- Zwariowałaś?!- smok wydarł się na cały dom.
- Ej! Weź się ucisz!- szepnęłam zirytowana- Bo
jeszcze całą okolicę postawisz na nogi!- warknęłam, ale młody nie ustępował.
-I dobrze! Przynajmniej…- złapałam pysk stwora i
mocno zacisnęłam. Jego wrzaski zamieniły się w niewyraźny bełkot.
- Po raz ostatni mówię, ucisz się!- warknęłam
już nie co głośniej- Inaczej, rzucę cię na pastwę ludzi!- zagroziłam. Bestia
ucichła, a ja odetchnęłam z ulgą. Jednak nie na długo.
Nagle usłyszałam przeciągłe skrzypnięcie
podłogi. Puściłam pysk Sorrowa i jednocześnie z nim, odwróciłam głowę w stronę
źródła dźwięku. Na łóżku, ledwo dotykając podłogi zabandażowanymi stopami,
siedział brązowooki. Patrzył na mnie i smoka. W jego oczach dostrzegłam cień
strachu, ale i zafascynowania.
- Jack…- zaczęłam zbita z tropu gdy
zorientowałam się, że wciąż mnie widzi. Ciekawe też, czy mnie pamięta… -
Wszystko w porządku?
Chłopak pokiwał głową i spojrzał na swoje
zabandażowane dłonie, a potem przyjrzał się stopą. Dałam dyskretny znak dla
Sorrowa by usunął się w cień. Powoli ruszyłam w kierunku chłopaka i usiadłam na
łóżku obok niego. Niby miałabym powiedzieć mu prawdę? Byłoby dobrze, ale raczej
w to nie uwierzy.
- Jak się tu znalazłem? I gdzie jest mój dom?- zasypał
mnie pytaniami- I co to za ciuchy?- wskazał na bluzę. Chwilę zastanawiałam się
nad odpowiedzią po czym ciężko westchnęłam.
- Znalazłam cię w lesie. Byłeś przygnieciony
sporą gałęzią i przysypany śniegiem.- skłamałam- Miałeś odmrożone dłonie i
stopy. Posmarowałam je specjalną maścią i zabandażowałam. Gdybym Cię stamtąd nie zabrała, mógłbyś umrzeć z
wychłodzenia- spojrzałam wyczekująco na chłopaka, u którego na słowo, „umrzeć” źrenice gwałtownie się zmniejszyły.
- Dzięki za wszystko- mruknął niewyraźnie- Ale
na mnie już pora. Muszę wrócić do domu. Pewnie wszyscy się już martwią co się
ze mną stało.
Brunet wstał i podszedł lekko utykając do drzwi.
„Chcesz
wracać… Taa, pewnie i tak nic nie przemówi do twojego rozumu”-
pomyślałam.
- Tak, chcę, a raczej muszę.- szepnął Jack i
nagle spoważniał, tak samo jak ja. W tym samym momencie odwróciliśmy się ku
sobie.
- Jak ty to…?- szepnęłam z niedowierzaniem.
- Chciałbym wiedzieć…- odparł zmieszany brunet i
pokręcił nerwowo głową- Usłyszałem, że mówiłaś coś do mnie, więc
odpowiedziałem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że twój głos słyszałem w
głowie.
„No
proszę, a jednak nadal masz coś z Mroza- westchnęłam- Tylko czemu nic nie
pamiętasz…”- pomyślałam, ale tym razem,
odpowiednio zabezpieczyłam myśli.
- W porządku- dodałam już na głos- Chcesz to
idź. Schodami w dół, naprzeciwko będziesz mieć drzwi.
Wstałam i wyminęłam Jacka, kierując się do
własnego pokoju. Sorrow pewnie też tam jest, a będzie mi potrzebny. Zamknęłam za
sobą drzwi i stanęłam po środku pomieszczenia. Wiedziałam gdzie może ukrywać
się bestia. Pewnie ukrywa się gdzieś między belkami, stanowiącymi poddasze.
Kiedyś zapewne był tam sufit, ale z biegiem czasu wszystko uległo zniszczeniu,
a teraz stanowiło idealną kryjówkę dla mojego stwora.
- Sorrow!- zawołałam i w tym samym momencie, coś
ciężkiego spadło na podłogę. Stworzenie podniosło i spojrzało na mnie swymi
zielonymi oczami z czarną szparką.
- Co jest?- spytał, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Idealna kryjówka, jedyna w całym domu?-
wskazałam na sufit.
- A czy to teraz ważne?- odparł znudzony- Lepiej
powiedz, co z tym chłopakiem.
- Postanowił wrócić do domu- westchnęłam- Tylko,
że jego prawdziwego domu już nie ma od jakiś 300 lat. Tu zaczyna się twoje zadanie-
wskazałam na gada- Musisz śledzić Jacka. Byle dyskretnie. Nie pozwól by coś mu
się stało. Chwilowo nie mam jak go zatrzymać…
- Nie ma sprawy- młodzik wpadł mi w słowo,
szczerząc kły. W dwóch susach skoczył do okna. Stanął na tylnych łapach, złapał
w pysk klamkę i przekręcił ją. Okno otworzyło się z cichym skrzypnięciem.
Sorrow odwrócił głowę, pokiwał nią i wyskoczył. Westchnęłam ciężko. Coś za
szybko się zgodził… Nagle przeszył mnie mroźny powiew wiatru. Podeszłam do okna
i zamknęłam je by zimne powietrze nie wdzierało się więcej do pokoju. Choć i
tak mało to dawało. Okna z lat 80-tych już dawno przestały być szczelne, a z
Age nie mamy możliwości znalezienia innego lokum. Tu i tak miałyśmy szczęście.
Opuszczony dom, nie zagarnięty przez bezdomnych… Wiele włożyłyśmy w to by móc
tu mieszkać. Nie mamy tu za dużo wygód. W piwnicy znalazłyśmy siekierę.
Ułatwiło nam to zdobywanie drewna na opał. Dwa telewizory ukradłyśmy z
hurtowni, podobnie dekoder i anteny. Przecież i tak nikt nas nie widzi… Prąd
też mamy kradziony. Dziwi mnie, że ludzie jeszcze się nie zorientowali.
Mniejsza o to, grunt, że było nam tu dobrze, bo ogólnie dusze takie jak my są
bardzo podobne do ludzi. Potrzebowałyśmy jedzenia, odpoczynku… Między nami jest
tylko jedna zasadnicza różnica, a mianowicie fakt, że ludzie nas nie widzą. W
większości… Jesteśmy jak strażnicy i inne istoty ich pokroju. Dopiero gdy ktoś
uwierzy jest w stanie nas zobaczyć. Jednak my jesteśmy zaledwie ich cieniami.
Na tą myśl, ciężko westchnęłam i przeniosłam
wzrok na laskę Jacka. Niegdyś symbol jego mocy, teraz tylko zwyczajny kij. Z
jakiegoś powodu coś we mnie, kazało mi ją zabrać. Czułam, że będzie jeszcze
potrzebna, ale do czego? Do czego może być potrzebny stary kawałek drewna? Nie
wiem i póki co, raczej się nie dowiem.
------------------
Od Autorki: Yeah! Udało mi się wyrobić ^o^ Więc piszcie czy wam się podoba i wgl więc proszę o komentarze.
Mam też nadzieję, że nie popełniłam żadnych błędów. Jeśli jakieś są postaram się je jak najszybciej poprawić.
Następny rozdział pojawi się... 1 listopada ^^
Powiedzcie mi jeszcze co sądzicie o bannerku reklamującym bloga? Jeśli możecie, wklejcie go u siebie. Będę za to ogromnie wdzięczna <3
Chyba o niczym nie zapomniałam... a zresztą xD
Chyba o niczym nie zapomniałam... a zresztą xD
Do zobaczenia :3