28 lipca 2014

Rozdział XIX Powrót do domu

Miałem wrażenie, jakby nie było mnie w tym miejscu od wieków! To było niesamowite, a zarazem dziwne... Coś, czego za bardzo nie rozumiałem zaczynało mi tu nie pasować.
Wkroczyliśmy do miasteczka lub bardziej wioski. Wszystkie domy zostały zbudowane wokół dwóch równolegle położonych ognisk. Oba aktualnie płonęły i zapewne nie tylko po to, aby zapewnić ciepło. Razem z Lukiem prześlijmy dokładnie pomiędzy nimi. Kierowaliśmy się do domku, który znajdował się najbliżej głębi lasu. Czułem narastający strach przed spotkaniem z rodzicami. Nie miałem jednak pojęcia z jakiego powodu tak było...
Luke zapukał do drzwi. Wewnątrz domu usłyszałem czyjeś pośpieszne kroki, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. Po chwili stare, drewniane drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. W progu stanęła kobieta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Miała długie, proste włosy tego samego koloru co moje.
- Nie wierze... - szepnęła, zakrywając dłonią usta, a w jej brązowych oczach dostrzegłem łzy. - Emma, kochanie! Chodź tu do mnie, szybko! - zawołała głośno.
- Tak mamo! - odparł piskliwy, dziewczęcy głos. Kilka sekund później jego właścicielka pojawiła się w drzwiach. Wyglądała na jakieś siedem lat i była bardzo podobna do swojej matki. Emma spojrzała na mnie dość niepewnie.
- Hej, mała! - powiedziałem do niej, lekko się uśmiechając. Chciałem dodać jej i samemu sobie nieco odwagi. Nagle dziewczynka drgnęła. Zaskoczyło mnie to.
- Jack! - krzyknęła i rzuciła się na mnie tak gwałtownie, że aż upadłem na ziemie. Natomiast młoda siedziała na mnie i hardo patrzyła mi w oczy. - Jack! - zawołała ponownie - Obiecałeś, że nie będziesz mnie już tak przezywał! - rzuciła oburzonym tonem - I że nigdy mnie nie zostawisz! - dodała, po czym mocno mnie przytuliła i zaczęła płakać, lecz nie ze smutku, a z czystej... radości.
- Już dobrze - zaśmiałem się i odwzajemniłem uścisk - Jestem tu przecież, prawda? - uśmiechnąłem się do niej. Emma podniosła na mnie wzrok, a na jej małej twarzyczce znów zagościł szczery uśmiech. - Czy teraz możesz już ze mnie zejść? - spytałem. Dziewczynka nieznacznie kiwnęła głową i uwolniła mnie. Wstałem, podnosząc również drewnianą laskę. Z nieznanego sobie powodu wolałem trzymać ją blisko siebie.
Spojrzałem teraz spod łba na matkę. Zupełnie jakbym zapomniał języka w gębie, nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Mamo, ja... - zacząłem zmieszany, a ona tylko pokręciła głową. Podeszła do mnie i przytuliła. W pierwszej chwili nie wiedziałem jak zareagować, lecz już po kilku sekundach odwzajemniłem uścisk. - Przepraszam za wszystko... - wyszeptałem.
- Nic się nie stało - odpowiedziała - To nie była twoja wina. Najważniejsze - odsunęła się nieco ode mnie - że tu jesteś. Cały i zdrowy - dodała czule i ponownie mnie przytuliła. Byłem szczęśliwy. Po tym wszystkim znów jestem w domu z rodziną i przyjaciółmi. Cieszyłem się także, że to co opowiadała Ann nie było prawdą.
I choć pomimo tego, iż smoki, strażnicy i te wszystkie fantastyczne stworzenia są prawdziwe to przynajmniej najbliższe mi osoby są bezpieczne.


~*~


Rany zarówno swoje jak i Sorrowa oraz Agey potraktowałam mieszanką z ziół od Zębuszki. Nie wiem co nakłoniło mnie do skorzystania z jej pomocy, ale strażniczka miała rację. To coś cholernie szczypało po nałożeniu na obrażenia, ale na ich szczęście bardzo szybko regenerowały ją. Skóra wróciła momentalnie do pierwotnego stanu, nie pozostawiając ani jednej blizny. To było zadziwiające. Z pewnością nie mogły to być ludzkie zioła. Ich nie działają, aż tak szybko...
- A więc? - spytała czarnowłosa, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią i kiwnęłam głową.
- Sorrow - zwróciłam się do smoka - Wiesz, co masz robić.


-------------------------
Od Autorki: Witajcie, kochani! Jak widzicie, jeszcze żyję! Tęskniliście? Ja bardzo! Niestety ostatnie dni były bardzo niefortunne... Po pierwsze od 7 do 17 lipca byłam na obozie konnym w Nieborowie i nie miałam jak wstawić nowego rozdziału T_T Gomene... Po za tym 14 lipca zaliczyłam dość poważny upadek z konia. Bardzo niebezpieczny upadek bo spadłam na głowę... Auć. Od tamtego czasu nękały mnie zawroty głowy. Oczywiście jeździłam konno do samego końca. Głupia ja... Jak wróciłam do domu, nie byłam w stanie się porządnie ogarnąć. Dopiero od wczoraj zawroty głowy zaczęły zanikać i byłam dziś w stanie opublikować nowy rozdział. Niestety nie mogę spełniać swojej innej pasji jaką jest jeździectwo T_T Do 31 lipca, czyli do czasu, gdy nie pójdę do neurologa i on nie stwierdzi żadnych problemów to nie wolno mi nawet na chwilę wsiąść na konia. To dla mnie przerażająca informacja. Trzymajcie za mnie kciuki, aby nie było żadnych problemów ^-^

Po za tym ostatnio zajęłam się dwoma dość ryzykownymi projektami. Pierwszy dotyczył własnoręcznie wykonanej figurki Szczerbatka, która jest już na ukończeniu i w najbliższych rozdziałach opublikuję wyniki mojej pracy. Natomiast drugi jest związany z własną mangą. Razem z moją przyjaciółką, Agey, wpadłyśmy na pewien pomysł. Niedługo rozpoczynam pracę nad projektami postaci. Scenariuszem zajmujemy się obie, ale rysunki zależą tylko ode mnie, a to dość trudne zadanie. Trzymajcie kciuki, aby mi się udało ^-^

Co jeszcze... a tak! Co sądzicie o rozdziale? Jack wreszcie jest w domu. Natomiast Ann znów coś kombinuje... =^-^= Przepraszam też w tym miejscu za to, że ten rozdział jest wyjątkowo krótki, ale chyba rozumiecie, dlaczego... 
Następny, dwudziesty już rozdział(Wow, ale ten czas leci!) pojawi się pod koniec tego miesiąca, czyli wieczorem 31 lipca. Wtedy też będę wiedziała, czy po upadku nic mi się nie stało... I czy mogę znów jeździć.
Jednak teraz muszę się już z wami żegnać.


Do zobaczenia! ^-^ 

5 komentarzy:

  1. Aww, to było takie zajebiste, że aż nie wyrobię. Tylko czemu tak krótko?! To wredne z Twojej strony, wiesz? Dopiero zaczęłam czytać to cudeńko, a tu już koniec! Nyaa... czekam na następny rozdzialik (^▽^)
    I wgl gomenasai, że nie komentowałam od dość dawna, ale mi się nie chciało XD

    Co do notki od Ciebie... wszystko ok, prawda?! Ma być dobrze, nie pozwalam, żeby było inaczej! XD
    A Waszą mangę z chęcią bym przeczytała jeśli pozwolicie (´ω`)

    Weny życzę! ♥
    Hitori (*^▽^*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohayo, dawno Cię tu nie widziałam =^-^=
      Krótki, ponieważ chciałam, aby to dwudziesty rozdział był długi i kończył się w odpowiednim momencie. Zresztą za chwile niemal publikuję następny ^-^
      Nawet nie wyobrażasz sobie jakie ja mam zaległości na innych blogach. Głowa mnie boli od samego myślenia o tym xD

      Teraz jest już ok, ale upadek mógł się dla mnie źle skończyć... Chyba domyślasz się o co mi chodzi...
      Na razie mamy tylko wstępne szkice. Nie mam pojęcia czy to co zaplanowałyśmy w ogóle ma szanse... xD

      Usuń
  2. Super ^o^. Bardzo się wzruszyłam :') trzymam kciuki, żeby wszystko było ok i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Długo mnie nie było. Bardzo fajnie opisałaś scenę spotkania Jacka z rodziną. Biorę się za czytanie dalszych rozdziałów. Weny kochana weny.
    PS. Oby ten upadek nie był groźny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze, to naprawdę motywuje :)

Linki pod rozdziałami będą ignorowane - masz do tego osobną zakładkę: Księgę Gości