Chyba tylko
cud mógłby mnie uratować z opresji. Po tym jak zwierzęta zawyły, momentalnie
ruszyły do ataku. Od najbliższej z bestii dzieliły mnie cztery, może trzy
metry. Skuliłem się i odruchowo zamknąłem oczy. Walka była bezcelowa. Z taką
ilością przeciwników nie miałem szans.
W myślach
odliczałem kolejne sekundy, lecz wciąż nic się nie działo. Słyszałem za to
kolejne powarkiwania i wycia... Z ciekawości, powoli otworzyłem oczy.
Wtem
usłyszałem przerażający skowyt, a przed sobą ujrzałem białą wilczycę,
wgryzającą się w kark innej bestii. Ta miotała się, lecz bezskutecznie. W końcu
fioletowooka puściła stworzenie, które upadło nieprzytomne na ziemie, i
spojrzała na mnie kątem oka. Natychmiast ją poznałem...
- Secra -
wyszeptałem z niedowierzaniem. Wilczyca zwróciła jednak swą uwagę ku Shadowowi,
który przypatrywał się wszystkiemu z daleka. Zupełnie jakby nie chciał mieć z
tym wszystkim wspólnego...
- Tak nie
można! - warknęła do niego - To zwykły człowiek, nie stanowi zagrożenia!
Cała wataha
momentalnie znieruchomiała, czekając co odpowie przywódca.
- Ty suko...!
- syknął Hiro, stając u boku czarnego wilka.
- Ona ma
racje, - wtrącił znienacka Ripper i splunął krwią. - Po za tym cała ta replika
została wybudowana przez ludzi i nie jest naszą własnością. Nie możemy więc
karać ludzi za wchodzenie na jej teren. - warknął i stanął u boku swej
towarzyszki. Wilczyca uśmiechnęła się w jego stronę.
- Jak śmiecie
lekceważyć polecenia Shadowa i Blooda! - ryknął Hiro. Zielonooki wilk spojrzał
wpierw na Secre i Rippera, a następnie na mnie... Jednak sam wydawał się być
jakby nieobecny...
- Uspokój
się. - mruknął Shadow do starego - Ripperze, masz wiele racji w swoim toku myślenia.
Niestety przeciwstawiacie się woli Blooda, a za tym idzie kara. Tak więc skoro
stanęliście po stronie tego człowieka to musicie zginąć razem z nim. - dodał
bez cienia zawahania. Wataha już zaczęła
szczerzyć kły.
- I co teraz?
- spytała cicho Secra.
- Nie wiem. -
odrzekł - To był twój pomysł, więc co proponujesz?
- Bałam się,
że to powiesz. - mruknęła - Musimy stawić im jakoś czoła.
- Podoba mi
się, gdy stajesz się taka waleczna... - dodał z uznaniem szary wilk, po czym
oboje przyjęli pozycje do ataku. Wataha znów ożyła, lecz wciąż cierpliwie
czekała na sygnał.
- Pozbyć się
ich - rozkazał beznamiętnie Shadow. Bestie zdawały się tylko na to czekać.
Zachowywały się jak maszyny zaprojektowane tylko do zabijania. Popatrzyłem
przerażony na Secre i Rippera. Jak niby wyobrażali sobie podołać w walce około
dwudziestce wilków?
Zwierzęta wpierw
postąpiły kilka kroków, po czym niemal jednocześnie zaatakowały. Większa część
skupiła się na wilczycy i jej towarzyszu. Fioletowooka zablokowała kilka z nich.
Podobnie jej przyjaciel. Jednak nie mogli być wszędzie. Wiedziałem o tym.
Nagle
poczułem przyszywający ból, promieniujący od łydki po całe ciało. Zaciskając
zęby, spojrzałem na wroga, który ciągnął i powoli rozszarpywał mi skórę. W
akcie obronnym podniosłem laskę i uderzyłem nią kilkakrotnie w łeb wilka. Stwór
odpuścił, ale za nim pojawiły się kolejne. Popatrzyłem na laskę, uznając ją za
całkiem niezłą broń. Zakrzyknąłem i ruszyłem do ataku, kopiąc lub uderzając
kijem po łbach bestii. Uśmiechnąłem się widząc, że moja technika przynosi jakiś
skutek. Co prawda bardzo krótkotrwały, ale jednak.
- Szybko,
schyl się! - krzyknął ktoś za mną. Odwróciłem się gwałtownie, a przed sobą
ujrzałem kulę ognia. Przerażony odskoczyłem w bok, potrącając przy tym jakiegoś
przestraszonego wilka. Wataha rozdzieliła się, unikając płonącego pnia drzewa.
- Co jest...?
- syknąłem zdezorientowany, gdy w oddali, między drzewami dojrzałem ogromnego
gada o czarnych, połyskujących łuskach i przenikliwych, szmaragdowo zielonych
ślepiach. Smok postąpił kilka kroków przed siebie. Wilki lekko się wycofały,
lecz wciąż słyszałem ich powarkiwania.
Wtem zza
drzewa wyłonił się Jack, który natychmiast wskoczył na grzbiet gada.
- Dalej! -
zakrzyknął - Ognia!
Smok bez wahania
przypuścił kolejny, śmiercionośny atak. Zwierzęta uciekały w popłochu, gasząc
swoją sierść.
- Jeszcze
dwa! - dodał Jack, wskazując na wyczerpaną Secrę i Rippera. Gad był gotów.
Poderwałem
się gwałtownie do biegu i stanąłem tuż przed wilkami na linii ognia. Smok zawahał
się podczas, gdy ja patrzyłem na niego zdeterminowany.
- Dosyć! -
zawołałem, rozkładając ręce po bokach. Jack spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jamie... -
mruknął - Co ty wyprawiasz?
- Oni stanęli
w mojej obronie. - odrzekłem.
- Skąd możesz
wiedzieć, że to nie podstęp? - spytał brunet.
- To nie jest
żaden podstęp - szepnąłem - Oni mi pomogli. - dodałem, spoglądając kątem oka na
Secre i Rippera, którzy odpoczywali po zaciętej walce.
- Obyś miał
rację. - rzekł nagle smok - Jesteś czasem zbyt łatwowierny... - pokręcił łbem.
Ten głos... Jack zeskoczył z grzbietu gada, którego sylwetka w delikatnej
zielonej mgle powoli zaczęła się przekształcać, aż w końcu przyjęła znaną mi
ludzką postać dziewczyny.
- Co wy tu
robicie? - spytałem.
- To raczej
my powinniśmy zadać ci to pytanie. - odrzekła Ann. Spojrzałem na laskę, którą
trzymałem w ręku.
- Mam to,
czego potrzebowaliście. - uniosłem kij wysoko nad głowę, podczas gdy
przyjaciele spojrzeli na siebie, a potem znów na mnie.
- To po to tu
przylazłeś? - syknęła zielonooka.
- Jesteś
człowiekiem - dodał Jack - Mogłeś szybko zginąć, gdybyśmy nie byli w okolicy...
- Tak jak ty,
jestem - przyznałem, zgrzytając zębami za tą uwagę - Ale nie jestem już małym dzieckiem! - odwarknąłem. Brunet wzdrygnął
się co trochę mnie pohamowało. - Chciałem wam udowodnić, że nie jestem już
całkiem bezużyteczny... - spuściłem wzrok i rzuciłem laskę Jackowi.
- Ty na serio
nie chcesz odpuścić. - westchnęła Ann, kręcą głową - Niech ci będzie, ale nie
działaj nigdy w pojedynkę. Są lepsze sposoby, aby pozbawić się życia...
- Dzięki -
mruknąłem i odwróciłem się, chcąc podziękować Secrze i Ripperowi za okazaną
pomoc. Jednak oni gdzieś zniknęli. Spojrzałem znów na przyjaciół.
- Uciekli -
prychnęła zmiennokształtna.
- Mam
przeczucie, że jeszcze nie raz ich spotkamy. - mruknął Jack, spoglądając w
niebo.
- Do tego to
nie były zwyczajne wilki... - wtrąciłem - One potrafiły mówić...
- Nie wiem co
mam o tym myśleć - przerwała mi Ann - Ale póki co musimy stąd uciekać. Tu już
nie będzie bezpiecznie...
- Możemy
polecieć do mnie - zaproponowałem od razu - To w końcu nie jest tak daleko.
Ann pokręciła głową.
- Nie chcę ryzykować - mruknęła - Ale lepiej żebyśmy polecieli do mnie...
Popatrzyłem po sobie razem z Jackiem.
- Dlaczego chcesz lecieć do siebie? - spytałem.
- Jeśli te istoty znowu nas zaatakują to nie będzie ofiar w ludziach - odrzekła - Po za tym muszę coś sprawdzić...
- Eh... - westchnąłem zrezygnowany - Okay, ale później musimy polecieć do mnie.
Ann przytaknęła po czym jej postać zaczęła się zmieniać...
--------------
Od Autorki: A jednak! Pomimo kolejnego, cholernego zamieszania dziś udało mi się zdążyć z rozdziałem. Choć to bardziej miniaturka, ale tylko tak następny rozdział może mieć sens :P
Jak zwykle czekam na komentarze. Z góry uprzedzam, że nie zdążyłam jeszcze poprawić wszystkich literówek, które ze względu na późną porę, mogły wkraść się do tekstu...
Jutro powinno być już wszystko w porządku ;)
Ogólnie muszę też przyznać, że nie sądziłam, iż przeprowadzanie się(nawet tak mozolne, bo w nowym domu zamieszkam dopiero w czerwcu :P ) może być tak męczące x_x Padam z nóg, a to dopiero początek, bo cały maj będzie tak u mnie wyglądać xD
Tak więc na zakończenie, liczę że nowy rozdział przypadnie wam do gustu ^^ Tak, coraz bliżej moich ulubionych wydarzeń xD
Do następnego!
Ann Varcon
Super rozdział! Biedny Jamie on sie stara a i tak nikt go nie docenial ale na poczatku ;)
OdpowiedzUsuńZycze cie zebys przetrwala jakos ten miesiac i zeby wena cie nie odpuscila ;)
Czekam na NEZTA z zniecierpliwieniem
Pozdro i WENY
Dzięki ^^
UsuńJamie się stara. To inteligentny chłopak i tak łatwo nie da się odsunąć od sprawy xD
Całe szczęście, że to będzie tylko miesiąc ^^'