31 grudnia 2013

Rozdział VI Zagrożenie

Na wstępie... 

Happy New Year For Everyone!


A teraz zapraszam was, do przeczytania ostatniego w tym roku rozdziału ^^


~*~


Wszystko było już gotowe. Zapakowałyśmy trochę jedzenia na podróż, a Jackowi dałyśmy nowe ubrania. Niezbyt grubą, ale ciepłą granatową kurtkę; długie, ciemnobrązowe rurki oraz czarne adidasy. Specjalnie dobrałyśmy te kolory tak, aby Mróz nie zmieniał zbytnio swego wyglądu. Chłopak niechętnie zgodził się na założenie tych ubrań.

Ostatnią nierozwiązaną kwestią był fakt iż nie miałyśmy pojęcia jak przekonać chłopaka do lotu wraz z nami aż na biegun. Dodam, że miał on lecieć na grzbiecie Sorrowa. Chyba nie muszę przypominać jakie są stosunki między nimi... Jednak Agey podała mi pewną myśl. Nie do końca mi się to spodobało, ale cóż poradzić? Gdy powiedziałyśmy mu o naszych planach, mało co stąd nie zwiał. Więc jeśli nie przystałabym na propozycję czarnowłosej, prawdopodobnie Jack nigdy by z nami nie poleciał. Na nieszczęście chłopaka, lot na biegun był ważny.  Z apteczki Agey wzięła kilka rozpuszczalnych w wodzie tabletek nasennych. Swoją drogą nie wiedziałam, że w ogóle coś takiego mamy... Czarnowłosa rozpuściła dwie tabletki, po czym podała chłopakowi szklankę z przezroczystą cieczą. Jack niepewnie spojrzał na moją przyjaciółkę.
- Spokojnie.- zaczęła- To tylko na uspokojenie. Trochę się wściekłeś więc to Ci pomoże.
Brunet niepewnie wziął od niej szklankę i niczego nieświadomy, wypił napój. Po pewnym czasie zaczął robić się senny aż w końcu zasnął.
- Będziemy musiały wyjaśnić mu więcej niż na początku...- westchnęłam ciężko.
- Na razie bym się tym nie przejmowała.- odparła czarnowłosa.
- Ile będzie działać środek?- spytałam, spoglądając na przyjaciółkę.
- Z godzinę... może dwie? Nie były to mocne tabletki, ale i tak wszystko zależy od jego organizmu.
- Skąd ty tyle wiesz o ludzkiej medycynie?
- Dużo czytam.- wzruszyła ramionami- Teraz musimy go ułożyć na grzbiecie Sorrowa. Resztą zajmie się już sam smok.
Kiwnęłam głową i jeszcze raz spojrzałam na śpiącego chłopaka. Oby Agey się nie myliła...
- Sorrow!- zawołałam na tyle głośno by smok mnie usłyszał,  a jednocześnie na tyle cicho by nie obudzić śpiącego ducha zimy. Usłyszałam jak na piętrze, coś ciężkiego upada z hukiem, a następnie zbiega po schodach. Nim się obejrzałam, przed mną stanął Sorrow. Gotowy na wszystko. Jak zawsze...
- Słuchaj gadzie, będziesz miał bardzo ważne zadanie podczas naszej wyprawy.- zaczęła czarnowłosa.
- Wiem, że za nim nie przepadasz, ale musisz to zrobić.- dodałam, patrząc wyczekująco na bestie.
- Chwila, moment... Czy ty chcesz, żebym to ja zabrał na swoim grzbiecie tego tu osobnika?- spytał, wskazując na Jacka.
- Dokładnie.- potwierdziła Agey swoim typowym, obojętnym tonem.
- Nie ma takiej opcji!- warknął.
- Obawiam się, że nie masz tu nic do gadania.- odparła czarnowłosa, krzyżując ręce na piersi.
- A niby co miałbym zrobić, gdy ten idiota się obudzi?- spytał smok, wyraźnie się przełamując. Wydaję mi się, że wie iż nie ma wyjścia.
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami- Agey twierdzi, że środek będzie działał przez najwyżej dwie godziny. Z użyciem mocy, dotrzemy na biegun za nim się obudzi.
- Dokładnie.- przytaknęła czarnowłosa- Jednak jeśli już się obudzi to postaraj się by nie spadł. Smok westchnął zrezygnowany i spojrzał na mnie.
- Zgoda. Tylko pośpieszmy się. Nie chcę wiedzieć co się stanie gdy środek przestanie działać...



~*~


Spotkaliśmy się ponownie, ale tym razem na zewnątrz, przed domem. Śnieg już nie padał. Zdążyło się nawet rozpogodzić. Aura sprzyjała naszej podróży. Jack spał na grzbiecie Sorrowa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dotrzemy na biegun, a chłopak w niczym się nie połapie.



W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez ze mnie pora. Skorzystałam ze swoich zmiennokształtnych mocy i przemieniłam się w stworzenie, które wydawało mi się najodpowiedniejsze do tego typu podróży. Gdy zielony obłok dymu zniknął, rozłożyłam błoniaste skrzydła, machnęłam kilkakrotnie ogonem, po czym z całych sił ryknęłam. Z okolicznych drzew poderwały się ptaki. Przeleciałam wzrokiem po całym ciele. Moja skóra pokryła się maleńkimi czarnymi łuskami. Co jak co,  ale tę postać lubiłam najbardziej. Natomiast Agey wolała coś bardziej tradycyjnego. Gdy czerwony obłok dymu zniknął, moim oczom ukazał się jastrząb. Tak swoją drogą to obłok dymu towarzyszy absolutnie każdej przemianie, a dodatkowo jego kolor jest uzależniony od koloru oczu ducha.
- Lećmy póki nie ma śnieżycy.- powiedział smok, wyraźnie oburzony tym iż musi zająć się Jackiem.
- I tak prędzej czy później nas dopadnie.- mruknęła Agey.
- Miejmy to już za sobą.- szepnęłam i wzbiłam się w powietrze. W moje ślady poszedł Sorrow, uważając przy tym by brunet nie ześlizgnął się ze smoczego grzbietu. Na końcu ruszyła Agey.
- Masz małe skrzydła Nie wytrzymasz tak długiej podróży.- zagadałam do przyjaciółki, gdy osiągnęłyśmy odpowiednią wysokość.
- A ty ciężkie, gadzie cielsko. Zobaczymy, która z nas jako pierwsza padnie.- uśmiechnęła się pewnie, choć nieznacznie gdyż dziób niezbyt pozwalał jej na takie miny. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Myśli, że smok będzie bardziej zmęczony niż jastrząb? Niezłe kpiny. Chętnie rozwieję jej nadzieje na wygraną.
- Słuchajcie, czas zastosować pierwszą dawkę energii i przyśpieszyć trochę lot!- krzyknęłam na tyle głośno by pokonać szum dzikiego powietrza.
- No to do dzieła.- mruknęła Agey.

Skupiłam część swojej energii, a na około mnie pojawiła się zielonkawa aura. Ryknęłam, gdy aura spłynęła z mojego ciała i utworzyła portal. To kolejna zaleta naszej mocy. Jednak nie można się temu dać zwieść, bo choć z jednej strony dobra, potrafi również wszystko zniszczyć. Portal utworzony z mocy potrafi przenieść wszelkie stworzenia, ale na małą odległość. Choć mimo to i tak ułatwi nam to podróż.


~*~


Podróż przebiegała bezproblemowo. Byliśmy już bardzo blisko. Wystarczyło po raz ostatni użyć mocy... Jednak wszystko co dobre, bardzo szybko się kończy. Jack obudził się za nim dolecieliśmy na biegun. O mały włos i spadłby w przepaść...

- Dokąd mnie zabieracie?!- warknął, gdy spojrzał mi prosto w oczy. Zaskoczyło mnie to. Tak samo fakt iż nie okazał zdziwienia na mój czy też Agey widok. Jednak nie to było teraz istotne.
- Jack uspokój się! Prawie jesteśmy na miejscu!- krzyknęłam na tyle głośno by brunet mnie usłyszał.- Mówiłaś, że dawka będzie działać do dwóch godzin!- warknęłam w stronę jastrzębia.
- Ale mówiłam też, że działanie zależy od jego organizmu!- syknęła wściekła.
- Niech Cię!- szepnęłam zirytowana i spojrzałam na chłopaka. Wygląda na to, że zrozumiał kim jesteśmy.- Jack, siedź spokojnie. Zaraz dotrzemy na biegun! I nie przejmuj się Sorrowem. Nic Ci nie zrobi.- zapewniłam. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, po czym złapał się za głowę. Jego twarz wykrzywiła się z bólu.

Nagle coś mnie zaniepokoiło. Rozejrzałam się gwałtownie wokół.
- Cholera!- zaklęłam zła pod nosem- Tylko nie one, tylko nie teraz!


-----------------------

Od Autorki: No i jakie wrażenia po nowym rozdziale? Wiem, wiem, znów tak naprawdę nic się nie dzieje, ale to już wkrótce się zmieni. Bądźcie więc cierpliwy i komentujcie! To jest moje życzenie. Chcę więcej komentatorów i obserwatorów na obydwu moich blogach! Na Nyxionach od początku świąt pojawiły się trzy notki. Ani jedna nie została skomentowana :( Tu jest bardzo podobnie...

I w takim razie moim postanowieniem noworocznym będzie poprawa mojego stylu pisarskiego. Być może właśnie dlatego, że piszę kiepsko, nie mam czytelników? :( To by było logiczne.
Rano edytuję i wstawię pewną grafikę. Mam nadzieję, że ona przypadnie do gustu :)

Więc jeszcze raz, 

Happy New Year For Everyone! 

Pozdrawiam!

Ann

26 grudnia 2013

Świąteczny One-Shot

Na wstępie... Przepraszam, że tak długo zwlekałam z dodaniem tej notki! Chciałam by wszystko było idealnie. We wtorek praktycznie mnie przy kompie nie było więc nie byłam w stanie uzupełnić One-Shota. Później w środę, gdy znalazłam chwilę czasu, starałam się coś dopisać. Jednak również i tego dnia nie dałam rady. Dziś wreszcie się to udało! I tak oto, chcę wam zaprezentować swojego pierwszego One-Shota! Dziękuję Age Willow za pomoc przy nim :) Wychodząc z psami na spacer zawsze uda nam się wymyślić coś fajnego. Jeszcze raz dzięki :3
Mam tez nadzieję, że święta mieliście udane i dostaliście prezenty o jakich marzyliście. Na składanie "Wesołych Świąt" jest wprawdzie za późno, ale nadal mogę wam życzyć udanego Sylwestra ;D Najlepiej wraz z soczkiem z procencikami :3

A teraz czas na finał! Zapraszam do lektury :)

~*~

Swiateczny One-Shot


Zebraliśmy się wszyscy w salonie. Gdy Jack jako ostatni pojawił się w pomieszczeniu, mogłam wreszcie wyjaśnić powód tego spotkania.
- Słuchajcie, dziś mamy Wigilię. Przez ostatnie dni tyle się wydarzyło, że wszyscy zapomnieliśmy o tym jakże ważnym dniu. Nie mamy nawet choinki!- popatrzyłam znacząco na przyjaciół.- Więc chyba wiecie, co musimy teraz zrobić?
- Nie wystarczy sztuczna choinka?- odezwał się Sorrow.
- Naprawdę chcesz spędzić święta przy „tym” czymś niż przy żywej, pachnącej choinki prosto z lasu?- spytałam. Odpowiedziało mi ciche westchnięcie.
- W porządku, ale musisz dać mi trochę czasu.- mruknęła czarnowłosa. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale wiedziałam że nie ma sensu drążyć tematu.
-Spotykamy się o 14.00 przed domem- zarządziłam.
-Niech będzie- odparł beztrosko Sorrow i ułożył się przed kominkiem.- Wy sobie idźcie, a ja się wygrzeję w ciszy i spokoju.
- O nie, nie...- zaczęłam, uśmiechając się- Ty będziesz najbardziej potrzebny.
Smok spojrzał na mnie niepewnie.
- Co masz na myśli?- spytał.
- Pomyśl jaszczurko.- mruknął Jack.
- Jesteś długim na sześć metry i wysokim na półtora gadem!- dodałam- Będziesz niósł choinkę!
- Chyba sobie kpisz! Nie wyjdę na ten mróz za żadne skarby świata!- oburzył się smok.
- W porządku.- odparłam beztrosko. Z pewnością wzbudziłam tym niepokój gada.- Zapomnij o swoim pysznym „mięsku” .– uśmiechnęłam się- I zapomnij o polowaniach, twoja łapa przez najbliższe dwa miesiące nie postanie na zewnątrz. Skoro tak nie znosisz zimy... A jedyne co będziesz dostawał do jedzenia to będą twoje „ukochane” rybki.- spojrzałam wyczekująco na bestię. Wiem jak nie znosi ryb. Sorrow pokręcił głową z niesmakiem, po czym odparł:
- Wygrałaś!- prychnął wściekły, a z jego nozdrzy wydobył się niewielki obłoczek dymu.
- Skoro już wszystko ustalone, możemy kończyć to spotkanie.
Wszyscy cicho przytaknęli. To mi wystarczyło. Ruszyłam w kierunku schodów. Przed wyjściem z salonu, spojrzałam na Jacka. Wydawał się dziś wyjątkowo nieogarnięty. Trochę jak ja gdy się nie wyśpię.


~*~


Czekałam na mrozie dobre 10 minut za nim jako pierwszy z domu wyszedł Jack. Parę dni wcześniej, razem z Agey postanowiłyśmy znaleźć mu jakieś rzeczy, w których nie zamarzł by na śmierć. To, że jeszcze żyje, zawdzięcza miejscu w jakim się wychowywał oraz pozostałości mocy, której się wyrzekł. Zwędziłyśmy więc  ze sklepu niezbyt grubą, ale ciepłą granatową kurtkę, ciemno brązowe rurki oraz czarne adidasy. Specjalnie dobrałyśmy takie kolory by Jack Mróz nie zmienił za bardzo swego wyglądu.
Zaraz po chłopaku, z okna na poddaszu wyskoczył Sorrow. Cały czas powtarzał pod nosem jak to on nienawidzi zimna, śniegu i udanych szantaży. Jako ostania dołączyła do nas Agey z wielką i zapewne ciężką podwójną torbą na ramię.
- Wyjaśnisz mi, po co Ci to?- spytałam na wstępie.
- Jak znam życie, będziemy łazić po lesie dobre trzy godziny. Mam tu mały zapas.- poklepała torbę z zadowoleniem.
- Pośpieszmy się- westchnęłam- Zanim noc nas zastanie.
Już zgodnie, ruszyliśmy w stronę lasu. Droga zajęła nam z dobre 20 minut. Gdy stanęliśmy przed drogą wiodącą w głąb lasu, chciałam wyjaśnić co dalej, ale smok ubiegł mnie swoim pytaniem.
- Co robimy?- spytał Sorrow.
- Proponuję podzielić się na dwie grupy.- podjęła temat czarnowłosa.
- W takim razie ja idę z Jackiem, a ty z Sorrowem.- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mam iść z nią?!- warknął smok, mierząc wzrokiem czarnowłosą.
- Ja z nim?!- dodała równie zła Agey- Lepiej żebyśmy my poszły razem, a Sorrowa zostawiłabym z Jackiem.
- Nie była by to zła propozycja gdybym była pewna, że ta jaszczurka nic mu nie zrobi.- spojrzałam na bruneta.
- Popieram Ann.- wtrącił Jack.
- No jasne, że popierasz!- prychnęła Agey- Kto przy zdrowych zmysłach podróżowałby z tym gadem!
- Więc ty idealnie pasujesz.- dodał beztrosko chłopak.
- Ej, co ja Ci zrobiłem?!- oburzył się Sorrow, patrząc na Agey.
- Dosyć tego!- krzyknęłam i jednocześnie przerwałam kłótnie przyjaciół- Sorrow idziesz z Agey, a Jack ze mną. I koniec tej dyskusji!
Czarnowłosa rzuciła mi pełne pogardy prychnięcie wraz z morderczym spojrzeniem.
- Ostatni raz.- syknęła- Sorrow, idziemy!
Smok niechętnie ruszył za dziewczyną.
- My też się zbieramy.- powiedziałam, gdy moja przyjaciółka i smok zniknęli w gęstwinie drzew. Szliśmy w milczeniu. Uważnie obserwowałam okolicę w poszukiwaniu jakiejś ładnej choinki. Przecież nie pozwolę aby to Agey znalazła lepszą, prawda?


~*~


- Nie znoszę śniegu i tego zimna!- prychnąłem po raz kolejny. Chyba nic innego nie mogło doprowadzić mnie do większej irytacji niż to co aktualnie się działo! Dobrze chociaż, że nie jestem skazany na towarzystwo tego bruneta, Jacka. Idiota wyrzekł się mocy i co? Bezradny jak małe dziecko. Nie potrafi poradzić sobie we współczesnym świecie! Wiem, że Ann robi to, ponieważ taka jest rola zmiennokształtnych duchów. Jednak nawet gdyby to chyba nie jest jedyny powód.
Nagle usłyszałem trzask lodu pod moimi łapami. Zanim zdążyłem zareagować, wpadłem do lodowatej wody.
- Cholera!-ryknąłem- A żeby tę zimę szlag jasny trafił!- dodałem, po czym z trudem wygramoliłem się z zamarzniętego stawu.
- To nie wina zimy, tylko twojej nieuwagi.- odparła czarnowłosa ze spokojem w głosie i stanęła kilka metrów przed mną.- I przestań w końcu narzekać! To strasznie irytujące!- warknęła i odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła dalej. Nic nie odpowiedziałem, tylko posłusznie podążyłem za nią.
„Niech se gada!”- prychnąłem w myślach-„Zimy i tak nie znoszę!”
- W myślach tez się przymknij!-dobiegł mnie głos Agey. Stanąłem zaskoczony, a jednocześnie zły, że nie zabezpieczyłem myśli. Ruszyłem dalej, starając powstrzymać się od komentarzy. Było to nie lada wyzwanie. Nagle czarnowłosa zatrzymała się i odwróciła w moim kierunku.
- W zasadzie ty powinieneś to nieść.-dziewczyna zdjęła torbę z ramienia i położyła mi ją na grzbiecie tak, że ciężar obu części się równoważył. W tym momencie uświadomiłem sobie, że widziałem już takie torby. Tyle, że tamte były mocowane na bagażnikach od rowerów ludzi i na pewno nie były aż takie ciężkie!
- To twoja torba! Po co ja mam ją nieść?!- zaprotestowałem.
- Jesteś znacznie silniejszy od mnie więc to chyba oczywiste, że ty powinieneś ją nieść.- wzruszyła ramionami.
- Jasne...-prychnąłem. Agey w tym czasie podeszła do, na oko dwumetrowej choinki i zaczęła się jej przyglądać.
- Młoda, pięknie pachnie...- rozpoczęła swą wyliczankę na temat drzewek świątecznych. Jakie powinny być i takie tam... Nie interesuje mnie to. Zignorowałem czarnowłosą i poszedłem dalej w głąb lasu. Dziewczyna nawet nie zauważyła mojego zniknięcia. (Jeśli by się zorientowała, już dawno byłaby obok mnie...) Dokąd właściwie zmierzałem... Nie było to istotne. Chciałem zostać sam. Jak najdalej od paplaniny Agey...


~*~


Szedłem za Ann, która wybierała coraz to bardziej krętą drogę. Nie byłem zadowolony z faktu iż musiałem wyjść i szukać tej choinki. Jednak z jednej rzeczy byłem szczęśliwy. Mianowicie, że nie musiałem iść z tym gadem jak na początku proponowała Agey. W pewnym momencie Ann przystanęła przy, na oko dwumetrowym drzewku.
- To chyba będzie idealna choinka...- zaczęła- Na pewno lepsze od tego, które wybierze Agey.- uśmiechnęła się pod nosem i dalej coś sprawdzała. Nie rozumiałem jej. Z nudów rozejrzałem się po okolicy. W oddali zobaczyłem kolejne ładne drzewko. Bez namysłu pobiegłem w jej kierunku.
- Ta chyba będzie lepsza...- szepnąłem zadowolony, dotykając delikatnie gałązek. Odwróciłem się z zamiarem zawołania Ann. Jednak jej nie zobaczyłem. Zniknęła... Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Powoli przyzwyczajam się do dziwnych zjawisk, ale to? Pokręciłem głową i kilkakrotnie spoglądając za siebie w stronę niewielkiej polany, ruszyłem na przód. Może ją dogonię?


~*~



Agey została dawno w tyle. Nie wiem czemu za mną nie ruszyła... Choć w sumie nie. Wiem dlaczego, chyba... Nie przepada za gadami takimi jak ja, więc czemu miałaby się mną przejmować? Popatrzyłem w górę. Jest tu zbyt gęsto bym mógł wznieść się w powietrze, a w okolicy nie ma żadnej polany, gdzie zapewne byłoby więcej miejsca. Dodatkowo się ściemnia. Nie mam ochoty na spotkanie z dzikimi stworzeniami. Wliczając w to inne smoki. W grupie siła. To wiem.
Nagle usłyszałem dziwny szelest dochodzący z zarośli. W pierwszej chwili wystraszyłem się, a w drugiej karciłem w myślach, że takie rzeczy nie powinny mnie przerażać. Powoli podszedłem do krzaków, z których dochodził szelest. Moja głowa prawie dotykała gałązek i wtem coś z nich wyskoczyło! I to wprost na mnie! Stanąłem na tylnych łapach, rozłożyłem skrzydła i ryknąłem przerażony. To coś z impetem wpadło na mnie i powaliło na ziemię. Pokręciłem łbem by po chwili spojrzeć na napastnika. Spodziewałem się wilka, wandery lub chociażby lykana! Jednak to nie było żadne niebezpieczne stworzenie. Jeżeli już to irytujące!
- Co ty wyprawiasz, Jack!- warknąłem i zrzuciłem rozbawionego całą sytuację, chłopaka. Brunet spadł w zaspę śniegu, a ja jak najszybciej podniosłem się z ziemi- Odbiło Ci?!- dodałem z wyrzutem.- Przecież mogłem Cię spalić! A wtedy Ann by mi nie wybaczyła!
- Ale tego nie zrobiłeś, prawda?- odparł, gdy wygramolił się z zaspy.
- Ale mało brakowało!-syknąłem.
- Po za tym, wątpię byś potraktował mnie ogniem...-zaczął z głupawym uśmiechem na twarzy.- Patrząc na to jaki byłeś przerażony, gdy na ciebie naskoczyłem...- zaśmiał się. Miałem ochotę go zamordować!
- Ty cholerny człowieku!- warknąłem- Gdybym mógł...
- Ale nie możesz.- przerwał mi chłopak z dumą w głosie.
„Niech to, ma rację!”- pomyślałem.
- Oczywiście, że mam.- uśmiechnął się brunet.
- Jeszcze w myślach czytasz?- jęknąłem niemalże załamany- Czy ty aby na pewno jesteś człowiekiem?
- Owszem.- Jego rozbawienie sięgało już chyba granic.
- Znajdźmy dziewczyny.- zmieniłem temat.
- Dobry pomysł, ale rozejrzyj się.- odparł chłopak-Rozpętała się niezła burza śnieżna.
- Do tego robi się ciemno...- zauważyłem- Przynieś trochę drewna. Rozpalę ognisko.
Chłopak kiwnął głową na znak iż rozumie. Zebrał trochę gałązek i ułożył niewielki stos. Ogień odpędzi dzikie zwierzęta. Gdyby coś stało się Jackowi, Ann nie wybaczyłaby mi. I tylko z tego powodu, muszę chronić chłopaka... Niech to szlag!
- Nie wiele nam to da, ale innego wyjścia nie ma jak przeczekać śnieżycę.- mruknąłem po czym zionąłem ogniem, rozpalając tym samym ognisko. Wygodnie ułożyłem się na śniegu i utkwiłem wzrok w ogniu.
- Nie możesz polecieć?- zapytał Jack.
- Chciałbym- odparłem- Ale las jest zbyt gęsty, a moje skrzydła mają za dużą rozpiętość...- westchnąłem, po czym na dowód rozłożyłem lewe skrzydło.- Widzisz?
Brunet tylko kiwnął głową.
- Co masz w tych torbach?- spytał.
- Właściwie to nie wiem. Agey mi je dała, gdy stwierdziła, że jako smok mam więcej siły i to ja powinienem je nieść.- spojrzałem na pakunek, po czym złapałem go ogonem i postawiłem przed Jackiem- Otwórz.- zaproponowałem. Chłopak nie ufnie spojrzał na mnie, a potem na torby.- Przysięgam, że nic z tym nie zrobiłem.- położyłem łapę na wysokości serca. Zupełnie jak ludzie... Głupi nawyk.
- Mam taką nadzieję.- szepnął chłopak i otworzył pierwszą torbę.
- No i? Co tam jest?- spytałem zaciekawiony.
- Wygląda na makaron.- odparł chłopak- Agey pomyślała o jedzeniu!- zawołał uradowany, otworzył jeden z trzech pojemników i zaczął konsumować kluski.
- Ohyda!- wzdrygnąłem się – Jak ty możesz to jeść?!
- To zwykłe jedzenie.- odparł- Lepsze niż nic. Chcesz trochę?
Podsunął pojemnik w moją stronę.
- Nie, dzięki. Wolałbym dziczyznę.- odparłem i odsunąłem pudełko na bok.
- Też bym wolał, ale w takich sytuacjach nie można wybrzydzać.- dodał, po czym zabrał się za zawartość drugiego pojemnika.
Zaskoczyło mnie to trochę, ale starałem się nie dać tego po sobie znać. Zamiast tego, wziąłem torbę by sprawdzić co jest w jej drugiej części.
- Co tam jest?- spytał brunet, zajadając się makaronem. Otworzyłem torbę i wyjąłem jej zawartość.
- Po co ta wariatka zabrała ze sobą te rzeczy?- spytałem sam siebie.
- Wyjaśnisz mi, co to jest?- Jack przysunął się do mnie i przyglądał z zainteresowaniem leżącym przedmiotom.
- To lampki choinkowe, chyba z cztery połączone sznury i akumulator.- wyjaśniłem, zastanawiając się z jakiegoż to powodu Agey postanowiła zabrać te rzeczy ze sobą.
- Chwila.- przerwał chłopak- Jakie lampki i jaki akumulator?
„No tak. W twoich czasach tego jeszcze nie było...”- pomyślałem, ale tym razem zabezpieczyłem myśli. Tak na wszelki wypadek. Jack posłał mi pytające spojrzenie.
- Gdy podłączysz te lampki do tego gniazdka za pomocą tej wtyczki, lampki rozbłysną kolorowym światłem.- wytłumaczyłem, a raczej próbowałem to zrobić tak by zrozumiał. Jednak gdy nadal patrzy na mnie tym wzrokiem stwierdziłem, że muszę mu to wyjaśnić łopatologicznie... Podniosłem się z ziemi i spojrzałem wyczekująco na Jacka.
- Pokaże Ci, co to jest. Włóż do toreb wszystkie rzeczy tak jak leżały wcześniej oprócz lampek.
Chłopak posłusznie wykonywał moje polecenia. Byłem naprawdę zdumiony jego zachowaniem.
- Teraz połóż mi te torby na grzbiecie i weź lampki.- dodałem, obserwując poczynania chłopaka. Po chwili rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś ładnego drzewka. Jedno znajdowało się zaledwie pięć metrów przed nami. Dobrym znakiem był fakt, że śnieżyca ustępuję i poprawia się widoczność.- Chodź.- powiedziałem, kierując się w stronę choinki. Usiadłem przed nią i zaczekałem na Jacka. Byliśmy nie daleko ogniska, a i tak światła było tak mało, że trzeba było poruszać się niemalże po omacku.- Teraz słuchaj uważnie.- zacząłem ponownie- Owiń tę choinkę sznurem lampek, który trzymasz w rękach.
Chłopak kiwnął głową i zabrał się do pracy. W tym czasie, przymknąłem oczy i na krótką chwilę odizolowałem się od świata zewnętrznego. Do czasu. Czekałem aż Jack skończy pracę. W międzyczasie słyszałem jak szarpie się i klinie na szur z lampkami. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Skończyłeś?- spytałem, nie otwierając nawet oczu.
- Tak mi się zdaję!- jęknął chłopak.
- Tyle mi wystarczy- odparłem- Teraz włóż wtyczkę do kontaktu w akumulatorze.
Słyszałem jak podchodzi do mnie, a dokładnie do toreb. W momencie, w którym wkładał wtyczkę otworzyłem oczy. Wtem światło mnie oślepiło. Jednak nie to było najgorsze.
- Ty idioto!-syknąłem- Czy ja Ci wyglądam na choinkę?!- dodałem wściekły. Gdy zobaczyłem już jak mnie przyozdobił, przeniosłem wzrok na niego. Cała złość zniknęła. Została zastąpiona przez rozbawienie. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.- Żeby samemu zaplątać się w lampki! Tego jeszcze nie widziałem!
- Śmiej się, śmiej...- chłopak uśmiechnął się pod nosem- To nie wielka cena za oplątanie Ciebie.- dodał i sam wybuchł śmiechem aby po chwili paść na ziemię. Sam zrobiłem to samo
- Przyznaję- zacząłem, próbując się opanować.- To Ci się udało!
- Zawsze mi się udaje!- odparł wesoło.- To cały ja!- wykrzyknął i wyciągnął rękę w moim kierunku. Zrobiłem to samo i razem przybiliśmy tzw. „żółwika”.
- Tak- przytaknąłem- Cały ty.
Chłopak również podniósł się z ziemi. Obydwoje zdążyliśmy się już uspokoić, ale uśmiechy nie znikały.
- Powinniśmy wracać.- zaproponował Jack- Dziewczyny będą się o nas martwić.
- Nie sądzę.- pokręciłem głową i uśmiechnąłem się szerzej- Jeśli już to będą się zastanawiać czy oby na pewno się nie pozabijaliśmy.
- W sumie...- westchnął brunet.
- Wskakuj na mój grzbiet.- powiedziałem.
- Serio?- chłopak niedowierzał moim słowom.
- A czemu nie?- zdziwiłem się, widząc narastający entuzjazm u Jacka- W końcu dziś Wigilia.
Chłopak podbiegł i jednym susem wskoczył mi na grzbiet.
- Zwinny jesteś.- zauważyłem, spoglądając na niego kątem oka.
- No może trochę...- brunet podrapał się w tył głowy. Westchnąłem i ruszyłem do przodu. Nie biegłem by dać czas chłopakowi na przyzwyczajenie się do ruchów mego ciała. Pewnie nigdy nie dosiadał konia na oklep... Zgasiłem jeszcze ognisko. Wiem jak mój żywioł potrafi być niszczycielski... Nagle sobie coś uswiadomiłem.
- Prawie zapomniałem!- wykrzyknąłem i wróciłem się do drzewka. Wyrwałem je ogonem wraz z korzeniami, które chwile później odgryzłem i wyplułem.- Co to za święta bez choinki!
- Co prawda to prawda.- westchnął chłopak. Śnieg już nie sypał tak intensywnie jak na początku więc łatwiej było znaleźć drogę. Dodatkowo blask lampek rozjaśniał okolicę.
- Słuchaj...- Jack przerwał panującą wokół ciszę- Czy u was też śpiewa się kolędy na święta?
Spojrzałem na niego. Bawił się lampkami. Cieszył nimi jak małe dziecko...
- Tak- przytaknąłem- To tradycja. Ann bardzo ją lubi. Nie mniej Agey.
Znów nastała cisza. Jedyne co było słychać to śnieg uginający się pod moim ciężarem oraz łamiące się gałązki. Nie do końca rozumiałem po co zadał mi to pytanie. Lecz w jednej chwili wszystko stało się jasne. Jack zaczął śpiewać jedną z ulubionych kolęd Ann. Tą kolędą była „Cicha Noc”. Nastrój udzielił się także mnie i w jednej chwili zacząłem śpiewać wraz z Jackiem. Święta mają to coś w sobie, że potrafią łagodzić obyczaje. To naprawdę niesamowite...!


Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem,
Nad dzieciątka snem.

Cicha noc, święta noc,
Pastuszkowie u swych trzód
Biegną wielce zadziwieni
Za anielskim głosem pieni
Gdzie się spełnił cud,
Gdzie się spełnił cud.

Cicha noc, święta noc,
Narodzony Boży Syn
Pan Wielkiego majestatu
Niesie dziś całemu światu
Odkupienie win,
Odkupienie win.



~*~



Nie wiedziałam co się tak właściwie stało. W jednej chwili Jack był obok mnie,  a w drugiej gdzieś zniknął! Natychmiast zaczęłam go szukać, kompletnie zapominając o tym po co tu przyszłam. Szukałam bez rezultatów. Jakby zapadł się pod ziemię... Po jakimś czasie spotkałam Agey. Nie było z nią Sorrowa. Twierdziła, że również gdzieś zniknął, ale zamiast szukać jego, szukała mnie. W mojej głowie zaczęły pojawiać się coraz to czarniejsze scenariusze. Namówiłam czarnowłosą aby pomogła mi szukać Jacka i Sorrowa. Niechętnie, ale zgodziła się. Niedługo po tym jak wznowiłam poszukiwania, tym razem z przyjaciółką, rozpoczęła się śnieżyca. Jednak my szukałyśmy dalej. Nadal bezowocnie. W pewnym momencie śnieg przestał sypać tak intensywnie i widoczność znacznie się poprawiła. Napawało mnie to nadzieją. W końcu szukałyśmy ich już dobre dwie godziny! Zapomniałam już jak ten las jest wielki.
Nagle do moich uszu dotarł fragment... kolędy! Dokładnie Cichej Nocy. Gdy ucichła, usłyszałam rozmowy. Radosne i nie przejawiające agresji... Były to głosy Jack i Sorrowa! Śmiali się i rozmawiali jak starzy, dobrzy przyjaciele! Wtem zobaczyłam jak wychodzą ze ścieżki przed nami, wchodząc tym samym na drogę główną, po której szłyśmy wraz z Agey. Nawet nas nie zauważyli. Nie wierzyłam własnym oczą! Jack siedział na grzbiecie Sorrowa! Jednak nie to było najdziwniejsze. Obydwoje byli opleceni lampkami choinkowymi! Dodatkowo smok trzymał ogonem piękne drzewko świąteczne. Coś o czym wraz z Agey zapomniałyśmy. Już chciałam do nich pobiec, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
- Co jest?- szepnęłam zaskoczona.
- Nie ma co się śpieszyć. I tak zaraz wyjdziemy z lasu i będziemy w domu.- wytłumaczyła czarnowłosa- Lepiej posłuchajmy o czym mówią.- uśmiechnęła się. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Zgoda, ale tylko ten jeden raz.- odparłam i wsłuchałam się w rozmowę. A chłopaki rozmawiali o rzeczach bardzo różnych. Czasami ze sobą nie powiązanych, ale we wspólnej tematyce świątecznej. Jack zachwycał się lampkami, którymi obaj byli opleceni. Sorrow tłumaczył mu, że co roku ubierają nimi choinkę. Smok opowiadał również o innych ozdobach, którymi ubiera się drzewko. Tłumaczył czym są bombki, że łatwo tłuczą się, ale także pięknie prezentują. Mówił również, że nie znoszę, gdy jakaś ozdoba zostaje zniszczona. Co prawda to prawda. Nie lubię tego. Później Sorrow opowiadał o tradycyjnych dwunastu daniach, że każde należy spróbować. Choćby troszeczkę. Śmiał się jak Agey nie przepada za kluskami z makiem oraz o tym jak sam nie znosi kapusty z grzybami i zupy grzybowej. Jednak wie, że należy spróbować każdej potrawy bez względu na to jaki ma do niej stosunek. Dodał także na koniec jak ja potrafię dać się pokroić za pierogi z kapustą i grzybami. Jack również opowiadał o swoich zwyczajach. Nie różniły się one tak bardzo jak się spodziewałam. Jedynie dania były uboższe. Jednak to nie miało dla niego znaczenia. Liczył się fakt, że święta spędzał ze swoją rodziną. Na tą myśl mimowolnie się uśmiechnęłam. Rodzina... Ja nie znam swojej... I nie wiem czy kiedykolwiek poznam prawdę o swojej przeszłości...
- Coś się stało?- szepnęła Agey. Najwyraźniej wyczuła mój nienajlepszy nastrój.
- Wszystko gra.- odparłam, lekko się uśmiechając. Przyjaciółka spojrzała na mnie ze współczuciem. Jednak nie drążyła już tematu gdyż dotarliśmy pod dom.
- Fajnie się rozmawiało?- spytałam, gdy chcieli wejść do środka. Raptownie się odwrócili.
- Ann?- wyjąkał Sorrow.
- Ile słyszałaś?- spytał podejrzliwie Jack.
- Właściwie to wszystko.- dodała Agey, wychodząc z cienia.
- To nieistotne, ile słyszałyśmy.- zaczęłam, spoglądając na przyjaciół- Są święta!- uśmiechnęłam się- Wchodźcie do domu. Wczoraj do późna szykowałam jedzenie. Wystarczy je odgrzać i ja się tym zajmę. Agey przygotuję stół, rozpali w kominku i piecu by dom jak najszybciej się nagrzał. A skoro wam się tak dobrze współpracuje to w takim razie ubierzecie choinkę. Sorrow, wiesz gdzie są ozdoby.
Wszyscy kiwnęli głowami. Wiedzieli już co trzeba zrobić. Nie było żadnych pretensji do przydzielonych zadań.
- No to zaczynamy!- zawołał wesoło Jack, unosząc prawą rękę do góry. Wspólnie weszliśmy do domu przez wielkie dębowe drzwi. Po chwili każde z nas zajęło się swoim zadaniem. Sama czym prędzej pobiegłam do kuchni żeby ze wszystkim zdążyć. Gotowanie jest całkiem przyjemne, ale pod warunkiem, że nie ma go za dużo...


~*~



Agey zdążyła już rozpalić w kominku i piecu. W domu na nowo robiło się ciepło i mogłem zdjąć z siebie kurtkę, zostawiając jedynie czarną bluzkę z krótkim rękawem. Sorrow przyniósł wszystkie ozdoby, a także stojak dla choinki. Wspólnie ustawiliśmy drzewko na swoim miejscu obok okna, na którego parapecie stały dwa kwiaty o czerwonych płatkach. Jak się dowiedziałem od smoka, były to Gwiazdy Betlejemskie. Pomiędzy nimi stał mały gliniany domek, w którego wnętrzu paliła się świeczka.
Sznur lampek, który zdążyliśmy już zdjąć z naszych ciał, oplatał teraz choinkę. Od drzewka czuło się zapach lasu. W międzyczasie obok nas krzątała się Agey, która w dalszym ciągu szykowała stół. Teraz kładła sianko pod obrus. Kolejny zwyczaj. Zauważyłem też, że ustawiła pięć krzeseł zamiast czterech.
- Chyba jej się coś pomyliło. Nas jest czwórka, nie piątka.-stwierdziłem.
- Nic jej się nie pomyliło.- odparł smok- Tradycyjnie zostawia się jedno wolne miejsce przy stole, oczywiście również zastawione, dla „zabłąkanego wędrowca”, który może pojawić się w domu.
- Tego u nas nie było...- zamyśliłem się, widząc wspomnienie dawnego domu. Nagle czarnowłosa podeszła do niewielkiej szafy i włączyła coś, co non stop puszczało świąteczną muzykę lub kolędy. Czasami było one w obcym języku, ale to nie przeszkadzało mi.
- Uprzedzając twoje pytanie, to zwykłe radio.- dodał smok. Zapewne widział jak zaciekawiony spoglądam na to urządzenie. Kiwnąłem głową na znak iż rozumiem.
- Pozostała nam tylko gwiazda na czubek choinki.- zauważyłem.
- Racja.- odparł smok- Wskakuj na mój grzbiet.
Z ochotą złapałem gwiazdę i skoczyłem na smoka. Ten stanął na lekko ugiętych tylnych łapach i umożliwił mi założenie czubka dla drzewka. Zadowolony zeskoczyłem na podłogę i pobiegłem do kontaktu, gdzie leżała wtyczka od lampek. Bez wahania podłączyłem sznur, a choinka rozbłysła kolorowym światłem. Zupełnie jak ja i Sorrow jakiś czas temu. Teraz musieliśmy posprzątać pudła po ozdobach. Na dnie jednego z nich znalazłem kilka czerwonych czapek Mikołaja. W głowie zaświtał mi ciekawy pomysł. Założyłem jedną z nich, a później po kolei, Ann, Agey i Sorrowowi. Na początku wszyscy patrzyli na to niechętnie. Jednak po krótkiej chwili akceptowali, zaczynali uśmiechać i żartować. Z lekką pomocą Sorrowa założyłem jemiołę na każdym żyrandolu. Tak to określił smok. Pamiętam, że u mnie nie było czegoś takiego. Mieliśmy tylko świeczki by rozjaśnić pomieszczenia nocą.
Wszystko było już niemalże gotowe. Ann z Agey stawiały już pierwsze potrawy na stole, a Sorrow bacznie je obserwował. Była jednak jedna rzecz, która mi nie pasowała. Moje aktualne ubrania... Pobiegłem do swojego pokoju. Na całe szczęście znalazłem tam moje stare ciuchy. Natychmiast się w nie przebrałem i od razu poczułem się lepiej. Już miałem wychodzić, gdy kątem oka dostrzegłem drewnianą laskę, opartą o ścianę. Nie pamiętam, żebym ją tu stawiał... i żebym w ogóle taką miał... Choć wydaje mi się, że podobnym kijem uratowałem siostrę. W głowie zaświtał mi kolejny pomysł. Zbiegłem do salonu i ukradkiem zabrałem gałązkę jemioły, czerwoną wstążkę i dzwoneczki. Wraz z tymi rzeczami, wróciłem do pokoju. Tam zabrałem się do pracy. Do zagiętej części laski przymocowałem gałązkę jemioły wraz z dzwonkami i obwiązałem je czerwoną wstążką. Razem te niewyróżniające się osobno przedmioty stworzyły wspaniałą kompozycję. Spojrzałem z uznaniem na wykonaną pracę, gdy nagle doszedł mnie głos Ann, wołający bym zszedł na dół. Bez namysłu wybiegłem z pokoju, nie zapominając o lasce. Skoczyłem na poręcz i zjechałem nią na sam dół. Mało co się nie zabiłem, ale było warto. Gdy wreszcie stanąłem przed przyjaciółmi, wszyscy popatrzyli na mnie zaskoczeni. Jedynie Ann uśmiechnęła się na mój widok. Poczułem jak się rumienię... Oparłem laskę o ścianę i tak jak pozostali zasiadłem do stołu. Wtedy też Ann wstała i wzięła do ręki talerzyk z opłatkiem.
- Co ja wam mogę powiedzieć... Jestem szczęśliwa, że udało nam się wszystko przygotować. Dzięki temu, teraz siedzimy tu razem. Wspólnie dokonaliśmy czegoś niesamowitego. Śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy rodziną.- uśmiechnęła się, spoglądając na każdego- Wesołych Świąt, przyjaciele!- zawołała, po czym każdemu podała talerzyk, byśmy mogli wziąć po kawałku opłatka. Po tym wszyscy składaliśmy sobie życzenia. Prezentów wprawdzie nie było, ale najważniejsze, że byliśmy tu wszyscy razem. Ann słusznie zauważyła. Jesteśmy jak rodzina.

Rozmawialiśmy do późnego wieczora, kosztując po kolei każdego z dań. Jednak w końcu nadeszła ta pora by zakończyć wigilię. Była to najlepsza wigilia w moim życiu i szkoda, że nadszedł ten czas by ją zakończyć. Wszyscy zgodnie posprzątaliśmy wszystko ze stołu. Choć w sumie porządkiem nie nazwałbym tego co działo się później w kuchni. Było to raczej odłożenie wszystkiego na blat kuchenny lub po prostu do zlewu. Chwilę potem pierwsza ulotniła się Agey, a zaraz za nią Sorrow. Zostałem sam z Ann.
- Dzięki za pomoc.- mruknęła dziewczyna, lekko się uśmiechając.
- Nie ma za co.- odparłem zadowolony. Dziewczyna podniosła na chwilę wzrok i momentalnie się zarumieniła. Nie wiedziałem o co jej chodzi.- Zrobiłem coś nie tak?- zapytałem z miną zbitego psa.
- Nie, nie!- gwałtownie zaprzeczyła- Tylko widzisz... Tradycją jest, że gdy kobieta i mężczyzna lub chłopak i dziewczyna spotkają się pod jemiołą, muszą się pocałować.- dodała i spuściła wzrok.
Popatrzyłem na jemiołę, a potem znów na Ann. Tradycja, tak...? Nachyliłem się, delikatnie objąłem i pocałowałem dziewczynę. Dostrzegłem szok w jej zielonych oczach. Sam także nie wierzyłem w to co robię. Jednak jakaś część mnie naprawdę tego pragnęła. Ann objęła mnie w pasie i przytuliła. Przymknąłem oczy w nadziei, że ta chwila będzie trwać wiecznie. Jednak już po chwili, oderwaliśmy się od siebie.
- Wow... Najlepsze święta na zawsze...- szepnąłem rozmarzony lecz nadal w szoku. Spojrzałem na dziewczynę. Poprawiła kosmyk włosów, który bezczelnie opadł na jej twarz.

- Do jutra, Jack...- odparła cicho i szybko się ulotniła. Natomiast ja stałem wciąż w tym samym miejscu. Wiedziałem, że jej się podobało. Po prostu to czułem.

--------------------------
Od Autorki: I co sądzicie o One-Shot? :) 

A wiecie w ogóle, że założenie tego bloga było całkowitym spontanem? Jeden sen sprawił, że napisałam prolog. Później chciałam go rozwinąć bo bardzo mi się spodobała aż tu nagle... Mam bloga! Więc pamiętajcie. Jeśli chcecie by był kontynuowany, komentujcie, piszcie co jest nie tak. Marzę o tym by jeden z moich blogów zyskał popularność... 

A teraz z innej beczki xD

Postanowiłam również dodać moją bardzo starą pracę, która jednocześnie była jedną z pierwszych prac wykonanych na tablecie. Kiepska bo kiepska, ale liczy się gest :3






Jack Mróz życzy wam Wesołych Świąt i udanego Sylwestra! :D