Ocknąłem się
w momencie, gdy ten koleś rzucił mną o podłogę. Wiedziałem jednak, że nie
miałem z nim szans. Nie będąc zwykłym człowiekiem. Musiałem czekać, aż zostanę
całkowicie sam.
Miałem
zamknięte oczy. Nie mogłem się ujawnić. Słyszałem jedynie kroki Luke, albo kim
on tak naprawdę był. W każdym razie coś chyba nie poszło po jego myśli...
Przynajmniej tak mi się zdawało... Może Ann przeżyła?
Nagle chłopak
westchnął głośno. Wzdrygnąłem się, lecz wtem wszystko ucichło. Otworzyłem ostrożnie
oczy i uważnie rozejrzałem się. Koleś gdzieś zniknął. Podniosłem się
bezszelestnie i oparłem o najbliższą ścianę. Lewy bark, na który upadłem
pobolewał od czasu do czasu. Na szczęście nie wyglądało to na coś
poważniejszego. Podniosłem wzrok na sklepienie jaskini. Musiałem znajdować się
spory kawałek od wioski, ponieważ nie kojarzyłem tej groty. Znałem przecież
wszystkie zakamarki, jakie kryły okolice mojego dawnego domu... Chyba.
„Dobra, czas się stąd wydostać.” -
pomyślałem i w tej samej chwili gwałtownie podniosłem się z kamiennej podłogi.
Praktycznie od razu zakręciło mi się w głowie. Szybko oparłem ręce o ścianę,
aby uchronić się przed upadkiem. Odwróciłem się plecami do skał i głęboko
odetchnąłem. Nie mogłem siedzieć tu ani minuty dłużej. Postawiłem pierwszy
krok, a później drugi, powoli przesuwając się, jak sądziłem, w kierunku jedynego
wyjścia. Miałem tylko nadzieję, że nie trafię na tego kolesia. Co jak co, ale
udawanie mojego najlepszego kumpla było przegięciem. Byłem tylko ciekaw jakim
cudem wyglądał tak samo jak Luke... Cholera!
- Skup się
Jack! - skarciłem się. Nie wiedziałem nawet czy Ann jeszcze żyła. Jeśli nie...
Nawet nie chciałem o tym myśleć. Powinienem jak najszybciej wrócić nad staw.
Chwiejnym
krokiem starałem się iść szybciej z nadzieją, że znajdę wyjście z tej jaskini.
Błagałem w myślach by sieć tuneli nie była zbytnio rozbudowana. Przecież nie
mogłem tracić czasu. Czasu, który był aż tak cenny.
Ann przez
cały czas tłumaczyła mi, że moja nieśmiertelna postać była odpowiedzialna
między innymi za zimę.
Nagle
zobaczyłem delikatne smugi światła dochodzące zza rogu. Wyglądało na to, że
byłem u celu. Nie spotkałem tego dziwnego kolesia co też mogłem uznać za pewien
sukces. Puściłem się biegiem i ostro skręciłem w lewo.
- To chyba
jakiś żart! - jęknąłem, gwałtownie się zatrzymując. Stałem u progu wyjścia, a przede
mną znajdowała się ściana śniegu. Nie wierzyłem własnym oczom. Przecież jeszcze
nie tak dawno było bezchmurne niebo. Jakim więc cudem... Chwila, ile ja tak
naprawdę byłem nieprzytomny?!
- Niby jak ja
mam znaleźć Ann przy takiej pogodzie? - mruknąłem rozczarowany, odwracając się
w stronę mroku jaskini.
„Nie, na pewno nie tam.” - pomyślałem i postawiłem krok w
stronę wyjścia. Te buty od zielonookiej bardzo mi się przydawały przez cały ten
czas. Dzięki nim nie odczuwałem zimna tak jak wtedy... Doskonale pamiętałem dzień,
w którym poznałem Ann. Gdy jeszcze nic nie rozumiałem i nic do siebie nie
pasowało, a ja jak idiota upierałem się by szukać domu, który już nie
istniał... Rozejrzałem się wokół. Niestety ściana śniegu uniemożliwiała mi
dojrzenie czegokolwiek. Nie było nawet widać jaskini, a przecież przeszedłem
zaledwie parę kroków. Zacisnąłem zęby i gwałtownie ruszyłem naprzód, lecz
równie nagle uderzyłem w jakąś przeszkodę. Odbiłem się od niej i upadłem na
śnieg.
- Cholera! -
zakląłem zły - Niech szlag trafi to durne drzewo! - ryknąłem podnosząc wzrok.
To co ujrzałem zatkało mnie. Zielone ślepia z czarną szparką utkwiły we mnie swe
wściekłe, ale zarazem zaciekawione spojrzenia. Dziki stwór stał nad mną. Bałem
się nawet oddychać, lecz i tak od czasu do czasu mój oddech był widoczny pod
postacią delikatnej mgiełki. Nie miałem dokąd uciec. Zresztą nie było w tym
sensu. Nawet, gdybym zdecydował się na to, bestia i tak by mnie dogoniła i
zabiła.
Nagle
stworzenie otworzyło pysk. W jego wnętrzu ujrzałem początki ognia. Nie musiałem
długo myśleć, aby wiedzieć co to oznaczało. Ten stwór zamierzał mnie spalić!
Odsunąłem się gwałtownie do tyłu, aż w końcu natrafiłem plecami na kolejne
drzewo. Przełknąłem głośno ślinę, a wtem bestia bez uprzedzenia splunęła
ogniem. Przerażony zacisnąłem mocno powieki. Jednakże zamiast bólu poczułem
przyjemne ciepło na całej twarzy.
Zaciekawiony,
ale także wciąż jeszcze przestraszony otworzyłem oczy. Przed mną płonęło
ognisko, a stworzenie, które zachowywało się tak jakby chciało mnie zabić,
siedziało naprzeciw mnie. Przyjrzałem się jej uważnie, wiedząc już, że to smok.
- Sorrow? -
wyszeptałem z niedowierzaniem. Bestia zbliżyła się nieco do ognia i spojrzała
mi głęboko w oczy. -Rany, nawet nie wiesz jak cieszę się na twój widok! -
wykrzyknąłem, choć sam nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem.
- Ta... Ja
też. - odrzekł znudzony smok - Ogrzej się. Mamy niewiele czasu. - dodał, po
czym rozejrzał się dookoła.
- Jasne -
kiwnąłem głową. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie pomocy ze strony
Sorrowa. Zbliżyłem ręce do ognia. Czułem jak moje ciało powoli odmarza. - A
właściwie to... - zacząłem niepewnie - Jak mnie znalazłeś? - spytałem
zaciekawiony, nie odwracając wzroku od ognia, ale kątem oka dostrzegłem jak
smok nieco skrzywił się po usłyszeniu mojego pytania.
-
Odnalezienie ciebie nie było trudne. - odparł - Zwyczajnie śledziłem tego
blondyna. Oczywiście zrobiłem to lepiej niż wtedy, gdy miałem cię obserwować. -
dodał - Widziałem jak niósł cię nieprzytomnego do tej jaskini. Chwilę później
ktoś odziany w czarny płaszcz z kapturem na głowie wyszedł z groty. Uznałem, że
pora się nieco rozejrzeć więc wylądowałem na ziemi, ale gdy wyczułem twoją
obecność, postanowiłem trochę cię nastraszyć... - przyznał Sorrow.
- I tym
sposobem o mały włos nie zszedłem na zawał. - stwierdziłem ponuro - A kto kazał
ci mi pomóc? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że to było z twojej własnej woli...
Smok zawahał
się przed odpowiedzią. Widziałem tę niepewność w jego oczach.
- Wydaje mi
się, że Ann, choć pewien nie jestem. Zresztą to działo się tak szybko... -
pokręcił głową.
- Wiesz może
czy ona żyje? - spytałem z nadzieją.
- Nie, ale
raczej poczułbym, gdyby stało się z nią coś takiego... - odrzekł Sorrow.
- Niech to
szlag... - warknąłem zły, gdy wtem gad podniósł się z ziemi. Popatrzyłem na
niego. Wyglądał jakby nasłuchiwał. Jego uszy lekko drgały.
- Musimy
ruszać. - zarządził.
- A tak
właściwie dokąd? - spytałem zaciekawiony, ale smok nawet na mnie nie spojrzał.
- Byle dalej
stąd. - odparł i zgasił łapą ognisko. Chłód po raz kolejny złapał mnie w swe
mroźne objęcia. - Wskakuj na mój grzbiet. - zaproponował - Tu na ziemi jesteśmy
łatwym łupem.
Wiedziałem co
to oznacza, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek Sorrow pozwoli mi siebie
dosiąść...
- Dasz radę?
- spytałem, spoglądając na gęsto rosnące drzewa w okolicy.
- Kawałek
dalej jest polana. Wystarczająco duża, abym rozłożył skrzydła i wzbił się w
powietrze. - wytłumaczył - Dalej, pośpiesz się! - ponaglił mnie, a ja nie
czekając, zwinnie wskoczyłem na grzbiet smoka.
- Gotowy - powiedziałem
pewnie, a smok odwrócił łeb, aby na mnie spojrzeć.
- Nieźle -
skwitował i natychmiast puścił się biegiem. Trzeba było mu przyznać, że szybki
to on był. Nim się obejrzałem, dotarliśmy na polanę. Sorrow na nic nie czekając,
rozłożył skrzydła i odbił się od ziemi. Jeszcze chwila i wylecielibyśmy ponad
korony drzew, lecz wtem obaj poczuliśmy ostre szarpnięcie.
Smok ryknął i
spojrzał na swoją prawą tylną łapę, która owinięta była czarnym jak smoła,
matowym łańcuchem.
- Cholera! -
prychnął Sorrow, nieudolnie próbując się wyrwać.
Nagle z
gęstwiny lasu wyłoniła się jakaś nieznana mi postać. Czarne włosy wystające
spod kaptura płaszcza tegoż samego koloru, zasłaniały twarz chłopaka. W rękach
dzierżył on drugi koniec łańcucha.
- Tak łatwo
się mi nie uciekniecie... - szepnął i zaśmiał się złowieszczo, aż ciarki
przeszły mi po plechach.
- Jesteś
tego, aż tak pewien?! - ryknął smok, po czym delikatnie odchylił łeb. Szykował
potężny atak. Zionął ogniem nim zdążyłem mrugnąć. Płomień roztopił łańcuch,
którego resztki opadły na ziemię z głuchym brzękiem.
Nie czekając
dłużej, Sorrow zamachnął mocniej skrzydłami i wzniósł się w ponad drzewa. Udało
nam się uciec, ale ja wciąż odczuwałem niepokój. Odwróciłem się, by jeszcze raz
spojrzeć na tamtą polanę. Nieznajomy wciąż na niej stał i pomimo odległości jak
nas dzieliła, mógłbym przysiąść, że uśmiechał się chytrze.
Wtem
usłyszałem czyjś głos. Złapałem się za głowę, czując narastający ból. Serce
biło mi jak szalone. Nie byłem w stanie się uspokoić.
„Nie martw
się Jack... I tak w końcu cię dopadnę oraz zlikwiduję...” - szepnął i zaśmiał
się szyderczo. Byłem pewny, że gdzieś już słyszałem ten głos... lecz za nic nie mogłem przypomnieć sobie gdzie...
-------------------------
Od Autorki:
Jest, wyrobiłam się dzisiaj! Szczerze to już myślałam, że nie zasiądę dziś do kompa(co tam, że lektura czeka xD )
Wybaczcie, że wczoraj nie dodałam tego rozdziału, ale wróciłam później niż zwykle z treningu, a później położyłam się tylko na "chwilę" i tak ta drzemka przedłużyła się prawie do północy ;_; Nie chciałam tego, ale mój organizm miał inne zdanie xD No nic. Ten ostatni tydzień przed świętami również mam bardzo bogaty. Jutro lektura, o której już wspomniałam; w środę kartkówka z religi(jakkolwiek dziwnie to brzmi xD) oraz poprawa sprawdzianu z angielskiego rozszerzonego; w czwartek trening, ale piątek już spokojniejszy bo tylko wigilia klasowa :P Tak więc beznadzieja na całej linii, ale cóż. Matura w przyszłym roku szkolnym ;-;
Dobra, koniec wywodu o mnie. Ostatnio dałam ankietę na temat stworzenia fanpage dla Zakazanych Wspomnień. Zagłosowała tylko jedna osoba więc dam ankietę na kolejny tydzień i wtedy zobaczę co zrobić. No chyba, że w komentarzach pod rozdziałem dostanę od Was jednoznaczną odpowiedź :P
A tak w ogóle to jak podoba się nowy szablon i świąteczna muzyczka? Mam nadzieję, że klimat pasuje. No i jak widać na ZW sypie śnieg co nie można niestety powiedzieć o tym co dzieje się na zewnątrz u mnie i pewnie u wielu z Was... Miejmy nadzieję, że śnieg jeszcze nas zaspie ^w^ ----> wecie, że dziś jest dzień otaku? :3
Na razie zostawiam was z rysunkiem Sorrowa w świątecznej czapeczce :3
(Kliknij, aby powiększyć)
Do następnego! ^w^
Super kiedy next?
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze w tym tygodniu... Szczerze mówiąc nie wiem. To będzie zależeć od tego ile czasu zostanie mi w weekend, biorąc pod uwagę trening i całodzienny konwent świąteczny.
UsuńZa często używasz niektórych słów, np. "nagle". :p Miło widzieć, że masz power do kontynuowania tej historii. :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Dzięki za uwagę ^^ Mam jeszcze tyle elementów do poprawy, że aż strach :o
UsuńGłupio by było nie zakończyć tej historii. Zresztą uważam to za mój najlepszy jak dotąd pomysł na opowiadanie ^^ Chociaż Nyxiony nie były złe... Szkoda tylko, że już nie pamiętam ich szczegółów :c
Wesołych Świąt! :3
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny oraz wesołych, wesołych świąt!