31
Października, godzina 3:30 w nocy
Dom pogrążony był w całkowitej ciemności i ciszy.
Dziewczyna, jej smok oraz Jack Mróz spali spokojnie w swoich pokojach. Żadne z
nich nie domyślało się co spotka ich dnia następnego...
Jedna istota, kochająca spokój i książki nie zamierzała tej
nocy spać. Wręcz przeciwnie. Ona nie mogła sobie pozwolić na sen. Bynajmniej nie
w Halloween…
Agey skradała się cicho po korytarzu. Choć wiedziała, że jej
przyjaciele mają twardy sen, wolała uważać. Nie chciała by cokolwiek
pokrzyżowało starannie przemyślany plan. Pokój czarnowłosej znajdował się na
samym końcu korytarza na piętrze. Kilka dni wcześniej zakupione farby i różne
inne elementy, niosła teraz ze sobą do pokoju smoka. Choć właściwie to
pomieszczenie było teoretycznie przeznaczone dla ewentualnych gości. Wtem nagłe
skrzypnięcie podłogi lekko rozproszyło dziewczynę. Rozejrzała się, uważnie
nasłuchując. Powoli uspokajała bicie serca, jakby bała się, że ktoś ją przez to
usłyszy. Co prawda nawet jeśli zachowałaby się głośno to i tak przyjaciele by
się nie zorientowali. Kilka godzin wcześniej podała wszystkim środki nasenne.
Tak więc nie obudziliby się bez względu na wszystko.
Wreszcie, Agey dotarła pod odpowiednie drzwi. Odłożyła farby
na ziemie i delikatnie nacisnęła klamkę, aby po chwili wejść ze wszystkim do
pokoju. Smok spał jak zabity i tylko ruchy jego klatki piersiowej wskazywały na
to, że jeszcze żyje.
Czarnowłosa podeszła do bestii i rozłożyła wszystkie
potrzebne elementy, w tym jedną szarą i dwie czarne puszki farby. Obok ułożyła
trzy pędzle różnej wielkości. Gdy skończyła przygotowania, delikatny uśmiech
pojawił się na jej twarzy. Zatarła ręce i ochoczo wzięła się do pracy…
31
Października, godzina 4:55 w nocy
Czarnowłosa najciszej jak tylko potrafiła, zamknęła za sobą
drzwi. Pierwsza część planu została wykonana. Teraz wystarczyło tylko podmienić
ciuchy Ann i Jacka.
Agey wiedziała, że zajmie jej to zaledwie kilkanaście minut.
Mimo to nadal nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Musiała się jeszcze sama
przygotować…
31
Października, godzina 9:30 rano
Nagłe
dzwonienie budzika, obudziło Ann. Lekko zła, że noc tak szybko minęła,
odrzuciła kołdrę i wstała. Ledwo przytomna doczłapała się do szafy i wyjęła
pierwsze lepsze ciuchy. Nie zastanawiała się nawet czemu na półkach brakuje
ubrań. Nie wiele myśląc, dziewczyna ruszyła w kierunku łazienki, do której jako
jedyna miała dostęp z własnego pokoju.
Zamknęła
drzwi i zaczęła się przebierać. Gdy skończyła, rozczesała włosy i przemyła
twarz wodą. Szybko wytarła ją ręcznikiem, oddaliła się nieco od umywalki i
spojrzała w lustro, aby się obejrzeć.
Zaniemówiła z
wrażenia, gdy zorientowała się, co się stało...
31 Października, godzina 9:50 rano
Ann, Jack i
Sorrow zupełnie jakby się umówili, zbiegli do salonu. Szybkie spojrzenia po
sobie upewniły ich w tym, kto stał za tym idiotycznym żartem.
- Pamiętacie
coś z wczorajszego wieczora? - spytała dziewczyna, nie mogąc uwierzyć w to co
się stało. Mróz i smok pokręcili głowami.
- Pustka. -
odparli niemal jednocześnie.
Ann nie mogła
uwierzyć w to, że dobrowolnie założyła te ciuchy. Chociaż i tak nie miała
wyjścia, bo reszta jej ubrań w
tajemniczy sposób zniknęła. Miała na sobie czarną sukienkę z dużym dekoltem,
czarne podkolanówki do połowy uda i tegoż samego koloru buty na koturnach. W
dodatku jej długie, proste włosy zostały przefarbowane na różowo czyli kolor,
który bez mała nienawidziła. Tylko jedna postać, za którą została przebrana,
przychodziła jej do głowy. Ann miała na sobie cosplay Yuno Gasai, sadystki,
psychopatki. Brakowało tylko wszechobecnej krwi oraz jakiegokolwiek rodzaju
ostrza.
Jack był
totalnie komicznie przebrany, a to dlatego, że miał na sobie cosplay Czkawki z
filmu „Jak wytresować smoka 2” Chłopak całkowicie nie mógł połapać się jak
działa jego strój do latania. Wyciągnął płachty lotne, które rozciągały się od
rąk do nóg, a także uruchomił tak zwany „ster”, znajdujący się na jego plecach,
który przypominał grzebień na głowie pewnych gatunków smoków. Grube kozaki niby
pasowały do stroju, ale mimo to wyglądały nieco dziwnie. Na prawym ramieniu
znajdował się czerwony symbol, wyglądający jak głowa wikinga w hełmie.
Natomiast na jego lewym śródręczu znajdowało się miejsce na krótki nóż, a na
prawym notes z czystymi kartkami. Do tego wszystkiego, Jack miał jeszcze
zabudowany hełm, przywodzący na myśl kask motocyklisty, który leżał teraz na
podłodze obok chłopaka.
Najciekawiej
było z Sorrowem. Smok był przebrany za... Szczerbatka. Co prawda jego budowa
absolutnie nie pasowała do tej postaci, ale taki był czyjś wymysł.
Bestia
została przemalowana na czarno z małymi szarymi odmianami będącymi uwypuklonymi
łuskami na łapach i głowie. Tuż pod skrzydłami przy zadzie i na końcówce ogona
zostały przyklejone dodatkowe płetwy ogonowe. Natomiast wzdłuż całego grzbietu
i części ogona poprzyklejane zostały kolce grzbietowe. Na uszy i wypustki przy
głowie Sorrowa zostały nałożone materiałowe nakładki, imitujące uszy Szczerbatka.
W dodatku na grzbiecie smoka zostało umiejscowione niewielkie siodło.
Wyglądało na
to, że żadne z przyjaciół nie było zadowolone z tych niecodziennych przebrań.
Nagle dziwny
hałas zwrócił uwagę Ann. Obróciła się na pięcie i wtem została oblana zimną,
czerwoną cieczą. Z ust zielonookiej dobyło się bezgłośne „co”. Dziewczyna
przetarła twarz, by móc cokolwiek zobaczyć. Przed nią stała Agey, szczerząc białe
kły. W rękach trzymała puste już wiadro. Sorrow i Jack niepewnie patrzyli na
rozwój sytuacji.
- Czy tobie
już całkiem rzuciło się na łeb?! - wybuchła Ann i z odrazą powąchała
substancję, którą została oblana.
Wtem Sorrow
zastrzygł uszami, a jego źrenice gwałtownie się zwęziły.
- Ten
zapach... - szepnął i zaczął zbliżać się do zielonookiej. Ta z niepokojem
popatrzyła na smoka.
- Sorrow...?
- mruknęła, gdy zdała sobie sprawę z tego czym dostała. - Opanuj się! -
krzyknęła do bestii i chcąc ją ocucić, uderzyła lekko stworzenie w głowę. Smok
otrząsnął się i spojrzał przepraszająco na Ann. Ona tylko pogładziła go po
głowie, wybaczając mu jego zachowanie.
W tym
momencie spojrzała na Agey, wzrokiem żądnym mordu.
- Ty... -
warknęła zielonooka, a czarnowłosa odpowiedziała jej kolejnym uśmiechem. Ona
także była przebrana. Włosy miała zaczesane do tyłu na żel. Założyła czarną
pelerynę wewnątrz której poprzyszywane były noże, toporki, sztylety i pewnie
wiele innych ostrych przedmiotów, a do tego miała jeszcze zawieszone przy pasie
dwie buteleczki z dziwną substancją. Całkowicie czarny strój czyli jeansowe
spodnie, buty i bluzka dopełniały stroju wraz z białymi kłami.
- Przecież
dziś Halloween! - zawołała entuzjastycznie Agey.
- Czemuś
oblała mnie krwią?!! I co to za ciuchy?! - warknęła zielonooka, nie zważając na
słowa przyjaciółki.
- Dziś jesteś
Yuno Gasai! - odparła czarnowłosa - Jack jest Czkawką, a Sorrow Szczerbatkiem!
- dodała.
- Do tego
sami doszliśmy. - mruknęła Ann, spoglądając na chłopaków - Tylko po co, ja się
pytam?!
- Idziemy tej
nocy na miasto! - zarządziła Agey, a w tym momencie „Yuno”, kompletnie nad sobą
nie panując, skoczyła na roześmianą przyjaciółkę i przygwoździła ją do ziemi.
- Ogarnij
się! - warknęła zielonooka - Oddawaj nasze ciuchy i daj sobie spokój!
- Zapomnij
-mruknęła czarnowłosa - Po za tym, chyba masz ochotę na darmowe słodycze?
Ann poluźniła
nieco uścisk i popatrzyła z góry na czerwonooką.
- Może i mam.
- przyznała niechętnie.
- A wy nie
macie ochoty? - zwróciła się Agey do Jacka i Sorrowa. Chłopaki spojrzeli po sobie
i także przyznali rację wampirzycy. - Więc w czym problem? Idziemy na miasto! -
zawołała czarnowłosa.
- Chwila -
przerwał jej Jack - A co z ludźmi? Wydawało mi się, że oni nie potrafią widzieć
istot magicznych...
- Magia
Halloween... - mruknęła Ann - Tego dnia, granice dwóch światów zacierają się.
Po za tym większość magicznych stworzeń, ludzie mogą zobaczyć.
- Właśnie! -
przyznała Agey, wciąż będąc pod wpływem głupawki. - Wieczorem idziemy na
miasto!
Reszta
spojrzała po sobie niezbyt pewnie. Wiedzieli jednak, że nie mają szans.
31 Października, godzina 19:20
- Jest już
chyba wystarczająco ciemno. - mruknęła znudzona wampirzyca, wyglądając przez
okno. Nie mogła się doczekać wyjścia.
- Czy jeśli
wyjdziemy to przestaniesz marudzić? - spytała zielonooka, czyszcząc znalezioną
w domu katanę. Dziewczyna nadal była we krwi, ponieważ jej przyjaciółka
stwierdziła, że tak będzie lepiej. Dla Sorrowa oznaczało to walkę z samym sobą,
gdyż smok dostawał świra, wyczuwając tę substancję.
- Tak, tak,
tak! - zawołała czarnowłosa na myśl o wyjściu. Przyjaciele głośno westchnęli po
czym zrezygnowani, udali się do wyjścia.
31 Października, godzina 19:50
W Burgess
Halloween właśnie się rozpoczęło. Dzieciaki biegały po okolicy w przebraniach
najróżniejszych potworów i postaci z bajek. Przed domami zostały ustawione
dynie, w których wnętrzach paliły się świeczki. Na bezchmurnym niebie widać
było księżyc w pełni. Wszystko razem tworzyło niepowtarzalny klimat.
- Idziemy po
Jamiego? - zapytała Agey - Jesteśmy blisko jego domu...
- Chyba nie
musimy. - przerwała przyjaciółce, Ann. Dziewczyna miała rację. Bennet i jego
siostra właśnie podchodzili do kolejnego domu.
- Wystraszymy
ich? - zapytała z nadzieją czarnowłosa.
- Bez względu
na to co powiem to i tak zrobisz wszystko po swojemu, prawda? - zielonooka
popatrzyła na wampirzycę. Odpowiedziała ona uśmiechem i zaraz po tym zniknęła.
- Już boję
się pomyśleć co zrobi. - pokręcił głową Jack.
- A tak w
ogóle to nie powinieneś dosiąść Sorrowa? - spytała nagle Ann, spoglądając na
księżyc.
- Że co?! -
wykrzyknęli niemal jednocześnie, mierząc morderczym wzrokiem zmiennokształtną.
- Ty -
dziewczyna wskazała na bestię - Jesteś Szczerbatkiem, smokiem Czkawki. To
oznacza, że Jack jako smoczy jeździec - Tym razem wskazała na chłopaka -
powinien dosiąść swego smoka.
Chłopaki
popatrzyli po sobie.
- Coś w tym
jest... - stwierdził Jack - W sumie masz w końcu siodło.
- Dziś
Halloween... - dodała bestia.
- Zróbcie to
dla dzieciaków. - mruknęła Ann.
- A co, czy
tobie udzieliła się głupawka Agey? - spytał Mróz.
- Jest chyba
pełnia... nie? - zachichotała nagle zielonooka.
- Ty, może tu
jakieś chemikalia się wylały? - szepnął Sorrow do chłopaka.
- Cholera
wie... - odpowiedział mu brunet.
Wtem rozległ
się krzyk. Jack znał go, choć nie za bardzo kojarzył do kogo należał.
Dziewczyna nadal zahipnotyzowana patrzyła na srebrną tarczę księżyca.
- Zróbmy mały
numer.- zaproponował smok z istnie szatańskim uśmiechem na pysku - Wskakuj na
mój grzbiet.
Jack
popatrzył na niego, podejrzewając podstęp. Jeszcze raz rzucił spojrzenie w
stronę domostw i dosiadł Sorrowa. W tym samym momencie do trójki przyjaciół
podbiegł wystraszony Jamie.
- Jack... -
mruknął zdyszany - Ratuj... - dodał podnosząc wreszcie głowę i zdębiał - Czkawka
i Szczerbatek?! - szepnął zdezorientowany.
- E, nawet
poznał. - powiedział Jack do Sorrowa.
- A gdzie
Ann...? - odwrócił głowę w stronę zielonookiej i ponownie znieruchomiał - O
cholre, Yuno Gasai we własnej osobie?! - zaklął szatyn, po czym zemdlał.
31 Października, godzina 20:07
- Ej, ocknij
się! - warknęła zielonooka i uderzyła szatyna w policzek. Ten ocknął się nagle
ni stąd ni zowąd. Chłopak spojrzał na dziewczynę i wyglądał tak, jakby zaraz
znów miał zemdleć. Jednak w tym momencie wkroczył Jack, który zdążył już
zeskoczyć z grzbietu bestii.
- Daj spokój
Jamie. To nie Yuno, a Ann.
- Jack? -
wymamrotał Bennet, wyraźnie rozpoznając głos przyjaciela i wtem przytulił
bruneta. Reszta wybałuszyła na nich oczy, nie mogąc uwierzyć w to co widzą.
- Hej, stary,
upadając za mocno uderzyłeś się w głowę? - spytał zmieszany Mróz, rozkładając
ręce na boki.
- Co?! -
krzyknął nagle szatyn, szybko odsuwając się od chłopaka - Ja... ten... Ja nie
chciałem... - spuścił głowę - Zabij mnie - mruknął na koniec.
- Okey... -
odparł zdezorientowany brunet - Zapomnijmy, że coś takiego miało miejsce.
Jamie kiwnął
głową zażenowany i wstał z ziemi.
-
Skończyliście już? - spytała już poważnie Ann. Chłopaki popatrzyli na nią.
- Zapomnij o
tym co się wydarzyło - mruknął do niej szatyn.
- Ta -
zielonooka machnęła lekceważąco ręką - Widziałeś gdzieś Agey?
- Gdzieś tam
zbierała cuksy - chłopak wskazał pobliski dom - Tam mnie wystraszyła... Zresztą
jak i innych - dodał.
- W takim
razie idziemy - zdecydowała nagle Ann. Sorrow, Jamie i Jack spojrzeli nie
pewnie po sobie. Cała trójka zastanawiała się co się dziś dzieje. Gdy
dziewczyna nieco się oddaliła, odezwał się Mróz.
- Nie kumam
nic z tego...
- To chyba
pełnia tak na wszystkich działa - mruknął smok, wskazując łbem na księżyc.
31 Października, godzina 20:30
Chyba nikt
nie przypuszczał jak dużo może zdarzyć się w przeciągu kilkunastu minut.
Agey ukradkiem
ukradła paru dzieciakom cukierki. W odwecie Ann, próbując ją powstrzymać przed
kolejnymi kradzieżami, o mały włos nie wpadła pod samochód. Kierowca pojazdu
ledwo uniknął wpierw zderzenia z dziewczyną, a potem z drzewem, rosnącym między
chodnikiem, a ulicą. Jack, znów siedząc na grzbiecie smoka, zaciekawił grupkę
smoczych fanów. Dzieci początkowo sądziły, że gad nie jest prawdziwy... ale
tylko do momentu, w którym Sorrow nie zionął ogniem, prawie nie spalając włosów
Mroza. Po tym, dzieciaki uciekły z piskiem. Może to i lepiej.
Od tego
momentu, nikt nie odważył się podejść do czwórki przyjaciół, którzy już chyba
się ogarnęli. Niestety to trwało tylko do chwili, w której inna grupa, niezidentyfikowanych
ludzi z pochodniami zmierzała w ich kierunku.
Ann, Agey,
Jack, Jamie i Sorrow niepewnie spoglądali na przybyszy, gdy ci stanęli naprzeciwko.
Dwóch z nich wyraźnie się odróżniało. Wyższy, stojący za przywódcą miał czarne,
wilcze uszy oraz ogon. Na szyi nosił obroże z ćwiekami, a przy pasku od spodni
przypięty miał pistolet na srebrnym łańcuchu, doczepionym także do jeansów.
Broń wyglądała na prawdziwą. Lider tej nietypowej grupki, stanowczo wyróżniał
się na tle innych. Jego strój przypominał ten jaki nosiła europejska szlachta w
XVII w. Przy boku miał szable, a na głowie białą, francuską perukę. Jego
krwisto czerwone oczy, błyszczały w ciemności.
Jack i Ann
rozpoznali go.
- Luke? -
spytał niepewnie Mróz.
- Czy kim ty
tak naprawdę jesteś...? - dokończyła dziewczyna, spoglądając raz po raz, a to
na dziwaka, a to na chłopaka o wilczych uszach.
- Zaiste, cóż
za niespodziewane spotkanie - odrzekł z pogardą koleś z białą peruką.
- Nie no, to
chyba już jakiś żart - mruknęła zielonooka z rozbawieniem.
- Przepraszam
za brata... - odezwał się szybko czarnowłosy - Czasem mu odwala... - dodał i
jakby ukradkiem się uśmiechnął.
- Hej! -
przerwał Luke - Czy to nie ty czasem poleciłeś mi, abym tak się przebrał i
rozmawiał?
- Ktoś tu dał
się chyba zrobić w konia! - wybuchnęła śmiechem Agey.
- Co ty,
Halloween nie znasz? - dodał Jamie, a w tym momencie rozwścieczony Luke
wyciągnął szablę, a jej końcówka zatrzymała się tuż przed nosem Bennete, który
wygiął się niemożliwie do tyłu.
- Jak śmiesz!
- warknął czerwonooki. Jego twarz zdawała się być czerwieńsza od oczu.
- Spokojnie -
mruknął łagodząco Jack - Może z łaski swojej nie pozabijamy się teraz, co?
Luke
popatrzył na niego złowrogo, a następnie opuścił szable. Jamie odetchnął z
ulgą.
- Ale
jesteśmy chyba wrogami, nie? - powiedział ktoś z bandy zmiennokształtnych.
- Mamy
Halloween, może rozejm jakiś? - zaproponował Jamie.
- Co o tym
sądzisz, Shadow? - spytał czerwonooki, spoglądając na czarnowłosego, gdy wtem
zorientował się, że jego tam nie ma - Co do...? - zdziwił się. Spojrzał znów na
czwórkę przyjaciół i oniemiał. Shadow siedział na ziemi u boku Agey. Nie miał
na sobie koszulki, a jedynie spodnie, buty i obroże na szyi, do której
przypięta była smycz trzymana przez dziewczynę.
- Nie gap się
tak! - warknęła - Ma uszy, ogon i od teraz jest moim pieskiem! - zawoła i
przytuliła się do swojej „zabawki”
- Dałeś
zrobić z siebie kundla? - spytał z niedowierzaniem blondyn.
- Ona...
jest... - zająknął się i przełknął głośno ślinę, po czym dodał cicho - To
psychopatka. Nie mam zamiaru zginąć.
Sytuacja z
sekundy na sekundę zdawała się być coraz dziwniejsza. Luke pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Straciłem
brata... - prychnął niezadowolony - Chętnie bym cię zabił - dodał, patrząc na
czarnowłosą.
- Też cię
lubię! - uśmiechnęła się Agey w odwecie.
Wtem zawyła
policyjna syrena. Wszyscy odwrócili się w kierunku dźwięku. Zdębieli, gdy na
horyzoncie zabłysnęły światła pojazdów.
- Cholera...
- zaklął Shadow. Wyglądało na to, że komuś nie spodobały się kradzieże
czarnowłosej, a także całościowe wybryki. Pewnie jakiś rodzic się wnerwił...
- Nie żeby
coś, ale chyba powinniśmy wiać - zaproponował Jack. Zanim czwórka przyjaciół
zdążyła się zorientować, zmiennokształtni już się ewakuowali.
Smok szybko
postanowił wznieść się w powietrze, ale światła i odgłosy wystrzałów
spowodowały, iż szybko spadł na ziemię.
- Sorrow! -
krzyknęła Ann. Gad próbował uciekać, ale został osaczony. Wiedział, że nie może
zaatakować ludzi więc dał się złapać.
- Uciekajcie!
- to były ostatnie słowa Mroza nim został skuty. Jednakże Ann stała jak wryta w
ziemię. Ją także po chwili złapali i zabrali katanę.
Jedynie Agey
ze swoim „pieskiem” zdążyli uciec. Dobrym pytaniem było tylko dokąd... Jamie stał
z boku i z daleka obserwował zajście. Wiedział, że lepiej będzie się nie
wtrącać. Przecież oni i tak niedługo znów będą niewidoczni i szybko uda im się
uciec.
31 Października, godzina 23:59
-
Zdecydowanie za długo tu siedzimy - mruknął Sorrow
- Nie jęcz mi
tu znowu - prychnął Jack - Która godzina? - spytał dziewczynę, która bawiła się
telefonem.
- Za minutę
północ - odparła i odłożyła sprzęt na bok.
- Myślałem,
że to potrwa wieki - westchnął Jack, wstając i przeciągając się - Agey miała
farta, że zwiała.
- Taa...
Czemu nie mogliśmy zwiać wcześniej - powiedział smok z wyrzutem.
- Bo dopiero
po północy grancie między naszym, a ludzkim światem zacierają się - wzruszyła
ramionami i jeszcze raz sprawdziła godzinę, po czym wstała - A teraz, gdy już
ta godzina wybiła możemy spokojnie wiać.
Sorrow
zaciekawiony podniósł łeb, wstał i podszedł do dziewczyny.
- Pośpiesz
się - mruknął Jack.
- Nie będzie
problemu - odrzekła, po czym wokół całej trójki pojawiła się zielonkawa mgła,
niekiedy przypominająca zorzę. Nim minęła sekunda, wszyscy zniknęli z aresztu.
Pozostało jedynie wykonać małą zemstę na zmiennokształtnych.
4 godziny później...
- No to nam
się udało - zaśmiał się czerwonooki, po czym uwalił się na łóżku. Wracając
znaleźli jakąś opuszczoną chałupę. Wystarczyło napalić w kominku i już.
- Mów za
siebie, ledwo co zwiałem tej psychopatce - odrzekł zmęczony Shadow i także się
położył.
Nagle po
całym domu poniosło się echo pukania do drzwi. Zmiennokształtni popatrzyli po
sobie zdziwieni, a po chwili obaj byli na dole przy wyjściu. Luke powoli i
ostrożnie otworzył drzwi. Na zewnątrz nikogo nie było, lecz na ziemi leżała
jakaś paczka. Shadow podniósł ją ostrożnie po czym otworzył.
- Ciastka? -
zdziwił się czarnowłosy. Czerwonooki wziął jedno z nich i powąchał.
- Nie czuję
trucizny, chyba są okey - mruknął Luke.
Nadal
niepewnie, ale obaj zjedli po kilku. Przez chwilę nic się nie działo. Już mieli
wejść z powrotem do chałupy, gdy nagle poczuli jakby ogień trawił ich gardła.
- Cholera! -
zaklął Shadow - Jesteś tak tępy, że nie wyczułeś podstępu?! Przecież to chili!
- Mnie
winisz?! - odwarknął - Ty też niczego nie wyczułeś!
Dalej
wywiązała się regularna kłótnia, przerywana wiązankami przekleństw. Dziwne, że
nie próbowali się zabić...
~*~
- Ha, nie
wierzę! Dali się nabrać! - wybuchnął śmiechem Jack
- Trzeba
przyznać, to był genialny pomysł - dodał Sorrow. Przyjaciele siedzieli schowani
pomiędzy drzewami, zaspami śnieźnymi i krzakami.
- Nie
zapomnijcie, że gdyby nie ja to byście nie wiedzieli gdzie są - prychnęła
rozbawiona Agey, nie potrafiąc ukryć zadowolenia.
- Mają za
swoje - mruknęła z uznaniem Ann dla dobrze wykonanej roboty.
- Najlepsze
Halloween jakie w życiu miałem - powiedział Jack, po czym cała czwórka przybiła
wzajemnie „piątkę”.
THE END
Od Autorki: Trochę późno dodaję bo miałam zwariowany dzień, a wieczorem jeszcze problemy z netem xD No, ale już jest, One-Shot Halloweenowy :3
Co o nim powiecie? Zwariowany, nie? xD Dziękuję Agey Willow za pomoc w wymyślaniu tej historii <3 Razem zawsze stworzymy coś dziwnego xD To właśnie ona ma delikatny wpływ na tę historię :3
Tymczasem jeszcze mam dla Was dwie grafiki ^^ Przed wami Jack Mróz jako Czkawka oraz Sorrow jako Szczerbatek :>
Ann jako Yuno i Agey jako wampira już niestety nie naszkicowałam :c
No, ale mam nadzieję, że One-Shot się podobał C:
Ann Varcon