Drzwi
otworzyła nam pewna staruszka. Poprawiła swoje okulary, które i tak po chwili
znów spadły na czubek jej nosa.
- Przywitaj
się. - mruknęłam, dając kuksańca w bok Jackowi. Chłopak chyba zapomniał języka w
gębie. Skrzywił się i spojrzał na mnie z wyrzutem, masując obolałe
miejsce. Szybko się jednak ogarnął.
- Dzień
dobry. My... - zająknął się - To znaczy ja... Przyszedłem do Jamiego. Jest może
w domu?
Ledwo
powstrzymałam się od śmiechu. Wymsknął mi się tylko cichy chichot. Mróz spiorunował
mnie za to wzrokiem.
- Tak -
odezwała się kobieta po krótkim zastanowieniu - Jest na górze i chyba śpi... -
zamyśliła się, gdy wtem z góry dobiegł nas głośny hałas. Byłam niemal pewna kto
za tym stał.
Nagle szatyn pojawił się na schodach. Zbiegł po nich prędko i po
chwili już stał przed nami na parterze. Byłam pod wrażeniem jak szybko doszedł do siebie po wypadku.
Chłopak
uśmiechnął się szeroko na nasz widok. Zauważyłam, że wciąż miał bandaż owinięty
wokół głowy.
- Babciu -
zwrócił się do staruszki - Zajmę się wszystkim. Możesz wracać do oglądania
swojego ulubionego serialu. - dodał.
- Na pewno? -
upewniała się kobieta.
- Tak babciu.
- odrzekł - To moi przyjaciele.
Staruszka
jeszcze raz spojrzała na Jacka, po czym wolnym krokiem wróciła do salonu.
Spojrzałam rozbawiona na Jamiego.
- A miałeś
być sam. - mruknęłam.
- Eh,
nieważne. - machnął ręką - Chodźcie, zaprowadzę was do mojego pokoju.
Przekroczyłam
próg, wkraczając do przedsionka domu szatyna. Nic nadzwyczajnego w sobie nie
miał. Ot, jasne, beżowe ściany, a na nich zdjęcia rodzinne. Mała komoda po
prawej służyła pewnie do przechowywania obuwia. Nad nią znajdował się wieszak
na ubrania, a obok po lewej lustro.
Jamie zamknął
drzwi i poprowadził nas po schodach na górę, gdzie znajdowały się cztery
pomieszczenia. Chłopak otworzył drzwi do jednego z nich. Posłusznie weszliśmy
do pokoju. Urządzony typowo dla młodzieży choć nie należał on z pewnością do
dużych. Dłuższe ściany były pomalowane jasnoszarą farbą, a krótsze pięknym
odcieniem zieleni. Sufit jak w większości przypadków był śnieżnobiały. Po
prawej stronie od drzwi stała szafa rogowa, a tuż obok długa komoda, na której
stał telewizor i regał na książki. Pod oknem znajdowało się pojedyncze łóżko.
Obok stało biurko, a na nim laptop, kilka książek zapewne do szkoły oraz
lampka. Po lewej stronie zmieściła się jeszcze biała kanapa i sporych rozmiarów
pufa, wyglądająca jak piłka do nogi. W niektórych miejscach porozwieszane były
plakaty z komiksów.
- Co tak
późno? - spytał na wstępie szesnastolatek, zamykając drzwi.
- Cóż, trochę
się działo ostatnimi czasy. - odparłam, siadając na obrotowym krześle - A nawet
więcej. Sytuacja nieco się skomplikowała.
- Jest też
trochę rzeczy, o których powinieneś wiedzieć. - dodał nagle Jack, siadając na
łóżku, a wokół zapadła nieprzyjemna cisza. Od czasu do czasu słychać było
odgłosy dobiegające z telewizora w salonie. Jamie spojrzał smętnym wzrokiem na
bruneta.
- Naprawdę
mnie nie pamiętasz? - spytał Bennet.
- Sorry... -
Jack spuścił wzrok - Ale... dzięki Ann wiem, że jesteś pierwszą osobą, która
uwierzyła w to, że istnieję. Powiedziała mi także, że jesteś moim najlepszym
kumplem.
- Cholera...
- zaklął szatyn i przeczesał ręką włosy.
- Ej, no! -
zawołałam zirytowana - Tylko bez ponurej atmosfery! Nie po to tu jesteśmy. -
spojrzałam z powagą na Mroza.
- Przecież
sama mówiłaś, że gdy go spotkam to może sobie coś przypomnę. - oburzył się
brunet.
- Nie
zauważyłeś, że nie podziałało? - spytałam znudzona, a chłopak zgłupiał.
- Wygrałaś -
mruknął niezadowolony i chyba nawet obrażony. Czasem naprawdę zachowywał się
jak dziecko...
- Obyś
wszystko sobie przypomniał... Jack - szepnął prawie niesłyszalnie szatyn, po
czym zwrócił się do mnie - Dawaj. Chcę wiedzieć wszystko.
Popatrzyłam
najpierw na niego, a później na Mroza, który skinął głową. Przełknęłam głośno
ślinę. Byłam mu to winna. Zaczęłam opowiadać od historii z biegunem.
- Prawie
zginął z wychłodzenia. - mruknęłam cicho - Gdyby nie mój smok, byłby martwy.
- I tak o
mało mnie nie zabił ze dwa razy. - wtrącił Jack.
- Cicho mi
tam! - syknęłam i lekko odepchnęłam bruneta tak, że padł na łóżko - Wracając,
razem z moją przyjaciółką Agey, postanowiłyśmy oddać go strażnikom.
- Chciałyście
mnie otruć! - warknął brunet.
- Ta, na
pewno. Tylko czemu jeszcze żyjesz? - spytałam. Chłopak nie odpowiedział - W
międzyczasie mieliśmy małe starcie z koszmarami Mroka. Jack po raz kolejny
prawie zginął. Uratowali go właśnie strażnicy. Nie mam pojęcia skąd wiedzieli,
że mamy kłopoty. Później już na biegunie ustaliliśmy kontratak. Jednak zamiast
tego, ja poleciałam do ciebie do szpitala. Gdy wracałam, ktoś przypuścił na
mnie atak. Prawie mnie zabili. Ocknęłam się dopiero u siebie w domu. Jack
gdzieś zniknął. Jak się okazało trafił do starej wioski Burgess, będącej
repliką tej z czasów kolonialnych. Uwierzył w kłamstwo, że znalazł dom i
rodzinę. Niemal przekonałam go, że to nieprawda, ale wtedy też wkroczył dawny
„kumpel” Mroza. Luke, bo tak miał na imię, porwał Jacka, a mnie rozkazał zabić.
Po raz kolejny ledwo uszłam z życiem. Pomógł mi Duch Księżyca...
- Kim jest Duch Księżyca? - przerwał mi nagle Jamie.
- To magiczna
istota, która powołała strażników i inne stworzenia takie jak zmiennokształtne
duchy. Posiada nieograniczoną moc. - wytłumaczyłam.
- Później
Luke zabrał mnie do jakiejś jaskini. - wtrącił Jack - Był chyba zbyt pewny
siebie i zostawił mnie samego. Wykorzystałem to i uciekłem. Spotkałem Sorrowa.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby mnie nie nastraszył. Nastepnie, gdy mieliśmy
wznieść się w powietrze, zaatakował nas jakiś dziwny koleś...
- Chwila -
przerwałam mu - O tym mi nie mówiłeś... - spojrzałam zaskoczona na bruneta,
który właśnie podniósł się do pozycji siedzącej i usiadł po turecku.
- Zapomniałem
- odparł Jack, uśmiechając się głupkowato.
- To chyba
tylko ty jesteś taki zdolny, żeby zapomnieć o czymś takim! - zachichotałam.
- Jak ten
koleś wyglądał? - spytał Jamie.
- Miał na sobie czarny płaszcz i tego samego koloru włosy, wystające spod kaptura. - odrzekł Mróz - Nie widziałem jego twarzy - dodał - Ale jego spotkanie i chęć
zatrzymania mnie nie była najgorsza - mruknął - Najgorsze było to, że usłyszałem
jego głos w głowie. W dodatku skądś go znałem!
- Nie brzmi
to za dobrze - podsumowałam - A analizując to wszystko, wiemy już, że mamy do
czynienia z jedną z najstarszych magicznych ras na świecie, zmiennokształtnymi
- powiedziałam.
- Czyli tą
samą rasą do której ty należysz? - zapytał Jack.
- Nie do
końca - pokręciłam głową - Ja należę do rasy zmiennokształtnych duchów, istot
stworzonych przez Ducha Księżyca. Zasadnicza różnica między moją rasą, a rasą
Luke’a jest taka, że sami zmiennokształtni są widoczni dla ludzi, a duchy nie.
- wytłumaczyłam.
- To dlatego
byłaś wtedy zdziwiona - oprzytomniał nagle szatyn.
- Co masz na
myśli? - spytał Jack, spoglądając na Benneta.
- Kiedy
weszła do mnie, wtedy w szpitalu, niespodziewała się, że ją zobaczę. - odparł
Jamie.
- Do tej pory
nie rozumiem czemu mnie widzisz - pokręciłam głową - W każdym razie Duch
Księżyca uratował mi życie i zabrał do jakiegoś domu. Niestety zmiennokształtni
szybko mnie odnaleźli i musiałam uciekać starymi tunelami. Dziwnym trafem
dzięki nim dostałam się do przyjaciół.
- A po krótkim
odpoczynku, bez wiedzy Agey i Sorrowa wymknęliśmy się i polecieliśmy do ciebie.
- zakończył Jack.
- Ale pozostaje jeszcze jedna sprawa... - zauważył Jamie. Popatrzyłam na niego zaciekawiona - Wspomnienia - dodał.
- Załapałeś -
przyznałam z uznaniem - Księżyc dał mi wskazówkę. Według niego wspomnienia Jacka
mogły zostać przechwycone poprzez Łapacza
Snów. To stary, ale bardzo potężny artefakt.
- Skoro
zostały przechwycone... - zaczął Jack - To czemu miałem ich przebłyski? -
dodał, kładąc się z powrotem na łóżku szatyna. Kiwnęłam głową.
- W tym
miejscu teoria Księżyca mija się z celem - odparłam - W jakich sytuacjach
miałeś przebłyski? - spytałam.
- Po raz
pierwszy zdarzyło mi się to podczas walki z koszmarami - mruknął Mróz -
Spadałem wtedy i zaraz miałem się zabić. Kolejny przebłysk miałem nad stawem,
niedaleko Burgess.
- Może twoje
wspomnienia uwalniają się z Łapacza Snów pod
wpływem silnych emocji? - zaproponował Jamie.
- To nie
głupia teoria. - poparłam Benneta.
- Za
pierwszym razem odczuwałem paraliżujący strach, a za drugim złość i bezsilność,
ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, że zostałem oszukany.
Pokiwałam
zgodnie głową.
- To już coś.
- dodałam.
- Dobra -
powiedział szatyn, wstając z kanapy - Skoro już wszystko wiem to teraz mogę do
was dołączyć - zdecydował.
- Nie tak
prędko - uspokoiłam młodego - Sytuacja, w której się znaleźliśmy jest bardzo
poważna. Jesteś tylko człowiekiem. Nie masz żadnej mocy, która zapewniłaby ci
przetrwanie.
- Tylko
człowiekiem? - powtórzył z wyraźną chęcią mordu Jamie.
- Oho, robi
się ciekawie. - skomentował brunet z założonymi rękoma. Spojrzałam na nich z
politowaniem.
- Sama prawie
nie zginęłam! -warknęłam - Jack tak samo. To niebezpieczne. Zgodziłam się
wszystko ci wyjaśnić, ale nie ma mowy, żebyś też walczył! Dopiero co wróciłeś
ze szpitala. Znów chcesz tam trafić?
- Czuję się
już dobrze. - zgrzytnął zębami szatyn.
- Nie zabiorę
cię ze sobą. Nawet o tym nie myśl. - syknęłam - Jack, idziemy. Zanim Agey i
Sorrow się zorientują... - zdecydowałam, wstając z krzesła.
- A co z
laską? - spytał nagle Mróz, gdy prawie naciskałam klamkę od drzwi. Odwróciłam
się gwałtownie.
- Co jest nie
tak z laską? - Bennet spojrzał na mnie badawczo. Nie zamierzałam mu odpowiadać.
- Zostawiłem
ją w starym Burgess. - odrzekł beztrosko brunet.
„Zabiję...” - mruknęłam zła w myślach.
- Nie możesz
mnie zabić. - Jack uśmiechnął się kpiąco. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami,
zaskoczona nagłą odpowiedzią chłopaka. Powoli jednak uświadamiałam sobie, że
zapomniałam zabezpieczyć myśli, a on je usłyszał. Powstrzymałam się od
kolejnego komentarza.
- Czyli
zgubiłeś laskę, tak? - upewnił się szatyn.
- Taa, można
tak powiedzieć. - powiedział Mróz, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Zapomniał o
symbolu swojej mocy i teraz musimy go odzyskać. - prychnęłam.
- Ej, to nie
była moja wina! - zaprotestował Jack - Było wtedy niezłe zamieszanie...
- W porządku
- przytaknął szesnastolatek - Idźcie już skoro tak się śpieszycie... - ponaglił nas. Byłam zaskoczona tą nagłą
zmianą w zachowaniu chłopaka. Nie zastanawiałam się jednak czemu tak postąpił. Razem z Mrozem zeszliśmy po schodach na parter.
- Do
zobaczenia. - mruknął Jack nim opuściliśmy budynek.
Kierowaliśmy się w stronę leśnego zagajnika. Idąc
przez podwórze cały czas milczeliśmy. Po chwili marszu znaleźliśmy się na
miejscu. Zmieniłam się w smoka, a brunet wskoczył mi na grzbiet.
Wtem
rozłożyłam skrzydła, rozpędziłam się nieco i wzbiłam w powietrze. Chciałam jak
najszybciej wrócić do Agey i Sorrowa nim rzeczywiście się obudzą. Nie mogą
dowiedzieć się, że zniknęłam razem z Mrozem. Nie miałam ochoty na okłamywanie
ich. To byli przecież moi przyjaciele...
~*~
- Zgubiłeś
laskę, idioto... - szepnąłem, gdy Ann i Jack opuścili mój dom. Siedziałem we
własnym pokoju, rozmyślając co dalej. Zależało mi by do nich dołączyć. Choć w zasadzie,
pragnąłem też zemsty za swój wypadek, ale chyba bardziej chciałem odpłacić się za
to co przytrafiło się Jackowi.
Ale po tym co
usłyszałem, mój pomysł wydawał się być jeszcze bardziej absurdalny niż był na
początku. Na każdym kroku groziła mi śmierć. Istniało też ryzyko, że jeśli komuś
nie udało się mnie zabić za pierwszym razem, może zrobić to ponownie i w
dodatku jeszcze skuteczniej. Ci zmiennokształtni to twardzi przeciwnicy. Jeśli
jeszcze Mrok z nimi współpracuje... Nawet nie chcę myśleć co oni zaplanowali.
Jednak mimo wszystko
to może być moja jedyna szansa, aby udowodnić im, że mogę się przydać. Chciałem
pomóc Jackowi. To był mój przyjaciel. Najlepszy jakiego kiedykolwiek miałem od
tego dnia, siedem lat temu...
"Stare Burgess..." - przeszło mi przez myśl. Szybko dopadłem laptopa. Odpaliłem go i zacząłem szukać. Wujek Google szybko
znalazł odpowiedź.
- Zrekonstruowana
wioska Burgess została otworzona dla zwiedzających w przypadającą na rok 2010,
310 rocznicę założenia. Obiekt został zbudowany na podstawie zapisków
pochodzących z ok. 1700 roku. Dokładne położenie pierwotnej wioski nie jest do
końca znane. Nie zachowały się żadne dokumenty informujące o tym. Badacze
spekulowali, że wioska mogła znajdować się na dziś gęsto zalesionych terenach
na południowy zachód od obrzeży dzisiejszego miasta Burgess. Z tych powodów
zdecydowano, że to właśnie w tym miejscu powinna powstać rekonstrukcja... -
przeczytałem uważnie fragment artykułu z gazety internetowej, która pojawiła się
w wynikach wyszukiwania - Ciekawe... - mruknąłem pod nosem i uśmiechnąłem się.
Na samym dole strony znajdowała się mała mapka. Szybko rzuciłem ją do druku.
Chwilę
później trzymałem ją już w rękach. Według niej do wioski prowadziła tylko jedna
ścieżka, ale według zapewnień dobrze oznaczona. Nie powinno być problemów. Po
prostu tam pójdę i odzyskam laskę.
---------------
Od Autorki: Bycie przeziębionym w aktualnej sytuacji to najlepsze co mogło mnie spotkać! Nigdy się tak z tego nie cieszyłam xD Niestety do szkoły nie pójdę jeszcze tylko jutro. Od środy znów muszę się przyzwyczaić. W czwartek wieczorem na trening. Trochę się boję, bo w niedziele mnie nie było i może być różnie xD W każdym razie po treningu będę pewnie padnięta więc ten tego... Na fp pewnie mnie nie będzie. Piątek prawie luz bo mam prezentację xP
Ale dość o mnie. Jak podobał Wam się rozdział? Trochę spokojniejszy, ale wiecie. Cisza jest zawsze przed burzą ;D Po za tym zbliżamy się do 30 rozdziału. Jak ten czas leci :o
W każdym razie XXX rozdział postaram się wstawić 28 lutego. To sobota więc powinno być dobrze, mam nadzieję xD Ostatnio cokolwiek sobie zaplanuję, muszę zmieniać. Powoli robi się to irytujące >-<
Czekam jak zawsze na komentarze! Widzę mnóstwo nowych wejść, ale nikt nie komentuje :P
Do następnego!
Ann Vacon