15 grudnia 2014

Rozdział XXV Pustka

Ocknąłem się w momencie, gdy ten koleś rzucił mną o podłogę. Wiedziałem jednak, że nie miałem z nim szans. Nie będąc zwykłym człowiekiem. Musiałem czekać, aż zostanę całkowicie sam.

Miałem zamknięte oczy. Nie mogłem się ujawnić. Słyszałem jedynie kroki Luke, albo kim on tak naprawdę był. W każdym razie coś chyba nie poszło po jego myśli... Przynajmniej tak mi się zdawało... Może Ann przeżyła?

Nagle chłopak westchnął głośno. Wzdrygnąłem się, lecz wtem wszystko ucichło. Otworzyłem ostrożnie oczy i uważnie rozejrzałem się. Koleś gdzieś zniknął. Podniosłem się bezszelestnie i oparłem o najbliższą ścianę. Lewy bark, na który upadłem pobolewał od czasu do czasu. Na szczęście nie wyglądało to na coś poważniejszego. Podniosłem wzrok na sklepienie jaskini. Musiałem znajdować się spory kawałek od wioski, ponieważ nie kojarzyłem tej groty. Znałem przecież wszystkie zakamarki, jakie kryły okolice mojego dawnego domu... Chyba.
Dobra, czas się stąd wydostać.” - pomyślałem i w tej samej chwili gwałtownie podniosłem się z kamiennej podłogi. Praktycznie od razu zakręciło mi się w głowie. Szybko oparłem ręce o ścianę, aby uchronić się przed upadkiem. Odwróciłem się plecami do skał i głęboko odetchnąłem. Nie mogłem siedzieć tu ani minuty dłużej. Postawiłem pierwszy krok, a później drugi, powoli przesuwając się, jak sądziłem, w kierunku jedynego wyjścia. Miałem tylko nadzieję, że nie trafię na tego kolesia. Co jak co, ale udawanie mojego najlepszego kumpla było przegięciem. Byłem tylko ciekaw jakim cudem wyglądał tak samo jak Luke... Cholera!
- Skup się Jack! - skarciłem się. Nie wiedziałem nawet czy Ann jeszcze żyła. Jeśli nie... Nawet nie chciałem o tym myśleć. Powinienem jak najszybciej wrócić nad staw.
Chwiejnym krokiem starałem się iść szybciej z nadzieją, że znajdę wyjście z tej jaskini. Błagałem w myślach by sieć tuneli nie była zbytnio rozbudowana. Przecież nie mogłem tracić czasu. Czasu, który był aż tak cenny.
Ann przez cały czas tłumaczyła mi, że moja nieśmiertelna postać była odpowiedzialna między innymi za zimę.

Nagle zobaczyłem delikatne smugi światła dochodzące zza rogu. Wyglądało na to, że byłem u celu. Nie spotkałem tego dziwnego kolesia co też mogłem uznać za pewien sukces. Puściłem się biegiem i ostro skręciłem w lewo.
- To chyba jakiś żart! - jęknąłem, gwałtownie się zatrzymując. Stałem u progu wyjścia, a przede mną znajdowała się ściana śniegu. Nie wierzyłem własnym oczom. Przecież jeszcze nie tak dawno było bezchmurne niebo. Jakim więc cudem... Chwila, ile ja tak naprawdę byłem nieprzytomny?!
- Niby jak ja mam znaleźć Ann przy takiej pogodzie? - mruknąłem rozczarowany, odwracając się w stronę mroku jaskini.
„Nie, na pewno nie tam.” - pomyślałem i postawiłem krok w stronę wyjścia. Te buty od zielonookiej bardzo mi się przydawały przez cały ten czas. Dzięki nim nie odczuwałem zimna tak jak wtedy... Doskonale pamiętałem dzień, w którym poznałem Ann. Gdy jeszcze nic nie rozumiałem i nic do siebie nie pasowało, a ja jak idiota upierałem się by szukać domu, który już nie istniał... Rozejrzałem się wokół. Niestety ściana śniegu uniemożliwiała mi dojrzenie czegokolwiek. Nie było nawet widać jaskini, a przecież przeszedłem zaledwie parę kroków. Zacisnąłem zęby i gwałtownie ruszyłem naprzód, lecz równie nagle uderzyłem w jakąś przeszkodę. Odbiłem się od niej i upadłem na śnieg.
- Cholera! - zakląłem zły - Niech szlag trafi to durne drzewo! - ryknąłem podnosząc wzrok. To co ujrzałem zatkało mnie. Zielone ślepia z czarną szparką utkwiły we mnie swe wściekłe, ale zarazem zaciekawione spojrzenia. Dziki stwór stał nad mną. Bałem się nawet oddychać, lecz i tak od czasu do czasu mój oddech był widoczny pod postacią delikatnej mgiełki. Nie miałem dokąd uciec. Zresztą nie było w tym sensu. Nawet, gdybym zdecydował się na to, bestia i tak by mnie dogoniła i zabiła.

Nagle stworzenie otworzyło pysk. W jego wnętrzu ujrzałem początki ognia. Nie musiałem długo myśleć, aby wiedzieć co to oznaczało. Ten stwór zamierzał mnie spalić! Odsunąłem się gwałtownie do tyłu, aż w końcu natrafiłem plecami na kolejne drzewo. Przełknąłem głośno ślinę, a wtem bestia bez uprzedzenia splunęła ogniem. Przerażony zacisnąłem mocno powieki. Jednakże zamiast bólu poczułem przyjemne ciepło na całej twarzy.
Zaciekawiony, ale także wciąż jeszcze przestraszony otworzyłem oczy. Przed mną płonęło ognisko, a stworzenie, które zachowywało się tak jakby chciało mnie zabić, siedziało naprzeciw mnie. Przyjrzałem się jej uważnie, wiedząc już, że to smok.
- Sorrow? - wyszeptałem z niedowierzaniem. Bestia zbliżyła się nieco do ognia i spojrzała mi głęboko w oczy. -Rany, nawet nie wiesz jak cieszę się na twój widok! - wykrzyknąłem, choć sam nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem.
- Ta... Ja też. - odrzekł znudzony smok - Ogrzej się. Mamy niewiele czasu. - dodał, po czym rozejrzał się dookoła.
- Jasne - kiwnąłem głową. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie pomocy ze strony Sorrowa. Zbliżyłem ręce do ognia. Czułem jak moje ciało powoli odmarza. - A właściwie to... - zacząłem niepewnie - Jak mnie znalazłeś? - spytałem zaciekawiony, nie odwracając wzroku od ognia, ale kątem oka dostrzegłem jak smok nieco skrzywił się po usłyszeniu mojego pytania.
- Odnalezienie ciebie nie było trudne. - odparł - Zwyczajnie śledziłem tego blondyna. Oczywiście zrobiłem to lepiej niż wtedy, gdy miałem cię obserwować. - dodał - Widziałem jak niósł cię nieprzytomnego do tej jaskini. Chwilę później ktoś odziany w czarny płaszcz z kapturem na głowie wyszedł z groty. Uznałem, że pora się nieco rozejrzeć więc wylądowałem na ziemi, ale gdy wyczułem twoją obecność, postanowiłem trochę cię nastraszyć... - przyznał Sorrow.
- I tym sposobem o mały włos nie zszedłem na zawał. - stwierdziłem ponuro - A kto kazał ci mi pomóc? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że to było z twojej własnej woli...
Smok zawahał się przed odpowiedzią. Widziałem tę niepewność w jego oczach.
- Wydaje mi się, że Ann, choć pewien nie jestem. Zresztą to działo się tak szybko... - pokręcił głową.
- Wiesz może czy ona żyje? - spytałem z nadzieją.
- Nie, ale raczej poczułbym, gdyby stało się z nią coś takiego... - odrzekł Sorrow.
- Niech to szlag... - warknąłem zły, gdy wtem gad podniósł się z ziemi. Popatrzyłem na niego. Wyglądał jakby nasłuchiwał. Jego uszy lekko drgały.
- Musimy ruszać. - zarządził.
- A tak właściwie dokąd? - spytałem zaciekawiony, ale smok nawet na mnie nie spojrzał.
- Byle dalej stąd. - odparł i zgasił łapą ognisko. Chłód po raz kolejny złapał mnie w swe mroźne objęcia. - Wskakuj na mój grzbiet. - zaproponował - Tu na ziemi jesteśmy łatwym łupem.
Wiedziałem co to oznacza, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek Sorrow pozwoli mi siebie dosiąść...
- Dasz radę? - spytałem, spoglądając na gęsto rosnące drzewa w okolicy.
- Kawałek dalej jest polana. Wystarczająco duża, abym rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. - wytłumaczył - Dalej, pośpiesz się! - ponaglił mnie, a ja nie czekając, zwinnie wskoczyłem na grzbiet smoka.
- Gotowy - powiedziałem pewnie, a smok odwrócił łeb, aby na mnie spojrzeć.
- Nieźle - skwitował i natychmiast puścił się biegiem. Trzeba było mu przyznać, że szybki to on był. Nim się obejrzałem, dotarliśmy na polanę. Sorrow na nic nie czekając, rozłożył skrzydła i odbił się od ziemi. Jeszcze chwila i wylecielibyśmy ponad korony drzew, lecz wtem obaj poczuliśmy ostre szarpnięcie.

Smok ryknął i spojrzał na swoją prawą tylną łapę, która owinięta była czarnym jak smoła, matowym łańcuchem.
- Cholera! - prychnął Sorrow, nieudolnie próbując się wyrwać.

Nagle z gęstwiny lasu wyłoniła się jakaś nieznana mi postać. Czarne włosy wystające spod kaptura płaszcza tegoż samego koloru, zasłaniały twarz chłopaka. W rękach dzierżył on drugi koniec łańcucha.
- Tak łatwo się mi nie uciekniecie... - szepnął i zaśmiał się złowieszczo, aż ciarki przeszły mi po plechach.
- Jesteś tego, aż tak pewien?! - ryknął smok, po czym delikatnie odchylił łeb. Szykował potężny atak. Zionął ogniem nim zdążyłem mrugnąć. Płomień roztopił łańcuch, którego resztki opadły na ziemię z głuchym brzękiem.

Nie czekając dłużej, Sorrow zamachnął mocniej skrzydłami i wzniósł się w ponad drzewa. Udało nam się uciec, ale ja wciąż odczuwałem niepokój. Odwróciłem się, by jeszcze raz spojrzeć na tamtą polanę. Nieznajomy wciąż na niej stał i pomimo odległości jak nas dzieliła, mógłbym przysiąść, że uśmiechał się chytrze.

Wtem usłyszałem czyjś głos. Złapałem się za głowę, czując narastający ból. Serce biło mi jak szalone. Nie byłem w stanie się uspokoić.

„Nie martw się Jack... I tak w końcu cię dopadnę oraz zlikwiduję...” - szepnął i zaśmiał się szyderczo. Byłem pewny, że gdzieś już słyszałem ten głos... lecz za nic nie mogłem przypomnieć sobie gdzie...



-------------------------
Od Autorki:
Jest, wyrobiłam się dzisiaj! Szczerze to już myślałam, że nie zasiądę dziś do kompa(co tam, że lektura czeka xD ) 
Wybaczcie, że wczoraj nie dodałam tego rozdziału, ale wróciłam później niż zwykle z treningu, a później położyłam się tylko na "chwilę" i tak ta drzemka przedłużyła się prawie do północy ;_; Nie chciałam tego, ale mój organizm miał inne zdanie xD No nic. Ten ostatni tydzień przed świętami również mam bardzo bogaty. Jutro lektura, o której już wspomniałam; w środę kartkówka z religi(jakkolwiek dziwnie to brzmi xD) oraz poprawa sprawdzianu z angielskiego rozszerzonego; w czwartek trening, ale piątek już spokojniejszy bo tylko wigilia klasowa :P Tak więc beznadzieja na całej linii, ale cóż. Matura w przyszłym roku szkolnym ;-;
Dobra, koniec wywodu o mnie. Ostatnio dałam ankietę na temat stworzenia fanpage dla Zakazanych Wspomnień. Zagłosowała tylko jedna osoba więc dam ankietę na kolejny tydzień i wtedy zobaczę co zrobić. No chyba, że w komentarzach pod rozdziałem dostanę od Was jednoznaczną odpowiedź :P
A tak w ogóle to jak podoba się nowy szablon i świąteczna muzyczka? Mam nadzieję, że klimat pasuje. No i jak widać na ZW sypie śnieg co nie można niestety powiedzieć o tym co dzieje się na zewnątrz u mnie i pewnie u wielu z Was... Miejmy nadzieję, że śnieg jeszcze nas zaspie ^w^ ----> wecie, że dziś jest dzień otaku? :3

Na razie zostawiam was z rysunkiem Sorrowa w świątecznej czapeczce :3

(Kliknij, aby powiększyć)

Do następnego! ^w^

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Może jeszcze w tym tygodniu... Szczerze mówiąc nie wiem. To będzie zależeć od tego ile czasu zostanie mi w weekend, biorąc pod uwagę trening i całodzienny konwent świąteczny.

      Usuń
  2. Za często używasz niektórych słów, np. "nagle". :p Miło widzieć, że masz power do kontynuowania tej historii. :)
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uwagę ^^ Mam jeszcze tyle elementów do poprawy, że aż strach :o
      Głupio by było nie zakończyć tej historii. Zresztą uważam to za mój najlepszy jak dotąd pomysł na opowiadanie ^^ Chociaż Nyxiony nie były złe... Szkoda tylko, że już nie pamiętam ich szczegółów :c

      Wesołych Świąt! :3

      Usuń
  3. Świetny rozdział!
    Życzę weny oraz wesołych, wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze, to naprawdę motywuje :)

Linki pod rozdziałami będą ignorowane - masz do tego osobną zakładkę: Księgę Gości