Na ścianach jaskini płonęły pochodnie, rozświetlając
wnętrze, lecz nie na tyle, aby można było dostrzec stworzenia, które w
milczeniu oczekiwały na swego przywódcę. Wśród watahy nie było ani Secry, ani
Rippera. Nic nadzwyczajnego. Zdrajcy nie mieli prawa wstępu do groty.
Nagle rozległ się jakiś hałas. Wilki nadstawiły uszu. W
oddali dało się słyszeć czyjeś kroki. W dodatku nie jednej, a jakiś dwóch
istot. Stado oczekiwało w spokoju, lecz w ich głowach rozgrywała się prawdziwa
burza myśli. Pytania; czemu dwóch?
albo czy będą kłopoty?; jak
błyskawice przedzierały umysły wyczerpanych stworzeń. Rzadko musiały atakować w
ciągu dnia.
Ogromne cienie zatańczyły nad watahą, a na skalnej półce
ponad bestiami, pojawiły się dwie postacie. Jedna ludzka, a druga wilcza...
- Zabiliście ich? - zapytał człowiek. Przywódca stada
spuścił łeb. Podwładne mu wilki uczyniły to samo.
- Niestety nie, bracie. - mruknął cicho Shadow, wyraźnie
zły na siebie.
- Zatem, czy cokolwiek dokonaliście? - spytał ponownie, a
jego czerwone oczy błysnęły wściekle, choć sam pozostawał spokojny.
- Dokonaliśmy, oj dokonaliśmy... - zarechotał Hiro,
przerywając dręczącą wszystkich ciszę. Shadow szybko się otrząsnął i zaczął
tłumaczyć.
- Złapaliśmy przyjaciół Mroza - rzekł zielonooki do
człowieka. Był świadomy, że to nie było to, o co im chodziło. Jednak liczył się
efekt, jaki uzyskali.
- A co z samym Jackiem?
- Nie udało nam się go znaleźć... Przebywa z tą
dziewczyną... - mruknął Shadow - Ale wkrótce wyślemy kolejne patrole. - dodał
prędko - A wtedy z pewnością odnajdziemy Mroza. Nie zdoła się ukryć. Będziemy
szukać na lądzie i w powietrzu. Nie ma już dla niego bezpiecznego miejsca...
- A co jeśli go nie złapiecie? - przerwał człowiek.
- Nie martw się bracie. Mam wyjście awaryjne... -
uśmiechnął się chytrze Shadow, a jego zielone ślepia zabłysnęły w ciemności.
~*~
- Czyli możesz zmieniać się w dowolne stworzenie? -
spytał dla pewności brunet.
- Tak - odburknęłam zmęczona pytaniami, gdy w końcu wylądowałam
przed własnym, podniszczonym dworkiem. Nie dość, że podróż trudna to jeszcze
ten chłopak wciąż nawijał i nawijał... Aż myślałam czasem czy nie upozorować
małego wypadku... Ot, po prostu ześlizgnął się z mojego grzbietu, a ja nie
zdołałam go złapać... No cóż szkoda chłopaka i takie tam...
„Ta, gdyby to było takie proste...” - zakpiłam z samej
siebie w myślach.
Chłopaki zeskoczyli mi z grzbietu, a ja momentalnie
powróciłam do ludzkiej postaci. Z kieszeni spodni wyjęłam pojedynczy klucz na
breloku w kształcie kota. Wskoczyłam na ganek i prędko otworzyłam stare,
dębowe, dwuskrzydłowe drzwi, które powitały całą naszą trójkę przeciągłym skrzypnięciem.
Jako pierwsza przekroczyłam próg, zagłębiając się do wnętrza budynku.
Natychmiast skierowałam się w stronę kuchni z zamiarem przygotowania pysznej,
gorącej czekolady.
Tuż za mną do pomieszczenia wpadli Jack oraz Jamie. Gdy
powiedziałam im o swoich zamiarach to od razu ochoczo zabrali się do pracy.
Rozumiałam, że chcieli pomóc, ale ta ich pomoc przyniosła więcej szkody niż
pożytku. Kuchnie zostawiliśmy w opłakanym stanie. Nie chciałam nawet myśleć jak
i kiedy to wszystko posprzątam...
Przeszliśmy prędko do salonu. Nim usiadłam i napiłam się
gorącego napoju, zdążyłam jeszcze wrzucić kilka drewienek i rozpalić w kominku.
Dworek nie posiadał innego ogrzewania niż to.
- Musimy coś wymyśleć. - powiedziałam poważnym tonem,
zwracając tym samym uwagę chłopaków. Popatrzyli na mnie zaskoczeni.
- To znaczy? - zapytał Jamie.
- Sorrow i Agey zniknęli. - odrzekłam powoli - Musimy ich
odnaleźć...
Szatyn popatrzył pytającym wzrokiem na mnie, a potem na
Jacka.
- Jej jak i moi przyjaciele. - wyjaśnił Mróz.
- Nie wiem co się z nimi stało - mruknęłam - Gdy
wróciliśmy od ciebie, w jaskini spotkaliśmy Mroka...
- Mrok? - powtórzył z niedowierzaniem Jamie - Znowu?
- Ten sam co kilkanaście dni temu o mało cię nie zabił -
dodałam - Najprawdopodobniej ma w garści Agey i Sorrowa, a my musimy ich jakoś
odbić.
- Niby jak? Tylko ty jako jedyna z naszej trójki masz
jakiekolwiek szanse w walce przeciwko tym stworom. - stwierdził ponuro Jamie.
- A strażnicy? - zaproponował brunet.
- Miałam nadzieję, że nie będę musiała się z nimi użerać,
ale najwyraźniej życie chce mi dać w kość jeszcze bardziej. - prychnęłam
podirytowana i napiłam się czekolady.
Zapadła cisza. Rozejrzałam się po własnym domu. Jakoś
było tu pusto i dziwnie bez przyjaciół.
Skierowałam wzrok ku oknie. Na zewnątrz znów robiło się
ciemno. Zaczął nawet prószyć delikatny, śnieżnobiały śnieg. Dreszcz przeszedł
mi po plecach. Postacie tych wilków, samego Luke’a czy Mroka pojawiły się w
mojej głowie, strasząc jedynie swą obecnością. Dlaczego Duch Księżyca nie
interweniuje w rozwijającą się wojnę...? Właśnie! Przecież miał on dołączyć do
mnie wtedy, gdy musiałam uciekać...A jednak w końcu się nie pojawił.
- Słuchajcie - przerwałam ciszę, lecz nie podniosłam
wzroku znad kubka. Wzrok utkwiłam w podniszczonej, drewnianej podłodze - Gdyby
udało nam się porozmawiać z Duchem Księżyca to może on nam pomoże...? -
zaproponowałam cicho.
- Za kilka dni pełnia - przypomniał szatyn.
- Racja - westchnęłam - Ale jeśli im się coś stanie...
- Daj spokój - Jack położył swą dłoń na moim ramieniu -
Uratujemy ich.
- Skopiemy tyłek Mrokowi jak i Luke’owi - dodał z
zaangażowaniem Bennet.
- A jeśli do pełni nie zginę - zaśmiał się Mróz - To
odzyskam wspomnienia i przestanę być problemem.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Niewiarygodne jak bardzo
się zmienił od momentu, gdy wyrzekł się mocy.
- Po za tym - kontynuował - Denerwują mnie już te urywki
wspomnień, których nie rozumiem! - warknął.
- Nie wiem co bym zrobił, gdybym nagle zapomniał o wszystkich
bliskich mi osobach... - mruknął Jamie.
- Tak w ogóle to jeszcze raz przepraszam... wiesz za
co... - mruknął Jack do szatyna, po czym spuścił głowę.
- Ej, nie ma co tego rozpamiętywać - odparł chłopak -
Przecież żyję - uśmiechnął się.
- Ale nie wiele by brakowało - odrzekł brunet - Marny był
ze mnie strażnik... przyjaciel zresztą też.
Nie wytrzymałam, zbliżyłam się i zdzieliłam Mroza po
łbie. Jack skrzywił się, wydając pomruk niezadowolenia, po czym spiorunował
mnie wzrokiem.
- A to za co?! - warknął.
- Nie waż mi się tak mówić - syknęłam, stając nad nim -
Twoje obwinianie się doprowadza mnie do szału! - dodałam poirytowana.
- Skoro wszystko było w porządku to czemu Jamie uległ
temu cholernemu wypadkowi?!
- Mrok maczał w tym palcem. Nie miałeś możliwości, aby to
przewidzieć. Dobrze o tym wiesz.
- Powinienem był to przewidzieć! - syknął i również
stanął na równych nogach, dokładnie naprzeciwko mnie.
- Właśnie przez takie gadanie wyrzekłeś się swojej mocy!
- A co byś zrobiła na moim miejscu? - spytał, ale
wyraźnie spuścił już z tonu.
- Ty... - zacisnęłam rękę w pięść, dając przy tym upust
własnej wściekłości. Jednak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że chyba przegięłam...
- Przestańcie już! - warknął Jamie, jednocześnie stając
pomiędzy mną, a Mrozem. Prychnęłam niezadowolona, ale zauważyłam, że Jack także
odpuścił.
Usiedliśmy z powrotem na dywanie przed kominkiem.
Złapałam swój kubek i dopiłam resztę czekolady.
- Jeśli będziecie skakać sobie do gardeł to nigdy nie nam
się nie uda - westchnął szatyn, bezradnie rozkładając ręce. Spojrzałam na
skupionego, byłego strażnika.
- Przepraszam Jack - wydusiłam z siebie - Ja już chyba
nie wytrzymuję tego nerwowo... - pokręciłam głową.
- Nie jestem w tym lepszy... - machnął ręką.
- To jak odnajdziemy Ducha Księżyca? - spytał wtem Jamie,
zmieniając temat.
- Chwilowo nie mam pomysłu - mruknęłam - Ostatnie
spotkanie było przypadkowe, a do tego nie widziałam dokąd mnie zabrał...
- Cholera... - zaklął Mróz - Musi być jakiś sposób...
- Może... - przerwałam mu - Najłatwiej porozumieć się z
Duchem Księżyca podczas pełni... Ale to zdecydowanie za dużo czekania.
Gdybym chociaż wiedziała kto ich porwał... Mrok, wataha
czy ten Luke... Sama już nie wiedziałam. Chciałabym po prostu, żeby Agey i
Sorrow tu byli...
- Czemu nie ma o nim nic napisane - jęknął Jamie - To w
końcu istota magiczna...
- Księgi - wyszeptałam zdumiona.
- Że co? - szatyn przekrzywił głowę zdezorientowany.
- Według starych wierzeń ludzkich to właśnie Duch
Księżyca był kimś w rodzaju bóstwa opiekuńczego. Oczywiście miewał wtedy różne
imiona - wytłumaczyłam - W każdym razie Agey opowiadała mi o jakiejś księdze, w
której były notatki na temat różnych magicznych istot... Jeśli ja odnajdziemy
to możliwe, że zyskamy cenne informacje. Może nawet dowiemy się jak go przyzwać...
Problem polega jednak na tym, że nie wiem gdzie jej szukać - spuściłam głowę.
- Biblioteka? - rzucił nagle Jack.
- Nie - powiedział szatyn - Tam nie ma tak starych ksiąg.
Są one zbyt drogocenne. Dlatego też zazwyczaj przechowuje się je w specjalnych,
dobrze chronionych archiwach.
- Uwielbiam ludzi - prychnęłam z pogardą - Oni to wiedzą
jak utrudnić życie.
- A to dopiero początek - dodał Jamie - Takich archiwów jest na świecie mnóstwo.
- Nie sprawdzę ich
wszystkich - odparłam - Mam tylko jedno życie... - westchnęłam.
- Ale jest też dobra wiadomość - uśmiechnął się -
Największe archiwa, zawierające takie księgi znajdują się na kontynencie
europejskim.
- Skąd ty tyle wiesz o tym? - spytał Jack.
- Dużo czytam - wzruszył ramionami Bennet.
- Fakt, że to dużo ułatwia, ale i tak nie mamy zbytnio
dużo czasu. Energii starczy mi na lot jedynie w tę i z powrotem - dodałam.
- Mój kumpel jest niezłym informatykiem i hakerem -
wtrącił Jamie - Może nam pomóc odnaleźć odpowiednie archiwum.
- No wreszcie jakieś konkrety - zawołał Jack i złapał
swoją laskę, wskakując na fotel - Ruszmy się i załatwmy to szybko!
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- To dokąd lecimy? - zwróciłam się do szatyna.
- Wszystko ci zaraz wytłumaczę... - odrzekł chłopak.
--------------------
Od Autorki: Zdążyłam! :D W tym miesiącu muszę opublikować
jeszcze jeden rozdział, żeby wyrobić normę ^^ I sorry za ewentualne błędy w tekście. Do jutra powinnam je poprawić :P
Więc jak podoba wam się rozdział? Czekam na wasze opinie
:3
Do następnego :D
Ann Varcon