25 grudnia 2015

Wesołych Świąt!


Chciałabym życzyć Wam zdrowych i pogodnych
Świąt Bożego Narodzenia.
Dużo zdrowia, radości z dnia codziennego, 
wielu doskonałych pomysłów, 
niech czas spędzony w gronie najbliższych będzie tym najwspanialszym, 
a prezenty pod choinkami niech będą spełnieniem Waszych marzeń!


Na deser, mały art z Jackiem :)

(Art nie należy do mnie)



Oraz mój art z Sorrow'em, dekorującym choinkę :3




Jeszcze raz, Wesołych Świąt :)

Ann Varcon

22 grudnia 2015

Rozdział XXXVIII Przeszłość

Raphael


W lepszym już humorze wkroczyłem do wnętrza klatki schodowej w moim wieżowcu. Jednakże nie zamierzałem tak łatwo odpuścić. To nie byłoby w moim stylu. Jakim byłbym hakerem, jeśli odpuszczałbym przy pierwszej nieudanej próbie?
Odczekałem chwilę i ponownie wyjrzałem na zewnątrz. Szli prosto przed siebie, nie odwracali się. Miałem ochotę się zaśmiać. Czy to naprawdę mogło by nie być już prostsze?
Byłem cholernie ciekawy dokąd zmierzają, bo w bajeczkę o ciotce jakoś nie chciało mi się wierzyć. Mimo to, nie mogłem przecież okazać wtedy, że nie wiem iż nie powiedzieli mi całej prawdy. Skradałem się najciszej jak tylko było to możliwe. Ciemności, w których się ukrywałem nie przeszkadzały mi w śledzeniu trójki przyjaciół. Od kiedy tylko pamiętałem, doskonale widziałem w mroku. W półmroku już gorzej, ale to teraz bez znaczenia. Nigdy nie musiałem używać latarki, gdyż ona tylko rozpraszała mój wzrok.
Teraz moja umiejętność pozwalała mi nie stracić z oczu Ann, Jacka i Jamiego. Udali się właśnie w kompletnie nieoświetlone miejsce. Szybko je rozpoznałem. To był mały plac zabaw przed spółdzielnią. Znajdowały się tu trzy pary huśtawek, piaskownica, ławki do siedzenia i coś co od zawsze z przyjaciółmi zwykliśmy nazywać „autobusem”. Na samym jego początku była prostopadle ustawiona do drugiej ławeczka z kierownicą. Dłuższa część z kolei była podzielona na dwie części.
Cała trójka ustawiła się za placykiem, na otwartej przestrzeni, z której do osiedlowej drogi było może z 50 metrów, a zasłaniały ją dwie potężne wierzby płaczące.
Podejrzewałem, iż byli pewni, że nikt ich nie widzi. Nawet się nie rozglądali... W jakim oni żyli błędnym przekonaniu. Póki co wolałem się jednak nie ujawniać.
Nagle stało się coś nienormalnego, dziwnego... Z trudem powstrzymałem się od odwrotu i zwykłej ucieczki. Prędko skryłem się za dwoma masywnymi modrzewiami i kilkoma krzakami, rosnących na skraju placyku.
Na około Ann pojawiła się zielona mgiełka. Gdy całkowicie ją otoczyła, postać dziewczyny zaczęła się zmieniać. Dokładnie nie widziałem, ale przemieniała się w coś nieludzkiego. Gdy w końcu tajemniczy obłok opadł, moim oczom ukazała się sylwetka smoka o czarnych łuskach, zielonych i pobłyskujących ślepiach oraz pokaźnej wielkości parze błoniastych skrzydeł.
Zakryłem usta ręką, by nie wydać żadnego niechcianego odgłosu, który z pewnością zwróciłby uwagę gada.
- Lecimy od razu? - spytał nagle Jack i to tonem, jakby martwił się o bestię - Możemy przecież zaczekać...
- Dam radę - odrzekł smok, a jego głos choć lekko zmieniony, aż nadto był mi znajomy. Przez myśl przemknął mi wpierw obraz Ann, a zaraz potem smoka. Czy ja właśnie trafiłem do jakiejś gry? A może to wszystko mi się śni?
- Po za tym - kontynuowała - Odpocznę w domu. W Burgess jest teraz dzień więc powinno być w porządku. Dotrzemy tam przed południem - dodała, a Jack i Jamie wskoczyli jej na grzbiet. Bez uprzedzenia, smoczyca rozpędziła się i mocno odbiła się od ziemi, rozkładając skrzydła i wznosząc się w powietrze.
Nie... Nie mogłem uwierzyć w to co widzę! Ona jakby nigdy nic zmieniła się w smoka! I teraz tak po prostu sobie poleciała? Czemu od razu nie mogli mi o tym powiedzieć? Nie zamierzam tego tak zostawić. Muszę za wszelką cenę dostać się do Burgess i wyjaśnić sobie z nimi parę spraw. Przerwę świąteczną mam, moich rodziców także nie ma... a przy tym zostawili mi spory zapas gotówki na czas, gdy jestem sam czyli z jakiś miesiąc. Tak, wyjechali w sprawach służbowych na miesiąc, a mnie zostawili. Przyzwyczaiłem się już do tego. Kolejne święta bez nich. Zresztą, mniejsza o nich, ważne że powinienem mieć wystarczającą ilość pieniędzy na samolot. Wizę mam, w końcu kiedyś mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. A choć w Burgess nie ma lotniska to w oddalonym o kilkanaście kilometrów mieście już jest. Stamtąd wezmę po prostu jakiś transport i pojadę do domu Jamiego. Na pewno go tam znajdę.
Jedyne czego się tylko obawiam to zbliżająca się pełnia. Zawsze czuję się wtedy jakoś nie swojo... Ale to nie ma znaczenia, muszę wyjaśnić z tą trójką parę istotnych spraw.



~*~



Ann


Ostatkiem sił wylądowałam przed domem. Powinnam była zrezygnować z tej wyprawy i zwyczajnie odpocząć. Głupia duma i pewność siebie... Chłopaki zeskoczyli mi z grzbietu, podczas gdy ja powróciłam do ludzkiej postaci. Kolana ugięły się pod mną i upadłam na zimny śnieg.
- Więcej nie - jęknęłam stłumionym głosem, gdyż twarz miałam wciśniętą w biały puch. W sumie takie leżenie było nawet przyjemne. Śnieg doskonale schładzał zgrzane ciało, za co byłam wdzięczna.
- Nie chcę nic mówić, ale to co zaraz zobaczysz nie poprawi ci humoru - rzekł cicho Jamie. Uniosłam lekko głowę ponad ziemie i spojrzałam w miejsce wskazywane przez szatyna. Widok zmroził mi krew w żyłach.
Zerwałam się natychmiast na równe nogi, by po chwili prawie nie upaść z niedowierzania. Tym razem Jack chwycił mnie za rękę i pomógł utrzymać równowagę.
- Mój dom...? - szepnęłam zdruzgotana. Nie zauważyłam tego podczas lądowania.
Drzwi wejściowe zostały wyrwane z zawiasów, a do tego połamane. Okna powybijane, wszędzie jak okiem sięgnąć leżały fragmenty szkła. Na elewacji, resztkach okiennic, drewnianych elementów widać było ślady po pazurach. Nie musiałam zgadywać, domyślać się. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego do kogo one należały.
Ostrożnie przekroczyłam próg dworku. Podejrzewałam, że w środku będzie jeszcze gorzej. Niestety nie pomyliłam się. Wnętrze było zdewastowane. Trud jaki z Agey włożyłyśmy w ten budynek w jednej chwili został zrujnowany. Jack, który nadal pomagał  mi iść, podniósł swą laskę i dotknął nią jakiegoś przedmiotu leżącego na ziemi. Po bliższym przyjrzeniu, zorientowałam się, iż były to resztki telewizora.
- Nawet tego nie oszczędzili? - jęknęłam głośno.
- Wszystko co miałyście... zostało zniszczone. - zauważył smętnie, lecz niezbyt odkrywczo Jamie.
- I pomyśleć, że za tym stoi...
- Luke! - syknęłam, przerywając Mrozowi. W moich oczach zapłonął płomień żądzy zemsty - Niech go tylko dorwę!
Zacisnęłam dłoń w pięść, wbijając samej sobie pazury w skórę, aż do krwi. Pojedyncza  jej strużka spłynęła po placach i skapnęła na podłogę.
- Nie powinniśmy tu teraz zostać - stwierdził Jamie - Pójdźmy do mnie, tam będziemy bezpieczni.
Spuściłam wzrok.
- Nie czuję się na siłach... - szepnęłam niewyraźnie, zła na własną bezsilność - Jeśli znów polecę, mogę paść z wycieńczenia...
- Nam też przyda się chwila spokoju - odparł Jamie - Jeśli trzeba, przeczekamy.
- Dzięki - szepnęłam, uśmiechając się słabo - S
próbujcie jakoś zamknąć te drzwi, a ja rozpalę w kominku.
Chłopaki spojrzeli po sobie niepewnie. Jack puścił moją rękę.
- Dworek jest w opłakanym stanie - dodałam - Ale może to da nam więcej ciepła. Teraz równie dobrze możemy zamarznąć - uśmiechnęłam się słabo do Mroza.
Następnie wzrok skierowałam ku kominkowi. Jako jedyny chyba przetrwał rozróbę zmiennokształtnych. Drewno także leżało nietknięte. Jak najszybciej chciałam napalić. Pomimo, iż byłam zmiennokształtnym duchem, odczuwałam zimno jak każda inna istota. Choć w przeciwieństwie do innych, dla stworzeń mojego pokroju potrzeba znacznie większego mrozu bym zamarzła na śmierć.
- Za jakiś czas będziemy mogli wyruszyć - mruknęłam do chłopaków. - Regeneracja potrwa kilka godzin, ale przed nocą powinno się udać... - dodałam ciszej.
- Weź przestań - odezwał się Jack - Zrobiłaś już wystarczająco dużo - Podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, gdy rozpalałam kominek.
- Właśnie - podchwycił Jamie - Daj się innym wykazać. Póki co wszystko starasz się brać na siebie. To cię w końcu wykończy.
W tym momencie osłupiałam. Słowa szatyna... Naprawdę tak było?
- Po za tym - kontynuował - Jest jeszcze inny sposób na dostanie się do mnie.
- Kiedy lot jest...
- Bezpieczniejszy? - spytał brunet, przerywając mi - W przypadku bandy Luke’a to bez znaczenia, wiesz o tym najlepiej.
- Ta, zmiennokształtni - warknęłam złowrogo na samą myśl o tych istotach.
- Ty też potrafisz przyjmować różne postacie. Jesteście pod tym względem podobni - dodał Jamie.
- Jesteśmy odmiennymi gatunkami - odrzekłam powoli.
- Jest w tym jeszcze różnica...? - mruknął niewyraźnie Jack.
- I to istotna - prychnęłam złowrogo, choć wiedziałam że chłopak nie miał nic złego na myśli - Zmiennokształtne duchy nie są widoczne dla ludzi w przeciwieństwie do samych zmiennokształtnych. Stanowią oni poważne zagrożenie, są nieprzewidywalni, swoją mocą mogą wywołać ogólnoświatową panikę, a jakby tego było mało to zdecydowali się na dość dotkliwy atak na nas. Trudno przewidzieć co zrobią dalej.
- Właśnie to mnie w nich denerwuje - dodał Jamie - Nie rozumiem powodów, dla których atakują.
- A bo ty jeden. Nie rozumiem czemu Luke tak bardzo się na ciebie uwziął - spojrzałam na Jacka.
- Pamiętając, że Luke może nie być jego prawdziwym imieniem - sprostował Mróz - Za czasów mojego normalnego życia, miałem przyjaciela o tym samym imieniu i wyglądzie, ale... Luke, którego ja pamiętałem nie był kimś takim jak ten zmiennokształtny.
- Zakładamy, że Luke nimi dowodzi, tak? - wtrącił Jamie - Gdy ruszyłem na poszukiwania twojej laski, napotkałem dwa wilki; Secre i Rippera. Ostrzegły mnie wtedy przed kontynuowaniem wyprawy, po czym nie zatrzymując mnie dalej, oddalili się. Słyszałem strzępki ich rozmów. Mówili o jakimś Blood’zie...? Wyglądało, że to był właśnie przywódca. Tak więc wydaje mi się, że Luke i Blood to jedna i ta sama osoba.
- Chwila, powiedziałeś „Blood”? - spytał zdezorientowany Jack.
- Kojarzysz to imię? - spytałam.
- Jak przez mgłę... - szepnął, po czym złapał się za głowę - Był tak jakby adoptowany, nie do końca pamiętam. Jego przybrani rodzice znaleźli go na skraju lasu, porzuconego. Nawet się przyjaźniliśmy. On, ja i Luke. Tworzyliśmy zgraną paczkę, ale coś się stało... Nie wiem co dokładnie, jednak po tym ja i Luke znienawidziliśmy Blood’a, który jakiś czas potem zaginął. Aż do tamtego wypadku na stawie, nigdy już go nie zobaczyłem...
- Cholera! - zaklęłam, waląc się otwartą dłonią w twarz - Jeśli to byłby rzeczywiście on, to połowa się zaczyna wyjaśniać. Teraz wiemy czemu trafiło na ciebie.
- Skąd wiedział, że Jack Mróz to ten sam Jack Overland, którego pamiętał z czasów kolonialnych? - spytał Jamie.
- Dobre pytanie... - odparłam - Choć to skąd to wiedział nie jest teraz ważne. Pytanie czemu chce cię dopaść. Co się wtedy zdarzyło? - spytałam.
- Nie wiem - brunet pokręcił głową - Mam pustkę w tym momencie. Po za tym, co z Mrokiem? To w końcu on to wszystko zapoczątkował.
- Równie dobrze mogliby się dogadać z Blood’em. W końcu mają ten sam cel. Obaj mają coś do ciebie. - wzruszyłam ramionami - I tak to wszystko jest na razie hipotezą.
- Nieźle się to układa - mruknął Jack - Nie dość, że nie pamiętam zbyt wiele z bycia strażnikiem to jeszcze jakiś dwóch próbuje mnie zabić.
- Życie - stwierdził Bennet - Zastanawia mnie jeden fakt. Z tego wszystkiego wynika, że Blood od początku musiałby być zmiennokształtnym, no nie? Jack, nie zorientowałeś się? - spytał.
- Raczej bym zapamiętał, gdyby Blood zmienił się na moich oczach w wilka - odrzekł Mróz
- Został znaleziony jako dziecko, tak? - zapytałam - Może jeszcze wtedy nie wiedział jak używać swojej mocy? Albo wcześniej został porzucony, przez inną ludzką rodzinę, której pokazał moc? I ta poprzednia rodzina, porzucając go z powodu tego kim jest, wryła mu w psychikę, że nie powinien nikomu pokazywać mocy?
- A jego prawdziwi rodzice? - zauważył Jack - Przecież to bez sensu, czemu mieliby go porzucać skoro był jednym z nich?
- Zmiennokształtni żyją po części jak zwierzęta - wytłumaczyłam - Coś się musiało wydarzyć, jeszcze tylko nie potrafię stwierdzić co...
- Mówisz, że jak zwierzęta? - zamyślił się Jamie, po czym pokręcił głową - Zresztą, nie wiem. Moim zdaniem powinniśmy zająć się odczytaniem księgi. Mamy coraz mniej czasu.
Westchnęłam ciężko. Miał racje. Jack podał mi moją torbę, którą wcześniej mu powierzyłam. Z niej wyciągnęłam starą i dość grubą księgę.
- Obym się nie pomyliła... - szepnęłam jakby do siebie, a po chwili otworzyłam ją na spisie treści, który tak jak inne strony był bardzo ubogi w ozdoby. Było to o tyle dziwne, ponieważ w średniowieczu przyozdabianie stron i robienie wymyślnych inicjałów było wręcz w modzie. Przejechałam palcem po kolejnych tytułach rozdziałów, aż w końcu trafiłam na ten jedyny pożądany.
- Spiritus Lunae - wypowiedziałam łacińskie słowa - Duch Księżyca - sprostowałam, widząc miny chłopaków.
- Cała książka jest po łacinie? - spytał Jamie.
- Ku naszemu nieszczęściu, tak - odparłam - Do tego nie za wiele pamiętam z tego języka... Nigdy nie szedł mi on za dobrze. - dodałam.
Przerzuciłam kartki na stronę, gdzie zaczynał się rozdział o Duchu Księżyca. Było tu sporo tekstu, z którego niewiele rozumiałam.
- To jaki był ten twój inny sposób na dostanie się do ciebie? - zapytałam.
- Sposób banalny - mruknął chłopak - Zamówimy po prostu taxi!
- Żartujesz, prawda? - spytałam zbita z tropu.
- Ani trochę. Zresztą, czy masz może lepszą propozycję?
Postanowiłam to przemilczeć.
- Niech ci będzie - prychnęłam - Ale wpierw muszę odpocząć. Potem załatwiaj sobie ten transport...

Po tych słowach dorzuciłam do kominka kolejny kawałek drewna.


----------------
Od Autorki:
Szczerze to już myślałam, że wgl. nie wstawię tego rozdziału przed świętami. Ostatnimi czasami zajęta byłam zupełnie innymi sprawami. Nie wstawiałam nic nawet na moją stronę z rysunkami na fb.
W każdym razie, nowy rozdział jest już przed wami. Zmieniłam też wczoraj szablon bloga i dodałam świąteczne piosenki, które na pewno każdy z was zna. Dla mnie są one klasyką na święta(jedna z nich słuchałam kiedyś na kasecie, wśród różnych innych piosenek zimowych)
W tym roku już na pewno nic więcej nie dodam. Mam sporo innych zajęć. Choć coś ze świętami na pewno dodam, choć może nie będzie to one-shot....
W każdym razie czekam na opinie dotyczące tego rozdziału.
Ankieta, którą szmat czasu temu dodawałam, pokazała mi, że chcecie by fragmenty w rozdziałach były podpisywane imieniem postaci, która akurat jest narratorem, bo lubię pisać z perspektywy różnych moich bohaterów. Zmiany, zaproponowane w ankiecie będę dodawać w najbliższym czasie. 
Za ewentualne błędy w tym rozdziale przepraszam. Postaram się jak najszybciej je poprawić.

Ogólnie też jako ciekawostkę dodam, iż wraz z Agey Willow, rozpoczęłyśmy prace nad nowym projektem dotyczącym nowego fanfiction na temat anime Bakugan, a dokładnie mamy zamiar utworzyć Bakugan New Generation 
Więcej informacji za jakiś czas. Kto wie, może w wakacje projekt ujrzy światło dzienne?

Do następnego, 
Ann Varcon