Mam tez nadzieję, że święta mieliście udane i dostaliście prezenty o jakich marzyliście. Na składanie "Wesołych Świąt" jest wprawdzie za późno, ale nadal mogę wam życzyć udanego Sylwestra ;D Najlepiej wraz z soczkiem z procencikami :3
A teraz czas na finał! Zapraszam do lektury :)
~*~
Swiateczny One-Shot
Zebraliśmy
się wszyscy w salonie. Gdy Jack jako ostatni pojawił się w pomieszczeniu,
mogłam wreszcie wyjaśnić powód tego spotkania.
-
Słuchajcie, dziś mamy Wigilię. Przez ostatnie dni tyle się wydarzyło, że
wszyscy zapomnieliśmy o tym jakże ważnym dniu. Nie mamy nawet choinki!-
popatrzyłam znacząco na przyjaciół.- Więc chyba wiecie, co musimy teraz zrobić?
- Nie
wystarczy sztuczna choinka?- odezwał się Sorrow.
-
Naprawdę chcesz spędzić święta przy „tym”
czymś niż przy żywej, pachnącej choinki prosto z lasu?- spytałam. Odpowiedziało
mi ciche westchnięcie.
- W
porządku, ale musisz dać mi trochę czasu.- mruknęła czarnowłosa. Spojrzałam na
nią lekko zdziwiona, ale wiedziałam że nie ma sensu drążyć tematu.
-Spotykamy
się o 14.00 przed domem- zarządziłam.
-Niech
będzie- odparł beztrosko Sorrow i ułożył się przed kominkiem.- Wy sobie idźcie,
a ja się wygrzeję w ciszy i spokoju.
- O nie,
nie...- zaczęłam, uśmiechając się- Ty będziesz najbardziej potrzebny.
Smok
spojrzał na mnie niepewnie.
- Co masz
na myśli?- spytał.
- Pomyśl
jaszczurko.- mruknął Jack.
- Jesteś
długim na sześć metry i wysokim na półtora gadem!- dodałam- Będziesz niósł
choinkę!
- Chyba
sobie kpisz! Nie wyjdę na ten mróz za żadne skarby świata!- oburzył się smok.
- W
porządku.- odparłam beztrosko. Z pewnością wzbudziłam tym niepokój gada.-
Zapomnij o swoim pysznym „mięsku” .–
uśmiechnęłam się- I zapomnij o polowaniach, twoja łapa przez najbliższe dwa
miesiące nie postanie na zewnątrz. Skoro tak nie znosisz zimy... A jedyne co
będziesz dostawał do jedzenia to będą twoje „ukochane”
rybki.- spojrzałam wyczekująco na bestię. Wiem jak nie znosi ryb. Sorrow
pokręcił głową z niesmakiem, po czym odparł:
-
Wygrałaś!- prychnął wściekły, a z jego nozdrzy wydobył się niewielki obłoczek
dymu.
- Skoro
już wszystko ustalone, możemy kończyć to spotkanie.
Wszyscy
cicho przytaknęli. To mi wystarczyło. Ruszyłam w kierunku schodów. Przed
wyjściem z salonu, spojrzałam na Jacka. Wydawał się dziś wyjątkowo
nieogarnięty. Trochę jak ja gdy się nie wyśpię.
~*~
Czekałam
na mrozie dobre 10 minut za nim jako pierwszy z domu wyszedł Jack. Parę dni
wcześniej, razem z Agey postanowiłyśmy znaleźć mu jakieś rzeczy, w których nie
zamarzł by na śmierć. To, że jeszcze żyje, zawdzięcza miejscu w jakim się
wychowywał oraz pozostałości mocy, której się wyrzekł. Zwędziłyśmy więc ze sklepu niezbyt grubą, ale ciepłą granatową
kurtkę, ciemno brązowe rurki oraz czarne adidasy. Specjalnie dobrałyśmy takie
kolory by Jack Mróz nie zmienił za bardzo swego wyglądu.
Zaraz po
chłopaku, z okna na poddaszu wyskoczył Sorrow. Cały czas powtarzał pod nosem
jak to on nienawidzi zimna, śniegu i udanych szantaży. Jako ostania dołączyła
do nas Agey z wielką i zapewne ciężką podwójną torbą na ramię.
-
Wyjaśnisz mi, po co Ci to?- spytałam na wstępie.
- Jak
znam życie, będziemy łazić po lesie dobre trzy godziny. Mam tu mały zapas.-
poklepała torbę z zadowoleniem.
-
Pośpieszmy się- westchnęłam- Zanim noc nas zastanie.
Już
zgodnie, ruszyliśmy w stronę lasu. Droga zajęła nam z dobre 20 minut. Gdy
stanęliśmy przed drogą wiodącą w głąb lasu, chciałam wyjaśnić co dalej, ale
smok ubiegł mnie swoim pytaniem.
- Co
robimy?- spytał Sorrow.
-
Proponuję podzielić się na dwie grupy.- podjęła temat czarnowłosa.
- W takim
razie ja idę z Jackiem, a ty z Sorrowem.- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mam iść
z nią?!- warknął smok, mierząc wzrokiem czarnowłosą.
- Ja z
nim?!- dodała równie zła Agey- Lepiej żebyśmy my poszły razem, a Sorrowa
zostawiłabym z Jackiem.
- Nie
była by to zła propozycja gdybym była pewna, że ta jaszczurka nic mu nie
zrobi.- spojrzałam na bruneta.
-
Popieram Ann.- wtrącił Jack.
- No
jasne, że popierasz!- prychnęła Agey- Kto przy zdrowych zmysłach podróżowałby z
tym gadem!
- Więc ty
idealnie pasujesz.- dodał beztrosko chłopak.
- Ej, co
ja Ci zrobiłem?!- oburzył się Sorrow, patrząc na Agey.
- Dosyć
tego!- krzyknęłam i jednocześnie przerwałam kłótnie przyjaciół- Sorrow idziesz
z Agey, a Jack ze mną. I koniec tej dyskusji!
Czarnowłosa
rzuciła mi pełne pogardy prychnięcie wraz z morderczym spojrzeniem.
- Ostatni
raz.- syknęła- Sorrow, idziemy!
Smok
niechętnie ruszył za dziewczyną.
- My też
się zbieramy.- powiedziałam, gdy moja przyjaciółka i smok zniknęli w gęstwinie
drzew. Szliśmy w milczeniu. Uważnie obserwowałam okolicę w poszukiwaniu jakiejś
ładnej choinki. Przecież nie pozwolę aby to Agey znalazła lepszą, prawda?
~*~
- Nie
znoszę śniegu i tego zimna!- prychnąłem po raz kolejny. Chyba nic innego nie
mogło doprowadzić mnie do większej irytacji niż to co aktualnie się działo!
Dobrze chociaż, że nie jestem skazany na towarzystwo tego bruneta, Jacka.
Idiota wyrzekł się mocy i co? Bezradny jak małe dziecko. Nie potrafi poradzić
sobie we współczesnym świecie! Wiem, że Ann robi to, ponieważ taka jest rola
zmiennokształtnych duchów. Jednak nawet gdyby to chyba nie jest jedyny powód.
Nagle
usłyszałem trzask lodu pod moimi łapami. Zanim zdążyłem zareagować, wpadłem do
lodowatej wody.
-
Cholera!-ryknąłem- A żeby tę zimę szlag jasny trafił!- dodałem, po czym z
trudem wygramoliłem się z zamarzniętego stawu.
- To nie
wina zimy, tylko twojej nieuwagi.- odparła czarnowłosa ze spokojem w głosie i
stanęła kilka metrów przed mną.- I przestań w końcu narzekać! To strasznie
irytujące!- warknęła i odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła dalej. Nic nie
odpowiedziałem, tylko posłusznie podążyłem za nią.
„Niech se gada!”- prychnąłem w myślach-„Zimy i tak nie znoszę!”
- W
myślach tez się przymknij!-dobiegł mnie głos Agey. Stanąłem zaskoczony, a
jednocześnie zły, że nie zabezpieczyłem myśli. Ruszyłem dalej, starając powstrzymać
się od komentarzy. Było to nie lada wyzwanie. Nagle czarnowłosa zatrzymała się
i odwróciła w moim kierunku.
- W
zasadzie ty powinieneś to nieść.-dziewczyna zdjęła torbę z ramienia i położyła
mi ją na grzbiecie tak, że ciężar obu części się równoważył. W tym momencie
uświadomiłem sobie, że widziałem już takie torby. Tyle, że tamte były mocowane
na bagażnikach od rowerów ludzi i na pewno nie były aż takie ciężkie!
- To
twoja torba! Po co ja mam ją nieść?!- zaprotestowałem.
- Jesteś
znacznie silniejszy od mnie więc to chyba oczywiste, że ty powinieneś ją
nieść.- wzruszyła ramionami.
-
Jasne...-prychnąłem. Agey w tym czasie podeszła do, na oko dwumetrowej choinki
i zaczęła się jej przyglądać.
- Młoda,
pięknie pachnie...- rozpoczęła swą wyliczankę na temat drzewek świątecznych.
Jakie powinny być i takie tam... Nie interesuje mnie to. Zignorowałem
czarnowłosą i poszedłem dalej w głąb lasu. Dziewczyna nawet nie zauważyła
mojego zniknięcia. (Jeśli by się zorientowała, już dawno byłaby obok mnie...)
Dokąd właściwie zmierzałem... Nie było to istotne. Chciałem zostać sam. Jak
najdalej od paplaniny Agey...
~*~
Szedłem za Ann, która wybierała coraz to bardziej krętą
drogę. Nie byłem zadowolony z faktu iż musiałem wyjść i szukać tej choinki.
Jednak z jednej rzeczy byłem szczęśliwy. Mianowicie, że nie musiałem iść z tym
gadem jak na początku proponowała Agey. W pewnym momencie Ann przystanęła przy,
na oko dwumetrowym drzewku.
- To chyba będzie idealna choinka...- zaczęła- Na pewno
lepsze od tego, które wybierze Agey.- uśmiechnęła się pod nosem i dalej coś
sprawdzała. Nie rozumiałem jej. Z nudów rozejrzałem się po okolicy. W oddali
zobaczyłem kolejne ładne drzewko. Bez namysłu pobiegłem w jej kierunku.
- Ta chyba będzie lepsza...- szepnąłem zadowolony, dotykając
delikatnie gałązek. Odwróciłem się z zamiarem zawołania Ann. Jednak jej nie
zobaczyłem. Zniknęła... Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Powoli
przyzwyczajam się do dziwnych zjawisk, ale to? Pokręciłem głową i kilkakrotnie
spoglądając za siebie w stronę niewielkiej polany, ruszyłem na przód. Może ją
dogonię?
~*~
Agey
została dawno w tyle. Nie wiem czemu za mną nie ruszyła... Choć w sumie nie.
Wiem dlaczego, chyba... Nie przepada za gadami takimi jak ja, więc czemu
miałaby się mną przejmować? Popatrzyłem w górę. Jest tu zbyt gęsto bym mógł
wznieść się w powietrze, a w okolicy nie ma żadnej polany, gdzie zapewne byłoby
więcej miejsca. Dodatkowo się ściemnia. Nie mam ochoty na spotkanie z dzikimi
stworzeniami. Wliczając w to inne smoki. W grupie siła. To wiem.
Nagle
usłyszałem dziwny szelest dochodzący z zarośli. W pierwszej chwili wystraszyłem
się, a w drugiej karciłem w myślach, że takie rzeczy nie powinny mnie
przerażać. Powoli podszedłem do krzaków, z których dochodził szelest. Moja
głowa prawie dotykała gałązek i wtem coś z nich wyskoczyło! I to wprost na
mnie! Stanąłem na tylnych łapach, rozłożyłem skrzydła i ryknąłem przerażony. To
coś z impetem wpadło na mnie i powaliło na ziemię. Pokręciłem łbem by po chwili
spojrzeć na napastnika. Spodziewałem się wilka, wandery lub chociażby lykana!
Jednak to nie było żadne niebezpieczne stworzenie. Jeżeli już to irytujące!
- Co ty
wyprawiasz, Jack!- warknąłem i zrzuciłem rozbawionego całą sytuację, chłopaka.
Brunet spadł w zaspę śniegu, a ja jak najszybciej podniosłem się z ziemi-
Odbiło Ci?!- dodałem z wyrzutem.- Przecież mogłem Cię spalić! A wtedy Ann by mi
nie wybaczyła!
- Ale
tego nie zrobiłeś, prawda?- odparł, gdy wygramolił się z zaspy.
- Ale
mało brakowało!-syknąłem.
- Po za
tym, wątpię byś potraktował mnie ogniem...-zaczął z głupawym uśmiechem na
twarzy.- Patrząc na to jaki byłeś przerażony, gdy na ciebie naskoczyłem...-
zaśmiał się. Miałem ochotę go zamordować!
- Ty
cholerny człowieku!- warknąłem- Gdybym mógł...
- Ale nie
możesz.- przerwał mi chłopak z dumą w głosie.
„Niech
to, ma rację!”- pomyślałem.
-
Oczywiście, że mam.- uśmiechnął się brunet.
- Jeszcze
w myślach czytasz?- jęknąłem niemalże załamany- Czy ty aby na pewno jesteś
człowiekiem?
- Owszem.-
Jego rozbawienie sięgało już chyba granic.
- Znajdźmy
dziewczyny.- zmieniłem temat.
- Dobry
pomysł, ale rozejrzyj się.- odparł chłopak-Rozpętała się niezła burza śnieżna.
- Do tego
robi się ciemno...- zauważyłem- Przynieś trochę drewna. Rozpalę ognisko.
Chłopak
kiwnął głową na znak iż rozumie. Zebrał trochę gałązek i ułożył niewielki stos.
Ogień odpędzi dzikie zwierzęta. Gdyby coś stało się Jackowi, Ann nie
wybaczyłaby mi. I tylko z tego powodu, muszę chronić chłopaka... Niech to szlag!
- Nie
wiele nam to da, ale innego wyjścia nie ma jak przeczekać śnieżycę.- mruknąłem
po czym zionąłem ogniem, rozpalając tym samym ognisko. Wygodnie ułożyłem się na
śniegu i utkwiłem wzrok w ogniu.
- Nie
możesz polecieć?- zapytał Jack.
-
Chciałbym- odparłem- Ale las jest zbyt gęsty, a moje skrzydła mają za dużą
rozpiętość...- westchnąłem, po czym na dowód rozłożyłem lewe skrzydło.-
Widzisz?
Brunet
tylko kiwnął głową.
- Co masz
w tych torbach?- spytał.
-
Właściwie to nie wiem. Agey mi je dała, gdy stwierdziła, że jako smok mam
więcej siły i to ja powinienem je nieść.- spojrzałem na pakunek, po czym
złapałem go ogonem i postawiłem przed Jackiem- Otwórz.- zaproponowałem. Chłopak
nie ufnie spojrzał na mnie, a potem na torby.- Przysięgam, że nic z tym nie
zrobiłem.- położyłem łapę na wysokości serca. Zupełnie jak ludzie... Głupi
nawyk.
- Mam
taką nadzieję.- szepnął chłopak i otworzył pierwszą torbę.
- No i?
Co tam jest?- spytałem zaciekawiony.
- Wygląda
na makaron.- odparł chłopak- Agey pomyślała o jedzeniu!- zawołał uradowany,
otworzył jeden z trzech pojemników i zaczął konsumować kluski.
- Ohyda!-
wzdrygnąłem się – Jak ty możesz to jeść?!
- To
zwykłe jedzenie.- odparł- Lepsze niż nic. Chcesz trochę?
Podsunął
pojemnik w moją stronę.
- Nie,
dzięki. Wolałbym dziczyznę.- odparłem i odsunąłem pudełko na bok.
- Też bym
wolał, ale w takich sytuacjach nie można wybrzydzać.- dodał, po czym zabrał się
za zawartość drugiego pojemnika.
Zaskoczyło
mnie to trochę, ale starałem się nie dać tego po sobie znać. Zamiast tego,
wziąłem torbę by sprawdzić co jest w jej drugiej części.
- Co tam
jest?- spytał brunet, zajadając się makaronem. Otworzyłem torbę i wyjąłem jej
zawartość.
- Po co
ta wariatka zabrała ze sobą te rzeczy?- spytałem sam siebie.
-
Wyjaśnisz mi, co to jest?- Jack przysunął się do mnie i przyglądał z
zainteresowaniem leżącym przedmiotom.
- To
lampki choinkowe, chyba z cztery połączone sznury i akumulator.- wyjaśniłem,
zastanawiając się z jakiegoż to powodu Agey postanowiła zabrać te rzeczy ze
sobą.
-
Chwila.- przerwał chłopak- Jakie lampki i jaki akumulator?
„No tak. W twoich czasach tego jeszcze
nie było...”-
pomyślałem, ale tym razem zabezpieczyłem myśli. Tak na wszelki wypadek. Jack
posłał mi pytające spojrzenie.
- Gdy podłączysz
te lampki do tego gniazdka za pomocą tej wtyczki, lampki rozbłysną kolorowym
światłem.- wytłumaczyłem, a raczej próbowałem to zrobić tak by zrozumiał.
Jednak gdy nadal patrzy na mnie tym wzrokiem stwierdziłem, że muszę mu to
wyjaśnić łopatologicznie... Podniosłem się z ziemi i spojrzałem wyczekująco na
Jacka.
- Pokaże
Ci, co to jest. Włóż do toreb wszystkie rzeczy tak jak leżały wcześniej oprócz
lampek.
Chłopak
posłusznie wykonywał moje polecenia. Byłem naprawdę zdumiony jego zachowaniem.
- Teraz
połóż mi te torby na grzbiecie i weź lampki.- dodałem, obserwując poczynania
chłopaka. Po chwili rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś ładnego drzewka.
Jedno znajdowało się zaledwie pięć metrów przed nami. Dobrym znakiem był fakt,
że śnieżyca ustępuję i poprawia się widoczność.- Chodź.- powiedziałem, kierując
się w stronę choinki. Usiadłem przed nią i zaczekałem na Jacka. Byliśmy nie
daleko ogniska, a i tak światła było tak mało, że trzeba było poruszać się
niemalże po omacku.- Teraz słuchaj uważnie.- zacząłem ponownie- Owiń tę choinkę
sznurem lampek, który trzymasz w rękach.
Chłopak
kiwnął głową i zabrał się do pracy. W tym czasie, przymknąłem oczy i na krótką
chwilę odizolowałem się od świata zewnętrznego. Do czasu. Czekałem aż Jack
skończy pracę. W międzyczasie słyszałem jak szarpie się i klinie na szur z lampkami.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-
Skończyłeś?- spytałem, nie otwierając nawet oczu.
- Tak mi
się zdaję!- jęknął chłopak.
- Tyle mi
wystarczy- odparłem- Teraz włóż wtyczkę do kontaktu w akumulatorze.
Słyszałem
jak podchodzi do mnie, a dokładnie do toreb. W momencie, w którym wkładał
wtyczkę otworzyłem oczy. Wtem światło mnie oślepiło. Jednak nie to było
najgorsze.
- Ty
idioto!-syknąłem- Czy ja Ci wyglądam na choinkę?!- dodałem wściekły. Gdy zobaczyłem
już jak mnie przyozdobił, przeniosłem wzrok na niego. Cała złość zniknęła.
Została zastąpiona przez rozbawienie. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.- Żeby
samemu zaplątać się w lampki! Tego jeszcze nie widziałem!
- Śmiej
się, śmiej...- chłopak uśmiechnął się pod nosem- To nie wielka cena za
oplątanie Ciebie.- dodał i sam wybuchł śmiechem aby po chwili paść na ziemię. Sam
zrobiłem to samo
-
Przyznaję- zacząłem, próbując się opanować.- To Ci się udało!
- Zawsze
mi się udaje!- odparł wesoło.- To cały ja!- wykrzyknął i wyciągnął rękę w moim
kierunku. Zrobiłem to samo i razem przybiliśmy tzw. „żółwika”.
- Tak-
przytaknąłem- Cały ty.
Chłopak
również podniósł się z ziemi. Obydwoje zdążyliśmy się już uspokoić, ale
uśmiechy nie znikały.
-
Powinniśmy wracać.- zaproponował Jack- Dziewczyny będą się o nas martwić.
- Nie
sądzę.- pokręciłem głową i uśmiechnąłem się szerzej- Jeśli już to będą się
zastanawiać czy oby na pewno się nie pozabijaliśmy.
- W
sumie...- westchnął brunet.
- Wskakuj
na mój grzbiet.- powiedziałem.
- Serio?-
chłopak niedowierzał moim słowom.
- A czemu
nie?- zdziwiłem się, widząc narastający entuzjazm u Jacka- W końcu dziś Wigilia.
Chłopak
podbiegł i jednym susem wskoczył mi na grzbiet.
- Zwinny
jesteś.- zauważyłem, spoglądając na niego kątem oka.
- No może
trochę...- brunet podrapał się w tył głowy. Westchnąłem i ruszyłem do przodu.
Nie biegłem by dać czas chłopakowi na przyzwyczajenie się do ruchów mego ciała.
Pewnie nigdy nie dosiadał konia na oklep... Zgasiłem jeszcze ognisko. Wiem jak mój
żywioł potrafi być niszczycielski... Nagle sobie coś uswiadomiłem.
- Prawie
zapomniałem!- wykrzyknąłem i wróciłem się do drzewka. Wyrwałem je ogonem wraz z
korzeniami, które chwile później odgryzłem i wyplułem.- Co to za święta bez
choinki!
- Co
prawda to prawda.- westchnął chłopak. Śnieg już nie sypał
tak intensywnie jak na początku więc łatwiej było znaleźć drogę. Dodatkowo
blask lampek rozjaśniał okolicę.
-
Słuchaj...- Jack przerwał panującą wokół ciszę- Czy u was też śpiewa się kolędy
na święta?
Spojrzałem
na niego. Bawił się lampkami. Cieszył nimi jak małe dziecko...
- Tak-
przytaknąłem- To tradycja. Ann bardzo ją lubi. Nie mniej Agey.
Znów nastała
cisza. Jedyne co było słychać to śnieg uginający się pod moim ciężarem oraz
łamiące się gałązki. Nie do końca rozumiałem po co zadał mi to pytanie. Lecz w
jednej chwili wszystko stało się jasne. Jack zaczął śpiewać jedną z ulubionych
kolęd Ann. Tą kolędą była „Cicha Noc”. Nastrój
udzielił się także mnie i w jednej chwili zacząłem śpiewać wraz z Jackiem.
Święta mają to coś w sobie, że potrafią łagodzić obyczaje. To naprawdę
niesamowite...!
Cicha
noc, święta
noc,
Pokój
niesie ludziom wszem,
A
u żłóbka
Matka Święta
Czuwa
sama uśmiechnięta
Nad
dzieciątka
snem,
Nad
dzieciątka
snem.
Cicha
noc, święta
noc,
Pastuszkowie
u swych trzód
Biegną
wielce zadziwieni
Za
anielskim głosem pieni
Gdzie
się
spełnił
cud,
Gdzie
się
spełnił
cud.
Cicha
noc, święta
noc,
Narodzony
Boży
Syn
Pan
Wielkiego majestatu
Niesie
dziś
całemu światu
Odkupienie
win,
Odkupienie
win.
~*~
Nie
wiedziałam co się tak właściwie stało. W jednej chwili Jack był obok mnie, a w drugiej gdzieś zniknął! Natychmiast
zaczęłam go szukać, kompletnie zapominając o tym po co tu przyszłam. Szukałam
bez rezultatów. Jakby zapadł się pod ziemię... Po jakimś czasie spotkałam Agey.
Nie było z nią Sorrowa. Twierdziła, że również gdzieś zniknął, ale zamiast szukać
jego, szukała mnie. W mojej głowie zaczęły pojawiać się coraz to czarniejsze
scenariusze. Namówiłam czarnowłosą aby pomogła mi szukać Jacka i Sorrowa.
Niechętnie, ale zgodziła się. Niedługo po tym jak wznowiłam poszukiwania, tym
razem z przyjaciółką, rozpoczęła się śnieżyca. Jednak my szukałyśmy dalej.
Nadal bezowocnie. W pewnym momencie śnieg przestał sypać tak intensywnie i
widoczność znacznie się poprawiła. Napawało mnie to nadzieją. W końcu szukałyśmy
ich już dobre dwie godziny! Zapomniałam już jak ten las jest wielki.
Nagle do
moich uszu dotarł fragment... kolędy! Dokładnie Cichej Nocy. Gdy ucichła, usłyszałam rozmowy. Radosne i nie
przejawiające agresji... Były to głosy Jack i Sorrowa! Śmiali się i rozmawiali
jak starzy, dobrzy przyjaciele! Wtem zobaczyłam jak wychodzą ze ścieżki przed
nami, wchodząc tym samym na drogę główną, po której szłyśmy wraz z Agey. Nawet
nas nie zauważyli. Nie wierzyłam własnym oczą! Jack siedział na grzbiecie
Sorrowa! Jednak nie to było najdziwniejsze. Obydwoje byli opleceni lampkami
choinkowymi! Dodatkowo smok trzymał ogonem piękne drzewko świąteczne. Coś o
czym wraz z Agey zapomniałyśmy. Już chciałam do nich pobiec, gdy ktoś złapał
mnie za rękę.
- Co
jest?- szepnęłam zaskoczona.
- Nie ma
co się śpieszyć. I tak zaraz wyjdziemy z lasu i będziemy w domu.- wytłumaczyła
czarnowłosa- Lepiej posłuchajmy o czym mówią.- uśmiechnęła się. Pokręciłam
głową z dezaprobatą.
- Zgoda,
ale tylko ten jeden raz.- odparłam i wsłuchałam się w rozmowę. A chłopaki rozmawiali
o rzeczach bardzo różnych. Czasami ze sobą nie powiązanych, ale we wspólnej
tematyce świątecznej. Jack zachwycał się lampkami, którymi obaj byli opleceni.
Sorrow tłumaczył mu, że co roku ubierają nimi choinkę. Smok opowiadał również o
innych ozdobach, którymi ubiera się drzewko. Tłumaczył czym są bombki, że łatwo
tłuczą się, ale także pięknie prezentują. Mówił również, że nie znoszę, gdy
jakaś ozdoba zostaje zniszczona. Co prawda to prawda. Nie lubię tego. Później
Sorrow opowiadał o tradycyjnych dwunastu daniach, że każde należy spróbować.
Choćby troszeczkę. Śmiał się jak Agey nie przepada za kluskami z makiem oraz o
tym jak sam nie znosi kapusty z grzybami i zupy grzybowej. Jednak wie, że
należy spróbować każdej potrawy bez względu na to jaki ma do niej stosunek.
Dodał także na koniec jak ja potrafię dać się pokroić za pierogi z kapustą i
grzybami. Jack również opowiadał o swoich zwyczajach. Nie różniły się one tak
bardzo jak się spodziewałam. Jedynie dania były uboższe. Jednak to nie miało
dla niego znaczenia. Liczył się fakt, że święta spędzał ze swoją rodziną. Na tą
myśl mimowolnie się uśmiechnęłam. Rodzina... Ja nie znam swojej... I nie wiem
czy kiedykolwiek poznam prawdę o swojej przeszłości...
- Coś się
stało?- szepnęła Agey. Najwyraźniej wyczuła mój nienajlepszy nastrój.
- Wszystko
gra.- odparłam, lekko się uśmiechając. Przyjaciółka spojrzała na mnie ze
współczuciem. Jednak nie drążyła już tematu gdyż dotarliśmy pod dom.
- Fajnie
się rozmawiało?- spytałam, gdy chcieli wejść do środka. Raptownie się
odwrócili.
- Ann?-
wyjąkał Sorrow.
- Ile
słyszałaś?- spytał podejrzliwie Jack.
-
Właściwie to wszystko.- dodała Agey, wychodząc z cienia.
- To
nieistotne, ile słyszałyśmy.- zaczęłam, spoglądając na przyjaciół- Są święta!-
uśmiechnęłam się- Wchodźcie do domu. Wczoraj do późna szykowałam jedzenie.
Wystarczy je odgrzać i ja się tym zajmę. Agey przygotuję stół, rozpali w
kominku i piecu by dom jak najszybciej się nagrzał. A skoro wam się tak dobrze
współpracuje to w takim razie ubierzecie choinkę. Sorrow, wiesz gdzie są
ozdoby.
Wszyscy
kiwnęli głowami. Wiedzieli już co trzeba zrobić. Nie było żadnych pretensji do
przydzielonych zadań.
- No to
zaczynamy!- zawołał wesoło Jack, unosząc prawą rękę do góry. Wspólnie weszliśmy
do domu przez wielkie dębowe drzwi. Po chwili każde z nas zajęło się swoim
zadaniem. Sama czym prędzej pobiegłam do kuchni żeby ze wszystkim zdążyć.
Gotowanie jest całkiem przyjemne, ale pod warunkiem, że nie ma go za dużo...
~*~
Agey
zdążyła już rozpalić w kominku i piecu. W domu na nowo robiło się ciepło i
mogłem zdjąć z siebie kurtkę, zostawiając jedynie czarną bluzkę z krótkim
rękawem. Sorrow przyniósł wszystkie ozdoby, a także stojak dla choinki.
Wspólnie ustawiliśmy drzewko na swoim miejscu obok okna, na którego parapecie
stały dwa kwiaty o czerwonych płatkach. Jak się dowiedziałem od smoka, były to Gwiazdy Betlejemskie. Pomiędzy nimi stał
mały gliniany domek, w którego wnętrzu paliła się świeczka.
Sznur
lampek, który zdążyliśmy już zdjąć z naszych ciał, oplatał teraz choinkę. Od drzewka
czuło się zapach lasu. W międzyczasie obok nas krzątała się Agey, która w
dalszym ciągu szykowała stół. Teraz kładła sianko pod obrus. Kolejny zwyczaj.
Zauważyłem też, że ustawiła pięć krzeseł zamiast czterech.
- Chyba
jej się coś pomyliło. Nas jest czwórka, nie piątka.-stwierdziłem.
- Nic jej
się nie pomyliło.- odparł smok- Tradycyjnie zostawia się jedno wolne miejsce
przy stole, oczywiście również zastawione, dla „zabłąkanego wędrowca”, który może pojawić się w domu.
- Tego u
nas nie było...- zamyśliłem się, widząc wspomnienie dawnego domu. Nagle
czarnowłosa podeszła do niewielkiej szafy i włączyła coś, co non stop puszczało
świąteczną muzykę lub kolędy. Czasami było one w obcym języku, ale to nie
przeszkadzało mi.
-
Uprzedzając twoje pytanie, to zwykłe radio.- dodał smok. Zapewne widział jak
zaciekawiony spoglądam na to urządzenie. Kiwnąłem głową na znak iż rozumiem.
-
Pozostała nam tylko gwiazda na czubek choinki.- zauważyłem.
- Racja.-
odparł smok- Wskakuj na mój grzbiet.
Z ochotą
złapałem gwiazdę i skoczyłem na smoka. Ten stanął na lekko ugiętych tylnych
łapach i umożliwił mi założenie czubka dla drzewka. Zadowolony zeskoczyłem na
podłogę i pobiegłem do kontaktu, gdzie leżała wtyczka od lampek. Bez wahania podłączyłem
sznur, a choinka rozbłysła kolorowym światłem. Zupełnie jak ja i Sorrow jakiś
czas temu. Teraz musieliśmy posprzątać pudła po ozdobach. Na dnie jednego z
nich znalazłem kilka czerwonych czapek Mikołaja. W głowie zaświtał mi ciekawy
pomysł. Założyłem jedną z nich, a później po kolei, Ann, Agey i Sorrowowi. Na
początku wszyscy patrzyli na to niechętnie. Jednak po krótkiej chwili
akceptowali, zaczynali uśmiechać i żartować. Z lekką pomocą Sorrowa założyłem
jemiołę na każdym żyrandolu. Tak to określił smok. Pamiętam, że u mnie nie było
czegoś takiego. Mieliśmy tylko świeczki by rozjaśnić pomieszczenia nocą.
Wszystko
było już niemalże gotowe. Ann z Agey stawiały już pierwsze potrawy na stole, a
Sorrow bacznie je obserwował. Była jednak jedna rzecz, która mi nie pasowała.
Moje aktualne ubrania... Pobiegłem do swojego pokoju. Na całe szczęście znalazłem
tam moje stare ciuchy. Natychmiast się w nie przebrałem i od razu poczułem się
lepiej. Już miałem wychodzić, gdy kątem oka dostrzegłem drewnianą laskę, opartą
o ścianę. Nie pamiętam, żebym ją tu stawiał... i żebym w ogóle taką miał...
Choć wydaje mi się, że podobnym kijem uratowałem siostrę. W głowie zaświtał mi
kolejny pomysł. Zbiegłem do salonu i ukradkiem zabrałem gałązkę jemioły,
czerwoną wstążkę i dzwoneczki. Wraz z tymi rzeczami, wróciłem do pokoju. Tam
zabrałem się do pracy. Do zagiętej części laski przymocowałem gałązkę jemioły
wraz z dzwonkami i obwiązałem je czerwoną wstążką. Razem te niewyróżniające się
osobno przedmioty stworzyły wspaniałą kompozycję. Spojrzałem z uznaniem na
wykonaną pracę, gdy nagle doszedł mnie głos Ann, wołający bym zszedł na dół.
Bez namysłu wybiegłem z pokoju, nie zapominając o lasce. Skoczyłem na poręcz i
zjechałem nią na sam dół. Mało co się nie zabiłem, ale było warto. Gdy wreszcie
stanąłem przed przyjaciółmi, wszyscy popatrzyli na mnie zaskoczeni. Jedynie Ann
uśmiechnęła się na mój widok. Poczułem jak się rumienię... Oparłem laskę o
ścianę i tak jak pozostali zasiadłem do stołu. Wtedy też Ann wstała i wzięła do
ręki talerzyk z opłatkiem.
- Co ja
wam mogę powiedzieć... Jestem szczęśliwa, że udało nam się wszystko
przygotować. Dzięki temu, teraz siedzimy tu razem. Wspólnie dokonaliśmy czegoś
niesamowitego. Śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy rodziną.- uśmiechnęła się, spoglądając
na każdego- Wesołych Świąt, przyjaciele!- zawołała, po czym każdemu podała
talerzyk, byśmy mogli wziąć po kawałku opłatka. Po tym wszyscy składaliśmy
sobie życzenia. Prezentów wprawdzie nie było, ale najważniejsze, że byliśmy tu
wszyscy razem. Ann słusznie zauważyła. Jesteśmy jak rodzina.
Rozmawialiśmy
do późnego wieczora, kosztując po kolei każdego z dań. Jednak w końcu nadeszła
ta pora by zakończyć wigilię. Była to najlepsza wigilia w moim życiu i szkoda,
że nadszedł ten czas by ją zakończyć. Wszyscy zgodnie posprzątaliśmy wszystko
ze stołu. Choć w sumie porządkiem nie nazwałbym tego co działo się później w
kuchni. Było to raczej odłożenie wszystkiego na blat kuchenny lub po prostu do
zlewu. Chwilę potem pierwsza ulotniła się Agey, a zaraz za nią Sorrow. Zostałem
sam z Ann.
- Dzięki
za pomoc.- mruknęła dziewczyna, lekko się uśmiechając.
- Nie ma
za co.- odparłem zadowolony. Dziewczyna podniosła na chwilę wzrok i momentalnie
się zarumieniła. Nie wiedziałem o co jej chodzi.- Zrobiłem coś nie tak?-
zapytałem z miną zbitego psa.
- Nie,
nie!- gwałtownie zaprzeczyła- Tylko widzisz... Tradycją jest, że gdy kobieta i mężczyzna
lub chłopak i dziewczyna spotkają się pod jemiołą, muszą się pocałować.- dodała
i spuściła wzrok.
Popatrzyłem
na jemiołę, a potem znów na Ann. Tradycja, tak...? Nachyliłem się, delikatnie
objąłem i pocałowałem dziewczynę. Dostrzegłem szok w jej zielonych oczach. Sam
także nie wierzyłem w to co robię. Jednak jakaś część mnie naprawdę tego
pragnęła. Ann objęła mnie w pasie i przytuliła. Przymknąłem oczy w nadziei, że
ta chwila będzie trwać wiecznie. Jednak już po chwili, oderwaliśmy się od
siebie.
- Wow...
Najlepsze święta na zawsze...- szepnąłem rozmarzony lecz nadal w szoku. Spojrzałem
na dziewczynę. Poprawiła kosmyk włosów, który bezczelnie opadł na jej twarz.
- Do
jutra, Jack...- odparła cicho i szybko się ulotniła. Natomiast ja stałem wciąż w
tym samym miejscu. Wiedziałem, że jej się podobało. Po prostu to czułem.
--------------------------
Od Autorki: I co sądzicie o One-Shot? :)
A wiecie w ogóle, że założenie tego bloga było całkowitym spontanem? Jeden sen sprawił, że napisałam prolog. Później chciałam go rozwinąć bo bardzo mi się spodobała aż tu nagle... Mam bloga! Więc pamiętajcie. Jeśli chcecie by był kontynuowany, komentujcie, piszcie co jest nie tak. Marzę o tym by jeden z moich blogów zyskał popularność...
A teraz z innej beczki xD
Postanowiłam również dodać moją bardzo starą pracę, która jednocześnie była jedną z pierwszych prac wykonanych na tablecie. Kiepska bo kiepska, ale liczy się gest :3
A wiecie w ogóle, że założenie tego bloga było całkowitym spontanem? Jeden sen sprawił, że napisałam prolog. Później chciałam go rozwinąć bo bardzo mi się spodobała aż tu nagle... Mam bloga! Więc pamiętajcie. Jeśli chcecie by był kontynuowany, komentujcie, piszcie co jest nie tak. Marzę o tym by jeden z moich blogów zyskał popularność...
A teraz z innej beczki xD
Postanowiłam również dodać moją bardzo starą pracę, która jednocześnie była jedną z pierwszych prac wykonanych na tablecie. Kiepska bo kiepska, ale liczy się gest :3
Jack Mróz życzy wam Wesołych Świąt i udanego Sylwestra! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze, to naprawdę motywuje :)
Linki pod rozdziałami będą ignorowane - masz do tego osobną zakładkę: Księgę Gości