26 października 2015

Rozdział XXXVII Więzi

- Coś długo nie wracają... - zauważył Raphael - Może się zgubili? W końcu nie znają tego miasta...
- Odpuść co? - odparłem znudzony i dopiłem resztkę kawy jaką zafundował mi przyjaciel - Po za tym Ann ma świetny zmysł orientacji. Pewnie za chwile tu będą...
- Łatwo powiedzieć - mruknął - Co z ciebie za rodzina dla niej, skoro zostawiasz ją samą ze swoim przyjacielem ze szkoły? - zarzucił mi.
- Wyluzuj - westchnąłem - Poszli tylko do toalet... - dodałem, odwracając wzrok w stronę szyby. Za nią był widok na ulicę. Śnieg sypał już bardzo mocno, ale ludzi nie ubywało, wciąż były ich tłumy. Kątem oka spojrzałem na Raphaela. Znając prawdę, trudno mi było go okłamywać. Choć jeszcze gorszy był fakt, iż czułem że coś jest nie tak... Dlaczego on w ogóle widzi Ann? Znałem chłopaka od kiedy byliśmy jeszcze dziećmi i po prostu... po prostu bym wiedział. Mieszkaliśmy koło siebie, a nasze mamy się przyjaźniły. Dałbym wiele by zrozumieć co się dzieje...


Historia Raphaela jest dość pokręcona. Gdy miał zaledwie rok, jego rodzice postanowili przeprowadzić się z Polski do Stanów Zjednoczonych. Wybrali wtedy Burgess. Od tamtego momentu staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Jednakże, gdy mieliśmy po siedem lat, jego rodzice postanowili znów wrócić do miejsca, gdzie żyli wcześniej. Wtedy nie rozumiałem, dlaczego tak musiało być. Byłem zły, ale razem z Raphaelem obiecaliśmy sobie, że bez względu na wszystko będziemy utrzymywać kontakt. Przyznam, że początkowo całkiem nieźle nam to wychodziło. Jak poznałem Jacka to trochę zaniedbałem tę obietnicę...
Nadal się porozumiewaliśmy, choć ciężko było z odmiennymi strefami czasowymi. Urządzaliśmy turnieje różnych gier internetowych jak chociażby LoL, bo obaj zawsze byliśmy fanami takich rozrywek. Podczas nich mogliśmy swobodnie popisać na czacie, a gry były odskocznią od normalnego, szarego życia. Raphael był nawet dość wysoko w rankingach, naprawdę dobrze mu to szło.
- Słuchaj... - spróbowałem zagadnąć od nowa - A jak w ogóle ci się tu mieszka...? Wiesz, ciekawi mnie jak to wypada w porównaniu do Burgess...
- Burgess to niewielkie miasto, w porównaniu z Łodzią oczywiście. - doparł brunet, opierając się o oparcie krzesła - Tu w centrum masz mnóstwo aut, korki w tygodniu, hałas. Ni i jak w każdym większym mieście, bezpiecznie w niektórych dzielnicach nie jest. Natomiast osiedle, na którym zamieszkałem jest wręcz przeciwnie. To istna oaza spokoju. Przeprowadziliśmy się tu, ponieważ mama zatęskniła za rodzinnym krajem. Ojcu chyba też się tu spodobało, a na razie nie ma mowy o ponownej przeprowadzce. Zresztą, mi także się tu podoba - zakończy i dopił swoją kawę.
- No tak... - odparłem, lekko zawiedziony. Zawsze myślałem, że Raphael kiedyś wróci do Burgess. Od momentu, w którym wyjechał nic nie było już takie samo. Nawet Jack... choć to właśnie dzięki strażnikowi poznałem nowy, niezwykły świat... Po prostu brakowało mi tych czasów, gdy błękitnooki mieszkał w Stanach...



Nagle kątem oka dostrzegłem za szybą dwie osoby, które przemknęły ulicą. Rozpoznałem Jacka. Niepokoiło mnie jednak czemu wracali w takim pośpiechu. Wtem Ann wbiegła do kawiarni i nim Raphael się zorientował, dziewczyna przekazała mi wiadomość w myślach.
„ Alarm w archiwum. Nie zauważyli nas, ale bezpieczniej będzie się wycofać.”
Zanim zdążyłem zareagować, mój przyjaciel odwrócił się stronę wejścia.
- No nareszcie! - zawołał entuzjastycznie, a Ann uśmiechnęła się słabo.
- Przepraszam, że tak długo - odparła - To jak, wracamy? - zapytała, patrząc na mnie znacząco.
- Racja - odezwałem się szybko - Robi się już późno...
- Śnieg sypie już mocno, a na ulicach zaraz stworzą się korki. Pokażę wam drogę powrotną - zaproponował brunet. Ann popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Odpowiedziałem jej wzruszeniem ramion.
- No okey - mruknęła dziewczyna
- A właśnie, zapomniałbym - błękitnooki nagle odwrócił się w moją stronę - Gdzie wy w ogóle będziecie nocować?
Wszyscy razem zdębieliśmy. Spojrzeliśmy po sobie ukradkiem, gdy nagle Jack się odezwał. Miałem nadzieję, że wymyślił coś sensownego...
- Nocujemy u jej ciotki, a nazajutrz wracamy do Burgess - powiedział z delikatną dumą ze swojego pomysłu. Musiałem to przyznać, sprytne zagranie.
- Tym bardziej nie chcę wracać późno - dodała Ann i poprawiła torbę na swoim ramieniu. Zdziwiłem się, bo wcześniej jej nie widziałem. Ciekawe skąd ją wytrzasnęła.
- No to pośpieszmy się - odrzekł Raphael, po czym wstał, założył kurtkę w kolorze ciemnej i lekko wypłowiałej zieleni i odłożył nasze filiżanki po kawie.
Nie minęła sekunda, a już byliśmy na zewnątrz.



~*~



Mięso, choć niezbyt smaczne, z powodzeniem zapełniło mój żołądek. Byłam wdzięczna Sorrowowi, że zdecydował się je lekko opiec. Inaczej nie przełknęłabym ani kawałka.
Resztki w postaci jednej kości i tłuszczu leżały w kącie celi. Ognisko już zgasło. Jedyne co lekko świeciło w ciemnościach to były moje na wpół przymknięte oczy. Chłód ponownie złapał mnie w swoje objęcia. Jego źródło biło u drzwi. Stamtąd też słychać było świszczenie wiatru... Czyżby kolejna śnieżyca? Normalnie jest coraz gorzej. Jeśli Ann szybko nie przywróci Jackowi moc, z pewnością zamarzniemy tu. Gdybym tylko mogła zmienić się w wanderę... Ogrzałabym się wtedy własnym futrem. Na nieszczęście to miejsce w jakiś sposób blokuje moją moc.
Żeby stąd uciec, powinnam obmyślić jakiś skuteczny plan... Przecież stąd też musi być jakieś wyjście, prawda?




~*~




Wsiedliśmy do tramwaju. Kiedy odjeżdżaliśmy, policja dopiero przyjechała pod archiwum. Tak samo nieudolni jak wszędzie...

„Nie mają szans na odnalezienie sprawców.” - pomyślałam i uśmiechnęłam się złośliwie. Byliśmy niewidzialni. Nawet jeśli Jack na chwilę się odłączył i stał widoczny to i tak nie miało by to znaczenia. Jego prawdziwa postać zginęła ze trzysta, trzysta pięćdziesiąt lat temu. Ludzie nie mają jego danych... No chyba, że zgonu. Zresztą to już nie istotne. Mamy księgę i to jak mam nadzieję, tę właściwą. Zdążyłam przeczytać tylko kawałek i to w dodatku po łacinie. Kiedyś, w zeszłym stuleciu jeszcze pamiętałam ten język, ale teraz? Jak się mówi, czego się nie używa to się zapomina.


A ten cały alarm nieźle mnie wystraszył. Muszę przyznać, że do tej pory nie sądziłam iż ludzka technologia potrafi wykryć istoty pochodzenia magicznego. Przeglądaliśmy kolejne księgi, gdy nagle rozległ się hałas. Nie było czasu na dalsze szukanie, musieliśmy uciekać.
Dzięki księdze, którą zdobyliśmy, jesteśmy o krok bliżej od przywrócenia Jackowi jego prawdziwej postaci Ducha Zimy, a także od uwolnienia Agey i Sorrowa.

Wszystko wróci do normy... po za jednym. Luke, o ile w ogóle tak się nazywa, to kolejny problem. On i jego podwładni, stworzenia które próbowały mnie zabić. Należy to zlikwidować. Zabić, zniszczyć, uwięzić bez możliwości ucieczki... Jeśli którąkolwiek z tych opcji uda się zrealizować to będzie sukces. Zmiennokształtni mimo wszystko są liczną grupą, rozsianą po niemalże całym świecie. A z ich agresji, potrafi wyniknąć jedynie wojna.
- Raphael... - zwróciłam się nagle do chłopaka, który natychmiast odwrócił się w moim kierunku, jakby tylko czekał na mój sygnał.
- O co chodzi? - spytał z uśmiechem.
- Czy możesz mi obiecać, że gdy dojedziemy do twojego domu to dalej pozwolisz nam już samym wrócić?
Chłopak zmarszczył brwi.
- Dlaczego? - spytał podejrzliwie.
- Bo ja cię o to proszę? - odrzekłam, wykorzystując zainteresowanie błękitnookiego, który wyglądał teraz na zmieszanego.
- Zgoda - przytaknął ponuro. Nie ogarniam, słowo daję...


Po dwudziestu minutach podróży w całkowitej ciszy, wysiedliśmy na przystanku. Wolnym krokiem doszliśmy do wieżowca, w którym mieszkał chłopak. Lampy uliczne zostały już zapalone, naprawdę robiło się późno i zaczynałam się niepokoić. Jednak nie mogłam przecież spuścić przyjacielowi Jamiego niebezpieczeństwa na łeb. Ci zmiennokształtni atakowali zwykle w nocy. Co za różnica, w jakim kraju...
- Jeszcze raz dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się do Raphaela, ale nawet nie spojrzał.
- Taa, nie ma za co - odparł wciąż ponuro.
- No, a teraz wracamy - mruknęłam, spoglądając na Mroza i Benneta - Ciotka będzie się martwić - dodałam, po czym uśmiechnęłam się jeszcze raz w stronę bruneta, który jakby natychmiast lekko się rozweselił.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział i wszedł do klatki wieżowca. My tymczasem ruszyliśmy w stronę odseparowanego od wzroku ludzkiego miejsca, tak abym swobodnie mogła zmienić postać.
- Lecimy od razu? - spytał Jack, podczas gdy na około mnie pojawiła się delikatna, zielona mgiełka - Nie chcesz odpocząć?
- Bardziej boję się czy nic nas nie zaatakuje - odpowiedziałam, przybierając smoczą formę. Czarne łuski odbijały ciepłe światło latarni. - Po za tym mogę odpocząć w domu. W Burgess jest teraz dzień więc powinniśmy być bezpieczni.



Podałam ogonem Jackowi torbę z księgą, a chwilę po tym i on i Jamie siedzieli już na moim grzbiecie. Rozłożyłam skrzydła i machnęłam nimi kilkakrotnie dla rozprostowania kości. Miałam niewiele miejsca. Musiałam się rozpędzić, a wykorzystując jedno mocne odbicie jak przy skoku przez przeszkodę, wzniosłam się w powietrze.


---------------------
Od Autorki: Dzień później niż planowałam, ale oto jest. Krótki jak cholera, ale jest xD Drugi rozdział w ciągu jednego miesiąca. Po tak długiej przerwie mogę być z tego dumna :P

Ogólnie w tym miesiącu pojawi się jeszcze Halloweenowy One-Shot, zastanawiam się nad wymyśleniem zapowiedzi dla niego c:
Oprócz tego, niedługo nad aktualnościami pojawi się mała ankietka, bądźcie czujni C;

A tak po za tym to jak rozdział? Mam nadzieję, że nie wyszedł źle ^^' Za błędy, których nie wyłapałam przed publikacją przepraszam. Postaram się takowe ewentualności szybko naprawić ^^

Do następnego!

Ann Varcon

P.S. Zapraszam na swoją stronę z rysunkami c:   https://www.facebook.com/AnnVarconArt

2 komentarze:

  1. Boże nawet nie wiesz jak ja uwielbiam tego bloga. Jeden, jedyny który mi się tak spodobał o Jacku <3
    Mam nadzieję, że już niedługo uwolnią swoich przyjaciół i Jack odzyska swoją moc.
    Dziękuję Ci za tego bloga i czekam na następny rozdział.
    Dużo weny życzę i do następnego :)
    Raven di Angelo xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Ogromnie cieszy mnie, że mój blog ci się podoba :3
      A historia nieuchronnie zmierza do pierwszego punktu kulminacyjnego ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za komentarze, to naprawdę motywuje :)

Linki pod rozdziałami będą ignorowane - masz do tego osobną zakładkę: Księgę Gości