - dodał z uśmiechem.
- Co chcesz z nami zrobić? - zapytał nagle Sorrow, stając na równych łapach obok mnie.
- To się okaże! - zaśmiał się i pogroził nam palcem - Jednak na pewno nie skończy się to dla was dobrze! - mrugnął w moim kierunku, a po plecach przeszły mi dreszcze. Wtem czarnowłosy wskazał na gada - Wiesz, że podobno smocze mięso jest wyjątkowo smaczne? - zapytał i jakby na dowód oblizał usta. Kątem oka dostrzegłam jak Sorrow się wzdrygnął.
- Ty... - syknęłam, doskakując krat, ale nim je dotknęłam, chłopak powstrzymał mnie.
- E, e, e... - pomachał palcem tuż przed moją twarzą. Niemalże upadłam z zaskoczenia. Jakim cudem on tak szybko się przemieścił! - Nie radziłbym tego. - uśmiechnął się tajemniczo, a po tym obrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie, które jak się okazało było jaskinią.


Ciemności ponownie mnie ogarnęły. W umyśle szukałam odpowiedzi na pytania, które teraz mnie zadręczały... Jak doszło do tego wszystkiego? Pamiętałam, że Ann miała pełnić pierwszą warte. Więc ja, Jack i Sorrow położyliśmy się spać... Jednak brakuje i jej i Mroza co mogło oznaczać... Albo zostaliśmy rozdzieleni, albo oni się wymknęli. Tylko po co i gdzie?
Pokręciłam bezradnie głową i opadłam na kamienną posadzkę. Utknęłam w punkcie wyjścia...
- Sorrow? -zwróciłam się do bestii - Jako smok, doskonale widzisz w pełnych ciemnościach, no nie?
- Dokładnie - przytaknął - Tylko w półmroku mój wzrok szwankuje. - dodał prędko.
- Widzisz może coś z czego można rozpalić ognisko? - zapytałam z nadzieją. Smok mruknął coś nie wyraźnie, a chwile później usłyszałam jak zacząć kręcić się po klatce. Chyba mnie posłuchał...
- Jest tu trochę suchych gałęzi. - odezwał się nagle - Na długo jednak nie starczą - dodał.
- Spróbuj - poprosiłam. Smok nic nie odpowiedział tylko wziął się do pracy. Po kilu chwilach zapłonęło ognisko. Przysunęłam się do niego bliżej, wyciągając ręce w stronę płomieni. W jaskini panował taki ziąb, że przestałam czuć palce. Gdy poczułam przyjemne ciepło, okalające moje ciało, rozluźniłam się.
Nie miałam niestety czasu, aby rozkoszować się tą chwilą. Musiałam jak najprędzej uciec z tej przeklętej pułapki. Rozejrzałam się po jaskini. Brak tu było stalagmitów, stalagnatów czy stalagmatów. Sufit znajdował się na wysokości zdecydowanie przekraczającej piętnaście metrów. Do tego jedno jedyne wyjście, będące metalowymi drzwiami. Dokładnie takimi samymi jakich ludzie używali w schronach przeciwbombowych... Ciekawe skąd oni je wytrzasnęli... Niestety od tego wyjścia dzieliły nas metalowe kraty, które sięgały aż do sklepienia groty.
Nagle wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł. Stuprocentowej pewności, że zadziała nie miałam, ale warto było spróbować.
„Kraty są wąsko rozstawione. Żadne z nas nie mogłoby się przez nie prześlizgnąć, no chyba że...”
- ...wąż czy jakiekolwiek małe stworzenie. - wyszeptałam już na głos, zawracając uwagę gada. Skupiłam się na przemianie. Pierwsza myśl o wężu wygrała, więc to jego wybrałam na nową postać, ale... Coś poszło nie tak.
Zanim zdążyłam zareagować, pulsujący ból przedarł się do mojego ciała. Złapałam się za głowę, która była istnym epicentrum i skuliłam się na chłodnej, kamiennej posadce. Z trudem tłumiłam krzyk. Nie chciałam zwracać uwagi tamtego czarnowłosego... Do oczu napłynęły mi łzy. Nad sobą poczułam ciepły oddech smoka. Chyba coś mówił, ale niezbyt go słyszałam...
- Agey... Agey! - przedarł się głosem do mojego umysłu gad, podczas gdy ból zniknął tak szybko jak się pojawił.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i dotknęłam palcami twarzy. Nie rozumiałam o co w tym chodziło.
- Sorrow - szepnęłam zdezorientowana - Ja... nie mogę... się zmienić! - wymamrotałam. Smok usiadł przede mną i uważnie na mnie patrzył.
Nagle zrobiło mi się niedobrze. Złapał się jedną ręką za brzuch, a drugą zasłoniłam usta. Na szczęście udało mi się powstrzymać nieprzyjemny odruch.
- Coś jest nie tak... - wymamrotałam cicho.
- Gdyby kraty nie sięgały sufitu to spokojnie dałbym radę je przelecieć. - mruknął smok, rozkładając swe skrzydła.
- A jakby tak je stopić...? - zaproponowałam z nadzieją.
- Mogę spróbować - odrzekł, kierując łeb na kraty. Odsunęłam się na wszelki wypadek, żeby nie oberwać. Wtem Sorrow zionął ogniem. Jednak metal zaczął jedynie żarzyć się czerwienią. Pręty nie topiły się w żadnym miejscu...
- Przestań już - szepnęłam, wstrzymując gada - To coś potrzebuję większej temperatury niż ty jesteś w stanie osiągnąć...
- Szlag by to... - warknął smok, po czym zrezygnowany ułożył się jak jakiś kot na ziemi - Nie możemy tu siedzieć bezczynnie... Niedługo pełnia.
- Tyle, że oni tak zaprojektowali to więzienie, aby nie dało się z niego uciec - mruknęłam - Energia magiczna tej jaskini uniemożliwia mi przemianę, kraty sięgają sufitu przez co ty nie dasz rady przelecieć ponad nimi, a do tego pręty są nie do stopienia... - prychnęłam zirytowana - Ciekawa jestem co ci cali zmiennokształtni wymyślą dalej.
- Nie chcę nawet o tym myśleć - odparł smok - Mam nadzieję, że Jack i Ann nas odnajdą... Odnajdą nim będzie za późno. - dodał, po czym ułożył łeb na ziemi.
Ognisko powoli dogasało, a mi znów zaczął doskwierać chłód. Podpełzłam powoli do gada i oparłam się plecami o jego bok.
- Znajdą nas... - mruknęłam lekko śpiąca i nawet nie zauważyłam jak wymęczona wszystkimi wydarzeniami zapadłam w sen.



~*~



- Wiesz co?! - prychnęłam - Kiedy mówiłeś nam o swoim kumplu to myślałam, że mieszka maksymalnie kilka przecznic dalej. Ewentualnie w pobliskim miasteczku Rashworth,  ale nie w całkowicie innym kraju i przy tym kontynencie! - warknęłam, dając upust zdenerwowaniu. 

Zamachnęłam skrzydłami i nieco przyśpieszyłam.
- Spokojnie - zaśmiał się delikatnie szatyn - Jesteśmy już bardzo blisko - dodał i jednocześnie poklepał mnie ręką po szyi jak jakiegoś konia. Normalnie miałam ochotę odwrócić łeb oraz odgryźć mu tą kończynę!
- Obyś miał rację - syknęłam, rozglądając się. Zza niewielkiego lasu zaczęły wyłaniać się zabudowania. Jednak takich jeszcze nigdy nie widziałam... Prawda, że pilnowałam Jacka, latając za nim wszędzie, ale w to miasto jak i cały kraj było wyjątkowe. Okolica w jakiej się teraz znajdowaliśmy była najpewniej osiedlem mieszkaniowym. Większość budynków była podłużna i niska, bo sięgała zaledwie czterech pięter. Nieliczna część była wysoka na zazwyczaj dwanaście pięter. Były poustawiane równolegle lub prostopadle do siebie. W Burgess nie było czegoś takiego. Tam dominowały domki jednorodzinne.
Spojrzałam lekko w dół. Właśnie przeleciałam nad małym laskiem z placem zabaw dla dzieci oraz blokami w kształcie przypominającym bardziej sześcian niż prostopadłościan. Po mojej prawej stronie zauważyłam niezbyt ruchliwą ulicę, a za nią kolejne małe osiedle, ale już nie bloków, a zwykłych domów ustawionych szeregowo. Tylko niewielki ich odsetek był oddzielony od reszty.

Gdy tak patrzyłam na tą całą okolicę, zrozumiałam jak wiele ludzi tu musi mieszkać. Miasto, w którym się znaleźliśmy było o wiele, wiele większe od Burgess.
- Teraz w lewo! - poinstruował mnie szatyn. Natychmiast wykonałam ostry manewr. - Mieszka w tamtym wieżowcu naprzeciwko nas. Znajdź jakieś dobre miejsce na lądowanie - dodał. Szybko rozejrzałam się, analizując okolicę. Kolejny plac zabaw dla dzieci. Pomiędzy blokiem, a naszym celem przechodziła osiedlowa droga. Obok niej kolejny niewielki plac zieleni z kilkoma drzewami, chodnik dla ludzi, którzy ze względu na chłód nie wychodzili z domów oraz podłużny trzepak. To było właściwe miejsce. Zniżyłam lot, składając skrzydła do boku ciała. Gdy byłam już naprawdę blisko ziemi, rozłożyłam skrzydła i gładko opadłam na śnieżnobiały puch. Tu w przeciwieństwie do Burgess nasypało naprawdę dużo śniegu. Nawet mnie w smoczej skórze zaczął doskwierać nieprzyjemny chłód.
Nagle poczułam jak chłopaki zeskakują mi z grzbietu. Chcąc nie chcąc powróciłam do ludzkiej postaci. Niemalże od razu przeszył mnie dreszcz. Objęłam się rękami i zaczęłam pocierać zmarzniętą skórę.
- Wybieranie się bez kurtki nie było dobrym pomysłem - jęknęłam i jakby na dowód zbliżającego się choróbska kichnęłam - Nie jest wam zimno? - spytałam, chcąc się upewnić.
Obaj pokiwali głowami, a ja spuściłam wzrok. Ludzie to dziwny gatunek... Mnie jako zmiennokształtnemu duchowi nie zaszkodzi niska temperatura. Jedynie będzie mi ona przeszkadzać, a ich wychłodzenie może zabić...
Nagle usłyszałam czyjeś kroki na śniegu. Skrzypiący śnieg... naprawdę dziwne.
- Załóż to - usłyszałam przed sobą głos Mroza. Podniosłam wzrok na chłopaka, który stanął przede mną - Ja mam jeszcze bluzę - dodał i nałożył kurtkę na moje ramiona. Popatrzyłam na niego zdumiona.
- Dzięki - wyjąkałam speszona. Szybko założyłam ubranie, szczelnie zapinając się pod samą szyję.
- Dobra, chodźcie za mną - ponaglił nas szatyn. Ruszyliśmy posłusznie za nim w stronę wieżowca - Uprzedziłem go, że przylecimy - dodał, odwracając się nieco w naszą stronę.
- Nie powiedziałeś mu chyba prawdy, nie? - spytał Jack, rozglądając się. Wyglądał na niezbyt pewnego w tym miejscu. Jako duch zimy na pewno nie raz odwiedzał ten kraj...
- Trochę mu nawymyślałem - zaśmiał się Jamie - Powiedziałem mu, że przylecę z kumplem.
- A Ann? - zdziwił się Mróz.
- I tak mnie nie zobaczą - odpowiedziałam za Benneta. Szatyn kiwnął głową.

W końcu doszliśmy pod klatkę wieżowca. Doliczyłam się, aż dwunastu pięter... Super. Jeśli nie będzie windy to chyba strzelę sobie w łeb...

Jamie podszedł do drzwi i wpisał do wbudowanego w ścianę domofonu jakiś kod, który otworzył nam wejście do budynku.
Wspięliśmy się po schodach na parter, kierując się do windy.
- Cholera, nie wygląda to dobrze... - mruknął niepokojąco Jack. Stanęłam obok niego i popatrzyłam na białą kartkę, przyklejoną na drzwiach dźwigu.
- Jamie, powiedz, że to fiest to o czym właśnie pomyślałam... - spytałam powoli.
- Daj sprawdzić w tłumaczu... - odrzekł chłopak. Spojrzałam na niego, modląc się w myślach, aby napis na tej kartce nie był tym czym mi się zdawał.
Jamie spojrzał na napis i wstukał go do okna tłumacza w smart fonie. Nie minęła chwila, a podniósł na mnie swój wzrok. Sądząc po jego minie moje przypuszczenia były trafne.
- Błagam, powiedz że ten twój kumpel nie mieszka na ostatnim piętrze... - spytałam nieco podłamana wizją wspinania się na samą górę. To było bardziej męczące niż latanie!
- Eee... - zaśmiał się nerwowo - Może lepiej już ruszajmy...? - zaproponował i nie czekając na reakcję, zaczął wchodzić po schodach na kolejne piętro. Westchnęłam ciężko i niechętnie podążyłam za nim wraz z Jackiem.
Ludzie... Mówiłam już kiedyś, że mnie wnerwiają? Awaria dźwigu i to jeszcze w dwunastopiętrowym wieżowcu! Miałam ochotę po prostu w coś walnąć...
Jednak kiedy wdrapywałam się na kolejne piętra jakoś przeszła mi na to ochota i to całkowicie. Zamiast tego, irytująca poniekąd cisza skłoniła mnie do rozmyślań. Głównie nad tym by odnaleźć Agey i Sorrowa... Nie darowałabym sobie, gdyby coś im się stało. Z czarnowłosą miałyśmy przecież zadanie, aby odnaleźć własne wspomnienia, dowiedzieć się kim byłyśmy i dlaczego istniejemy jako zmiennokształtne duchy. Do tego jeszcze Jack... Obiecałam sobie, że pomogę mu znów stać się Jackiem Mrozem, duchem zimy i strażnikiem zabawy. Tyle, że... coraz bardziej zastanawia mnie czy podołam temu wszystkiemu...
- Jesteśmy - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamiego. Rzeczywiście. Byliśmy już na samej górze. Stanęłam blisko Benneta, aby zdążyć się wślizgnąć do domu jego kumpla nim ten zamknie drzwi.
Jack zadzwonił dzwonkiem. Czekaliśmy chwilę w napięciu. Nagle drzwi otworzyły się. W progu stanął chłopak na oko szesnastoletni. Włosy miał koloru mlecznej czekolady, a oczy błękitne.
- Jamie? - zapytał na wstępie nieznajomy.
- Siemka, Raphael! - uśmiechnął się szatyn.

- Dobrze cię widzieć po takim czasie - odrzekł i rozłożył w przyjaznym geście ręce na bok - Witajcie w Polsce!



---------------
Od Autorki:

Eeee... Tak, ja żyję i wcale nie porzuciłam tego bloga ^^' Po prostu czerwiec był dla mnie trudny, a później na początku lipca jeszcze brakowało mi motywacji do pisania... Gomene, nie chciałam tego ;_; Na szczęście obóz konny, na który jeżdżę co roku dał mi to czego potrzebowałam. Wypoczynek i dobrą zabawę w gronie wspaniałych osób ^^ Teraz smutno mi tylko, że ten wspaniały czas dobiegł końca, ale naładowałam się tam pozytywną energią :)

Więc ten tego... Jak rozdział? Podobał się choć odrobinę? Wybaczcie mi ewentualne literówki i błędy interpunkcyjne... Następne będą lepsze, obiecuję ^^
Zaczyna się część, którą najbardziej lubię :3 O Raphaelu już niedługo dowiecie się czegoś, czego nigdy byście się nie spodziewali... Zapachniało tajemnicą? Więc komentujcie!

No, skoro wszystko już wyjaśniłam to teraz pora na Liebster Blog Award! Zostałam nominowana przez Ollka PL, która prowadzi bloga: www.jack-mroz-jako-syrena.blogspot.com


Liebster Blog Award



Co to jest Liebster Blog Award?


"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę."


Jest przyznawana też blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwości do ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz, im 11 pytań. Nie wolno nominować blog, który Cię nominował"

Gotowi? No to jedziemy z pytaniami dla mnie :D

1. Jaki był najdziwniejszy parring jaki widziałaś?

Szczerze to trudno mi powiedzieć... Nie wiem. Zwyczajnie nie wiem ^^'

2. Ulubiony zespół/piosenkarz?

Stary Linkin Park(tego nowego nie kumam) no i trochę Imagine Dragons, Skillet... Nie umiem wybrać jednego D:

3. Lubisz truskawki? 

Kocham!

4. Zima, Wiosna, Lato, Jesień? Które najbardziej lubisz?

Lato za to, że jest gorące oraz za to, że są wakacje.
Zima za to, że jest śnieg jak i dlatego, że to pora roku Jacka :D

5. Opowiedz kawał. Może być nawet krótki i beznadziejny.

Serio? Muszę D: Kiedy ja nie umiem, a nie chcę kopiować...

6. Co sądzisz o polskich youtuberach?

To pytanie do Agey. Ja się na nich nie znam xD

7. Masz jakiś ukryty talent? Jak masz to jaki? A jak nie to nie xd

Rysunek. I raczej nie jest już ukryty. W tym roku trafiło się parę zamówień ^^

8. Kiedy masz urodziny?

20 Listopada

9. Ulubione słodycze? 

Ptasie Mleczko <3

10. Jak masz na imię? 

Ania ;3

11. Czy wierzysz w Jack'a Frost'a?

Oczywiście, że tak! 
(Tia, jestem chyba porypana xD )


Pytań swoich nie robię bo i tak nie mam kogo nominować. Tak więc odpowiedzi z tej nominacji znajdą się w odpowiedniej zakładce.


Do następnego!

Ann Varcon