23 grudnia 2014

Rozdział XXVI Strach

Zapach ciasta wyrwał mnie z resztek snu. Leżałam na plecach, wpatrując się w drewniany sufit. Zamrugałam kilkakrotnie, po czym gwałtownie się podniosłam. Rozglądając się wokół, starałam przypomnieć sobie wydarzenia sprzed utraty przytomności. Całe ciało wciąż miałam obolałe, lecz rana na udzie już nie piekła.

Miejsce, w którym się znalazłam było starą i niewielkich rozmiarów  wiejską, parterową chatą. Dom stanowiło tylko jedno pomieszczenie. Po mojej lewej stronie znajdował się salon z kanapą, stolikiem na kawę, fotelem i rozpalonym kominkiem, który rozprowadzał ciepło po całym budynku. Pokój ogrodzony osobnymi ścianami był zapewne łazienką. Popatrzyłam na łóżko, na którym leżałam. Patrząc na komodę i szafkę nocną, stwierdziłam, że byłam w części sypialnej.

Nagle osoba krzątająca się w kuchni zwróciła moją uwagę. To właśnie stamtąd czułam ten kuszący zapach upieczonego ciasta. Zebrałam się prędko i wstałam z łóżka uważając, aby podłoga nie zaskrzypiała. Miałam zamiar zakraść się i sprawdzić kto mnie tu przyniósł. Wciąż nie mogłam nic sobie przypomnieć. Jednak przede wszystkim chciałam zjeść co nieco. W końcu nie jadłam nic od dłuższego czasu. A to ciasto tak cudownie pachniało!

Wykonałam parę ostrożnych kroków, lecz wtem nieznajomy wyprostował się i odwrócił w moją stronę. Otaczała go delikatna biała poświata, a jego szare oczy zdawały się hipnotyzować. Twarz miał spokojną, nie okazującą żadnych emocji. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie…
- Widzę, że już wstałaś. - dobiegł mnie ciepły, męski głos. Z nieufnością spojrzałam na obcego.
- Kim jesteś...? - spytałam ostrożnie, szukając wzrokiem czegoś na kształt broni, lecz jednocześnie nie spuszczając z oczu mężczyzny.
- Nie martw się. Jeśli o to chodzi to nie jestem żadnym mordercą ani gwałcicielem. - odrzekł, wyjmując ciasto z piekarnika. Przełknęłam głośno ślinę na widok wypieku. - Masz ochotę na kawałek? - spytał, uśmiechając się nagle, podczas gdy ja właśnie coś sobie przypomniałam. Wspomnienia... Te sprzed utracenia przytomności wróciły. Walka ze zmiennokształtnymi i ratunek ze strony...
- Duch Księżyca...? - szepnęłam, spoglądając na niego zaskoczona.
- Czemu dziwi cię mój widok? - spytał, nie zmieniając tonu swego głosu. - Przecież mnie znasz.
- Wybacz... - przeprosiłam szybko - Jestem jeszcze trochę zmęczona... - spuściłam wzrok.
- Nie dziwie ci się. Wiele ostatnio przeszłaś...
Przytaknęłam cicho, po czym znów spojrzałam na Ducha.
- Gdzie są moi przyjaciele? Jack, Agey i Sorrow...? - zapytałam nieśmiało.
- W bezpiecznym miejscu. - zapewnił prędko szarooki. Miałam nadzieję, że naprawdę nic im nie jest... Szczególnie Jackowi. Kto wiedział co ten zmiennokształtny zrobił z Mrozem...
- Później mogę nie mieć okazji, więc... - zaczęłam niepewnie - Czemu zgodziłeś się wtedy przywrócić Jackowi jego dawną postać?

Duch Księżyca odłożył ciasto na blat, polał je czekoladą, a następnie pokroił. Później wyjął dwa talerze. Na każdym położył  po kawałku ciasta.

- Dlaczego... - westchnął ciężko, jakby wcale nie chciał mi odpowiedzieć. - Doskonale wiedziałem z jakimi konsekwencjami wiąże się jego przemiana. Jednakże każda istota ma własną wolę. Wolą Jacka był powrót do dawnej postaci. Nie chciał być więcej Mrozem ze względu na to, że czuł się winny. Moim obowiązkiem było wysłuchać go i spełnić jego prośbę... - zakończył cicho.
- Nie mogłeś przemówić mu do rozsądku? - rzuciłam oskarżycielskim tonem z obrażoną miną. Duch spojrzał na mnie z politowaniem.
- Pomyśl - mruknął - Czy nawet gdybym to zrobił to czy Jack mnie posłuchał? - spytał, podając mi talerz z kawałkiem ciasta, po czym przeszedł do salonu, a ja posłusznie za nim.
- Nie... - odparłam smętnie, biorąc się za jedzenie.
- No właśnie. Zgodnie z wolą Jacka zmieniłem go z powrotem w człowieka.
Przytaknęłam, choć nie byłam do końca usytakcjonowana z odpowiedzi.
- A co zrobiłeś z jego wspomnieniami?
- Przemiana nie powoduje utraty wspomnień. - odrzekł prędko Duch.
- W takim razie kto i jakim sposobem to zrobił? - spojrzałam wyczekująco na mężczyznę, oczekując sensownej odpowiedzi w tej beznadziejnej sytuacji.
- Nie wiem kto mógłby to zrobić. Posiadam rozległą wiedzę, ale nie taką jaką sobie wyobrażasz. - odpowiedział i usiadł  na kanapie, a ja usadowiłam się na fotelu, stojącym naprzeciwko kominka. - Jednakże mogę się domyślać jak to zrobił... - zamyślił się szarooki.
- No to powiedz! - wybuchłam zniecierpliwiona.
- Dobrze, tylko mi nie przerywaj. - mruknął, spoglądając na mnie znacząco. Speszyłam się z lekka i postanowiłam przymknąć się, zapychając się ciastem.
- Przedmiot, za pomocą którego ta osoba przechwyciła wspomnienia Jacka mógł być Łapacz Snów.

Zatkało mnie. Słyszałam o tym starym artefakcie. Pozwalał na zbieranie snów, koszmarów, a także wspomnień dowolnej osoby, na której został użyty. Mimo to nie wiedziałam jakim cudem zmiennokształtni go zdobyli. Pamiętałam przecież, że na całym świecie zostały tylko dwa prawdziwe Łapacze.

- Żartujesz? - wydusiłam wreszcie.
- Obawiam się, że tak. - przyznał Duch - W nieodpowiednich rękach ten niewinny przedmiot może okazać się niezwykle interesującą i niebezpieczną bronią.
- Jeszcze tego mi brakowało... - westchnęłam ciężko i przełknęłam ostatni kawałek ciasta. - Zresztą nieważne. Dzięki za wszystko, ale powinnam już wracać do przyjaciół. - mruknęłam nonszalancko i niczym się nie przejmując, odłożyłam pusty talerzyk na stole do kawy i wstałam z fotela.

Nagle w tym samym momencie ktoś przemknął koło mnie, łapiąc za ramię i z powrotem usadowił na siedzeniu. Spojrzałam zaskoczona na Ducha Księżyca, który utkwił swe zimne spojrzenie w oknie lub czymś co czaiło się na zewnątrz.
- Bądź cicho. - syknął i popatrzył na mnie - Mamy towarzystwo... - dodał szeptem. Na chwile strach mnie sparaliżował.
- Czyżby te same stwory... co wcześniej mnie zaatakowały...? - spytałam z nadzieją, że moje przypuszczenia okażą się błędne. Niestety wycie i warczenie dobiegające z zewnątrz zapewniły mnie, że to zmiennokształtni. Złowrogie odgłosy wywołały u mnie dreszcz. Nie chciałam mieć z nimi już nic więcej do czynienia. Już wystarczająco dali mi popalić.
- Zwykle mnie nie atakują. - szepnął szarooki - Głównie z uwagi na to, kim jestem. Jednak teraz polują na ciebie. Chodź za mną... - dodał i pociągnął mnie w stronę sypialni.

Nagle puścił moją rękę, podszedł do komody, stojącej przy ścianie i odsunął ją w bok. Spod niej wyłoniła się klapa w podłodze. Mężczyzna spojrzał na mnie wyczekująco, chcąc abym podeszła. Wykonałam jego polecenie, a w tym czasie szarooki podniósł klapę, odsłaniając kawałek drabiny, schodzącej w głąb ziemi.
- Idź tunelami. Dojdziesz nimi do przyjaciół. - powiedział i podał mi lampę oliwną. Nie miałam pojęcia skąd tak szybko ją zdobył. - Tym oświetlisz sobie drogę, a teraz wchodź już. - nakazał. Nie czekając wskoczyłam do dziury, stając na szczeblach starej, drewnianej drabiny.
- A co z tobą? - spytałam nagle, schodząc kilka kroków w dół.
- Mi nic nie zrobią. - odrzekł - Pośpiesz się. Jeszcze kiedyś się spotkamy i to już całkiem niedługo. - dodał, po czym uśmiechnął się ciepło i zamknął klapę. Ostatnim co słyszałam był odgłos przesuwanej komody. Wzdrygnęłam się, czując się nieswojo w tym miejscu. Ciasno, wilgotno i mroczno... Nigdy nie musiałam przed nikim uciekać. I nigdy też wcześniej nie bałam się tak bardzo o swoje życie jak teraz.

Zeszłam jeszcze parę kroków w dół, po czym oświetliłam nieco otoczenie. Gdy zorientowałam się, że byłam zaledwie metr na ziemią, pewnie zeskoczyłam. Przed mną rozpoczynał się tunel, którego końca nie było widać. Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam przed siebie.

Nagle usłyszałam dziwny, nieznany mi dźwięk, a wokół momentalnie zrobiło się jasno. Pochodnie umieszczone wzdłuż korytarza jakby wyczuły moją obecność i same się zapaliły. To było całkiem interesujące...

Stawiając kolejne kroki, mozolnie przemieszczałam się przed siebie w głąb tunelu. Co mnie czekało na końcu? Gdzie Jack, Agey i Sorrow? Duch Księżyca twierdził, że nic im nie jest. Jednak czy na pewno? Wciąż miałam co do tego wątpliwości.  Do tego ten Łapacz Snów... Coś czego nigdy nie podejrzewałabym za niebezpieczną rzecz, teraz okazało się bronią. Nie wiem nawet kto go posiada. Ten zmiennokształtny czy może Mrok? Każdy z nich widocznie pragnął zemsty na Jacku. Jednak o ile powody Czarnego Pana znam, to tego blondyna już nie...


Ktokolwiek z nich by to nie był, nie wróży to nic dobrego...

------------
Od Autorki: Zgodnie z planem(choć trochę innego dnia) dodaję kolejny już 26 rozdział ^^ Chciałabym dobić do 30 przed końcem roku, ale to chyba niemożliwe. Mam jeszcze sporo do napisania(3 one-shoty i 2 rozdziały), a do tego wzięłam się za robienie kolejnej figurki. Tym razem mniejszej, ale ze szkieletem wewnętrznym i z gliny polimerowej do wypalania w domowym piekarniku. Chciałabym skończyć to przed końcem roku, ale i to nie jest pewne, biorąc pod uwagę treningi i prace w domu... No nic, pożyjemy, zobaczymy ^^

Jeśli chodzi o ankietę... Jak może zauważyliście, uruchomiłam ją ponownie i jak na razie odzew pozytywny. Wygląda na to, że jeszcze dziś powstanie FanPage dla Zakazanych Wspomnień. Nie wiem tylko co mam na nim publikować, bo nie zawsze będą to rzeczy związane z opowiadaniem, prawda? Czekam na wasze pomysły ;D

A z uwagi na zbliżające się święta...

Chciałabym życzyć Wam
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, rodzinnej atmosfery przy świątecznym stole, dużo wymarzonych prezentów pod choinką oraz Szczęśliwego Nowego Roku!

No i żeby Jack Mróz zlitował się nad nami i zesłał nieco białego puchu ;)

 Ann Varcon

6 komentarzy:

  1. Łapacz snów... coraz bardziej interesuje mnie ta historia
    Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się losy Ann i Jacka
    ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze, to naprawdę motywuje :)

Linki pod rozdziałami będą ignorowane - masz do tego osobną zakładkę: Księgę Gości