Wydawać się
mogło, że odnalezienie zgubionej, drewnianej laski to błahostka. A jednak los
okrutnie ze mnie zakpił, gdy zgubiłem się w lesie...
- Niemożliwe!
- warknąłem sam do siebie - Przecież znam go od małego!
Odszedłem
zaledwie kilkanaście kroków i już nie wiedziałem gdzie jestem. Jak mam niby
znaleźć replikę Burges?
Kręcąc głową
z dezaprobatą, wyjąłem mapę i jeszcze raz przeanalizowałem miejsce, w którym
się znalazłem. Eh, żadnych znaków szczególnych. Tylko drzewa i krzaki. Niektóre
z uschniętymi liśćmi lub już bez nich. Wokół śnieg. Cały las wyglądał dokładnie
tak samo.
Rozejrzałem
się dookoła. Przecież gdzieś musiały być jakieś drogowskazy... Przeszedłem
kilka kroków przed siebie, gdy w oddali dojrzałem ślady na śniegu. Jedne
należały do człowieka, a drugie, liczniejsze do... Przełknąłem głośno ślinę.
Były to ślady wilczych łap. Zawahałem się. Nie miałem nic przeciwko wilkom
oprócz ich silnych szczęk, wypełnionych zabójczymi garniturami zębów.
Spojrzałem
przed siebie i niepewnie ruszyłem ścieżką, wzdłuż śladów. Po co, to nawet sam
nie wiedziałem. Jakby tak pomyśleć to i tak kręciłem się bezsensu po lesie.
Idąc tak,
doszedłem do niewielkiej polany. I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie
wyglądała jak po bitwie! Połamane gałęzie, sierść i krew... Tej ostatniej było
dość sporo, choć może to tylko biel śniegu sprawiała takie wrażenie. Szczególne
skupisko tej szkarłatnej cieczy znajdowało się pod drzewem na zaspie śnieżnej.
Podszedłem do
niej, uważnie się jej przypatrując. Miejsce to wyglądało, jakby leżało tu
sporych rozmiarów zwierze... Chyba...
- Co tu się
działo...? - szepnąłem cicho, zbity z tropu.
Nagle
poczułem ostre szarpnięcie do tyłu i bezwładnie opadłem na ziemie. Odwróciłem
prędko głowę za siebie, chcąc zobaczyć kto mnie zaatakował. Wpierw usłyszałem
warknięcie, po czym ujrzałem dwa wilki, stojące obok siebie i niebezpiecznie
blisko mnie. Biały i dużo mniejszy wydawał się być spokojny. Jednak jego
fioletowe oczy zdawały się świdrować mnie od wewnątrz. Natomiast drugi o szarej
sierści szczerzył ku mnie swoje kły.
- Cholera! -
zakląłem, podnosząc się gwałtownie.
- Nie
wrzeszcz tak, człowieku! - warknął wilk o złotych oczach. Teraz byłem już
maksymalnie wystraszony. Nie dość, że trafiłem w miejsce po walce to jeszcze
spotkałem gadające zwierzęta!
- Uspokój
się, Ripper. - skarcił go biały wilk o melodyjnym, damskim głosie - Tylko go
straszysz. - dodała.
- Takie
polecenia - prychnął beznamiętnie - Nie zapominaj o tym, Secra. - zwrócił się
do niej.
Wilczyca
nieśmiało spuściła łeb, a Ripper postąpił parę kroków przed siebie.
- Co tu
robisz? - odezwał się, lecz tym razem wyraźnie spokojniej. Jakby usłuchał
swojej towarzyszki.
- Jaaa... -
wyjąkałem, bijąc się z myślami. Zastanawiałem się czy uciekać czy może mówić prawdę...
- Nic ci nie
zrobimy - mruknęła wilczyca. Nie wiedząc czemu, usłuchałem jej. Wzbudziła we
mnie zaufanie. Wziąłem głęboki oddech, uspokajając szalenie bijące serce i
odpowiedziałem.
- Szukam
starej wioski Burgess...
Chciałem by
moje słowa zabrzmiały poważnie, choć całe moje ciało dygotało ze strachu.
- Nie szukaj
jej. To złe miejsce. - syknął Ripper.
- Wróć do
swojego domu, a nic ci się nie stanie. - dodała fioletowooka. Przełknąłem
głośno ślinę.
- Kiedy ja
nie mogę - wyjąkałem - Muszę coś odnaleźć . Coś co jest bardzo ważne dla mojego
przyjaciela...
Oba wilki
najpierw spojrzały po sobie, a potem znów na mnie. Zdawało się jakby chciały
odczytać moje myśli.
- Jeśli tam
pójdziesz, czeka cię śmierć - rzekł oschle Ripper.
- Radzę ci go
posłuchać - wtrąciła Secra - Nie idź tam, bo zginiesz.
- Zatrzymacie
mnie? - spytałem cicho, a szary wilk zastrzygł uszami.
- Nie mam
zamiaru - odrzekł, unosząc dumnie łeb - I tak spotka cię kara, jeśli
zdecydujesz się tam pójść. - dodał, po czym odwrócił się w stronę lasu -
Idziemy, Secra.
- Nie chce
przykładać do tego łapy. - pokręciła głową i zaraz ruszyła za swoim
towarzyszem.
Zachowanie
Secry przywiodło mi na myśl Zębową Wróżkę. Wilczyca zdawała się być tak samo
opiekuńcza i dobra jak strażniczka.
- Świetnie -
podsumowałem i odwróciłem się na pięcie. Nadal nie byłem pewny czy idę we
właściwym kierunku. Za sobą słyszałem jeszcze urywki rozmowy między dwoma
wilkami.
- Może powinniśmy go powstrzymać? -
zagadnęła Secra.
- Niech płaci za głupotę. - odrzekł
jej towarzysz.
- Chcesz pozwolić mu trafić w ręce
Blooda? - mruknęła z niedowierzaniem.
- Mało mnie to obchodzi. Choć fakt.
Nikomu nie radziłbym zbliżać się do niego... Szczególnie, gdy jest... - dodał, lecz byli już na tyle daleko,
że nie usłyszałem końca.
Zaciekawiło
mnie kim był ten cały Blood. Może przywódcą? Tak przynajmniej wynikało z ich
rozmowy.
„Skup się!” -
skarciłem się w myślach i momentalnie ruszyłem przed siebie. Minąłem polanę, za
którą znów gdzieniegdzie zauważyłem wilcze i ludzkie ślady... Nie napawało mnie
to optymizmem. Szczególnie po tym co usłyszałem od Secry i Rippera. Kara? Nie
rozumiałem co złego mogło mnie spotkać w zrekonstruowanej wiosce, a tym
bardziej czemu miałoby to mi zagrażać. To przecież nic takiego. Zamierzałem
tylko znaleźć laskę Jacka. Czy to naprawdę było niewłaściwe?
Nagle ku moim
oczom ukazały się drewniane zabudowania.
„Bingo!” -
pomyślałem z uśmiechem na twarzy. Niewielka wioska, mająca z dziesięć, może
dwanaście niewielkich domków. Nigdzie nie było widać ludzi, a sam teren nie był
ani zabezpieczony, ani pilnowany. Fakt, dziś niedziela, ale to niczego nie
tłumaczyło.
Bez problemu
wszedłem i od razu znalazłem się na placu głównym. Po mojej prawej stronie
znajdowało się ognisko wokół którego ustawione były stoły biesiadne. Podszedłem
do paleniska i delikatnie dotknąłem na wpół zwęglone drewno. Nadal było
ciepłe... Ktoś tu musiał być i to niedawno. A jakby tego było mało, cała
okolica wyglądała jakby ktoś tu jednak mieszkał...! A to przecież nie mogło być
możliwe, prawda? Przecież to tylko rekonstrukcja...
Powoli wstałem
z ziemi i rozejrzałem się uważnie, by niczego nie przeoczyć. Obym zaraz nie
pożałował, że nie posłuchałem tych wilków... Z szalenie bijącym sercem,
niepewnie ruszyłem przed siebie, w kierunku najbardziej wysuniętego na skraj
wioski domu. Coś mnie do niego przyciągało... Nie miałem pojęcia czy to był dobry
pomysł. Musiałem coś sprawdzić.
To był jedyny
budynek, który wyglądał na niezagospodarowany. Wszedłem na ganek i po chwili
byłem już przy drzwiach. Nim nacisnąłem klamkę, zawahałem się. Czułem
narastający niepokój. Same drzwi otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem.
Miałem wrażenie, że zaraz stanę się bohaterem jednego z najbardziej
przerażających i krwawych horrorów. Na szczęście nic na mnie nie wyskoczyło i
już nieco pewniej przekroczyłem próg.
Wnętrze domu
było bardzo skromne, choć co się dziwić skoro to były czasy kolonialne i
brakowało wszystkiego. Izba składała się z niewielkiego, bardzo wąskiego salonu
z kominkiem i stołem z kilkoma krzesłami. Po lewej stronie od wejścia
znajdowały się jedne drzwi. Po sprawdzeniu okazało się, że to była łazienka lub
coś w jej podobie.
Po prawej
stronie znajdowały się dwie pary drzwi.
Każde z nich prowadziło do osobnego pokoju. W jednym z nich zauważyłem jakieś
zabawki... To pomieszczenie musiało należeć do dwójki dzieci. Na jednym łóżku,
przy poduszce leżała malutka przytulanka, a na drugim... Serce mi zamarło, gdy
to ujrzałem. Podszedłem do łóżka i wziąłem w ręce drewniany przedmiot...
- Czyżby to
był pokój Jacka i jego młodszej siostry...? - spytałem sam siebie, zszokowany odkryciem.
Jeszcze raz rozejrzałem
się po pokoju. Bardzo skromnym... Zacisnąłem dłonie na lasce. Dopiero teraz
widziałem jak ciężkie życie miał Jack. Nie rozumiałem tylko jak pozostał wesoły
i uśmiechnięty pomimo tego wszystkiego...
Potrząsnąłem głową,
odwróciłem się i wyszedłem z domu, przez co znów znalazłem się na placu.
- Muszę teraz
jakoś wrócić i znaleźć Jacka oraz Ann. - mruknąłem sam do siebie i ciężko
westchnąłem.
- Na to już
za późno, człowieku. - usłyszałem za sobą czyjś głos nim dostałem cios w kark.
Upadłem na ziemie jak długi, niemal wypuszczając drewniany kij z rąk. Nie
mogłem jej zgubić.
Gwałtownie
obróciłem się na plecy i podparłem na rękach, aby zobaczyć kto mnie zaatakował.
Choć nie mogłem uwierzyć, że już po raz drugi dałem się podejść w tak głupi sposób to jednak i tak większym szokiem był fakt, kim był sprawca ataku. Byłem otoczony
przez watahę wilków. Naprzeciwko mnie stanął największy z nich. Bestia o
czarnej sierści z jaśniejszym pasmem biegnącym od gardła przez podbrzusze, aż
do czubka ogona. Miał przenikliwe i nad wyraz inteligentne zielone ślepia. Po
jego dumnej pozie stwierdziłem, iż musiał być przywódcą. Czyżby to był ten „Blood”?
- Kim
jesteś...? - spytałem niepewnie.
- Zgodnie z
moimi zasadami, nim cię zabiję, muszę wyjawić ci moje imię. - mruknął wilk -
Nazywam się Shadow. - dodał, unosząc łeb i patrząc na mnie z góry.
- Dostałeś
zaszczytu, człowieku! - zarechotał najstarszy z wilków o brunatnej, lekko siwej
sierści ze szramą na lewym oku.
- Przymknij
się, Hiro. - skarcił go Shadow - Zostałeś ostrzeżony, a mimo to nie
posłuchałeś. W zamian czeka cię kara... Zabić go! - warknął, a pozostałe wilki
głośno zawyły...
-------------
Od Autorki:
Długo wahałam się nad ostateczną wersją tego rozdziału. Jednak w końcu stwierdziłam, że nie mogę w nieskończoność z tym zwlekać.
Tak więc w tym rozdziale wyjaśnił się zawiły plan Jamiego ^-^ I pomyśleć, że wymyślałam to rok temu xD Ale myślę, że wyszło znośnie ^^
Niestety ostatnio cierpię na jakiś zastój twórczy, a zazwyczaj gdy już się odblokuję to nie mam czasu na realizację planów xD Zresztą teraz oprócz szkoły mam jeszcze przygotowanie do BOJ co oznacza wykucie programów do ujeżdżania, skoków plus ok. 400 pytań teoretycznych :P
Następny rozdział pojawi się ok. 30 kwietnia, a jeszcze kolejny mam nadzieję, że już zgodnie z planem, 15 maja itd.
A tak wgl. to co myślicie o zmianie szablonu?
Jak zawsze czekam na opinie. Pamiętajcie, że one bardzo motywują :3 Nie musi być długi komentarz(choć jak się domyślacie takie są najlepsze ^^), a wystarczy, że napiszecie chociaż coś w stylu: "Przyczytałam/em" Doskonale was przecież rozumiem, że też zwykle nie macie czasu ;3
No to do następnego!
Ann Varcon
P.S. Pamiętajcie o fp! I tak wgl. to co myślicie o zmianie szablonu?